Zanim powiecie, że Caro Plus to przecież żaden klasyk, bo powstał już po przejęciu FSO przez Daewoo – spójrzcie na ten grill, nawiązujący do innych modeli koreańskiej marki – i nawet w latach 90. zamiast sentymentu budził już co najwyżej lekkie zakłopotanie, to przyznamy, że... macie sporo racji. Najstarsze Daewoo-FSO Polonezy Caro mają bowiem dopiero 23 lata i kojarzą się raczej z cięciem kosztów i odgrzewaniem kotleta, już wówczas ciut nieświeżego. Wzrostu cen nawet dobrze zachowanych egzemplarzy raczej próżno się spodziewać, powstaje więc zasadne pytanie: czy warto płacić tyle – auto wystawiono za 14 500 zł – co za Borewicza w przeciętnym stanie, ale dającego szansę na zarobek w przyszłości?
Na pewno zaletą tego egzemplarza jest jego stan – samochód ma według sprzedającego jedynie 30 tys. km udokumentowanego przebiegu. Wnętrze faktycznie wygląda jak nowe, na aucie wciąż są fabryczne opony, które – gdyby ktoś chciał tym egzemplarzem jeździć – należałoby od razu wymienić, do tego lakier na całym nadwoziu ma być fabryczny. Do wglądu oryginalna faktura zakupu z 1997 r.
A zatem – dla kogo takie auto? Dla kolekcjonera raczej średnio, ale już dla kogoś, kto za młodu jeździł z tatą/wujkiem/dziadkiem takim cudem i teraz szuka wyróżniającego się z tłumu auta do jazdy na co dzień, to... czemu nie? Będzie na pewno oryginalniej niż niejedną perełką z importu, po której Niemiec z Holendrem wycierali swoje załzawione oczy! Trzeba tylko mieć słabość do Polonezów.