Mało tego, pojazd zachował częściową gwarancję włoskiej marki, a za układ elektryczny odpowiada firma dokonująca zmian.

Elektryczne za pół ceny

Obecnie flota aut elektrycznych firmy Energa Operator liczy dziewięć Fiatów Panda i jeden Mitsubishi iMiEV. Przedsiębiorstwo prowadzi obecnie szereg innowacyjnych projektów branżowych. Jednym z nich jest Program Smart Grid, związany z inteligentnymi sieciami energetycznymi.

Panda na prąd

- W jego ramach uruchomiliśmy "Program Samochód Elektryczny". Laik może sądzić, że oba przedsięwzięcia nie mają ze sobą nic wspólnego. To błędne myślenie - mówi Marian Kempa, kierownik biura transportu, pełnomocnik zarządu ds. transportu Energa - Operator S.A. - W momencie, gdy samochody elektryczne staną się powszechne, my jako operator sieci dystrybucyjnej musimy być gotowi na ich obsłużenie. Nie chcemy nadmiernie rozbudowywać  naszej infrastruktury sieciowej, ale efektywnie zarządzać tym, czym już dysponujemy. Najpierw zamierzamy sprawdzić na własnej skórze, czy auto na prąd to dobry pomysł, zdobyć potrzebne doświadczenie i oszacować, jak szybko ten rynek może ulec rozwojowi. Na początek kupiliśmy dziewięć Fiatów Panda oraz jedno Mitsubishi iMiEV.

Standardowe auta elektryczne są bardzo drogie w zakupie. - Na rynku pojawiały się już różne marki, zwykle mniej znanych producentów, ale dopiero w tym roku Mitsubishi z modelem iMiEV rozpoczęło rzeczywistą sprzedaż samochodów elektrycznych. Cena tego modelu to około 165 000 złotych. Jest ona bardzo wysoka, lecz mimo to znajdują się chętni na zakup. My jednak podjęliśmy decyzję, że dokonamy konwersji auta z silnikiem spalinowym na samochód z napędem całkowicie elektrycznym. Wytypowaliśmy Fiata Pandę i wybór ten nie był przypadkowy - opowiada Marian Kempa.

Cena Fiata Pandy po konwersji wynosi około 20 tys. euro. Auto z jednostką elektryczną posiada silnik synchroniczny prądu zmiennego o mocy 15kW i momencie obrotowym 105 Nm. Podczas testów pojazdy osiągnęły maksymalną prędkość 150 km/h. W stosunku do modeli z tradycyjnym silnikiem, elektryczne Fiaty mają mniejszą moc silnika, ale nieco wyższy moment obrotowy. Auta można ładować w zwykłym gniazdku elektrycznym (230 V, 16 A). Do pełnego "zatankowania" pojazd potrzebuje około sześciu godzin, co potem wystarcza na przejechanie nawet 150 km.

Dla pełnego naładowania ekologicznych aut potrzeba ok. 18 kWh. W taryfie nocnej Energi koszt 1 kWh razem z opłatą zmienną wynosi 0,2688 zł. Jedno "tankowanie do pełna" to więc niecałe 5 zł. Kierowca, który samochodem elektrycznym w ciągu miesiąca przejedzie 2000 kilometrów, zużyje około 240 kWh energii, za które zapłaci około 65 zł. Auto z silnikiem spalinowym na tym samym dystansie spali około 130 litrów benzyny - przy obecnych cenach kosztowałaby ona około 665 zł.

Decydują koszty

Po przekształceniu, koszt pojazdu wynosi o ponad połowę mniej od nowego Mitsubishi - W elektrycznych Fiatach układ elektryczny jest bezobsługowy, uzyskaliśmy na niego od firmy zewnętrznej - Klaster Green Cars - gwarancję dwuletnią, a na baterię gwarancję 3000 doładowań. Resztę załatwiamy we własnym zakresie lub w autoryzowanych stacjach obsługi włoskiej marki. Na większość elementów pojazdu nadal mamy gwarancję. Z naszych symulacji kosztowych wynika, że inwestycja zwróci się po przejechaniu około 150 000-170 000 kilometrów. Moim zdaniem potrzebujemy na to około 7-8 lat. Oczywiście, za podobną cenę można by kupić znacznie większy pojazd, jednak w tym projekcie najcenniejsze są doświadczenia z obsługi i utrzymania samochodu na energię elektryczną - opowiada M. Kempa.

Pojazd przeszedł odpowiednie badania diagnostyczne. - Nie chciałbym się wdawać w techniczne szczegóły, ale wspomnę tylko, że silnik elektryczny umiejscowiono w miejscu jednostki spalinowej. Moim zdaniem auto jest nawet bardziej stateczne, a przy tym cięższe o około 40 kilogramów. Nie ingerowano natomiast w konstrukcję pojazdu - mówi przedstawiciel Energi.

Samochody są używane przez służby wsparcia do wykonywania codziennych obowiązków.

- Pojazdy tego typu w naszej firmie nie mają dużych rocznych przebiegów, dlatego tak jak już wspomniałem, liczymy, że te zostaną wyłączone z eksploatacji po około 7-8 latach. Co z odsprzedażą? Myślę, że samochody te mają szansę zostać egzemplarzami "pamiątkowymi", które pozostaną w przedsiębiorstwie jako eksponaty obrazujące, jak rodziła się nowa era motoryzacji - śmieje się Marian Kempa.

Rzucają się w oczy

Pojazdy mają stosowny branding i nie sposób ich nie zauważyć na drodze. Obecnie samochody ładowane są na terenie firmy. Po zakończonym dniu pracy wracają do siedziby i są podłączane do źródła prądu. Zakup aut elektrycznych przez firmę energetyczną jest jak najbardziej logiczny.

- Szacuje się, że w 2020 roku około 20% pojazdów jeżdżących pod drogach będzie miało napęd elektryczny. Jako operator i dostawca energii elektrycznej liczymy na możliwość oferowania prądu do tych aut. Tak więc nasze zainteresowanie nimi jest jak najbardziej zrozumiałe. Poza tym jesteśmy firmą dbającą o środowisko i chcemy być pionierem we wprowadzaniu "zielonej" energii do codziennego życia - argumentuje kierownik biura transportu Energi.

Liczy się ta chwila

Zdaniem niektórych ekspertów, auta elektrycznie wcale nie są tak ekologiczne jak głoszą media. - Auta elektryczne same w sobie są ekologiczne. Problem leży gdzie indziej -  musimy sobie odpowiedzieć na pytanie, czy prąd, który jest wykorzystany do ich ładowania, pochodzi ze źródeł ekologicznych. Energia elektryczna dystrybuowana do naszych klientów w 14% pochodzi z "zielonych" źródeł i procent ten z każdym rokiem będzie większy. Aby więc poznać odpowiedź, należałoby przeprowadzić precyzyjne obliczenia, ile zanieczyszczeń wyemitujemy z silnika spalinowego na odcinku 100 km, a ile elektrownia węglowa wyemituje do atmosfery zanieczyszczeń przy produkcji energii równej 13 kWh, bo tyle zużywamy na przejechanie 100 km. Są różne samochody i różne elektrownie, więc rozpiętość wyników jest nieunikniona - opowiada Marian Kempa z Energi.

I zaraz dodaje: - Dla mnie ważną kwestię stanowi fakt, że samochód spalinowy zatruwa środowisko tam, gdzie się w danej chwili znajduje. Elektrownia zazwyczaj ma lokalizację z dala od ośrodków miejskich, dlatego jej bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia ludzkiego jest mniejsze. Ponadto łatwiej kontrolować i poprzez unowocześnianie elektrowni wpływać na poziom emisji zanieczyszczeń w jednym miejscu, niż mieć setki tysięcy aut z silnikami spalinowymi, które w sposób niekontrolowany zanieczyszczają nasze środowisko. Tak więc uważam, że "zielony wizerunek" Energi nie znajduje się w niebezpieczeństwie.

Cena barierą, ale…

A jak przedstawiciel Energi ocenia przyszłość aut elektrycznych w firmach? - Zakup takiego samochodu zarówno do firmy, jak i w celach prywatnych musi się po prostu opłacać - opowiada Marian Kempa. - W przypadku samochodów, które będą kosztowały w granicach 150 000 zł, trudno mówić o ekonomiczności. Jeżeli zaś koszty zakupu pojazdów elektrycznych spadną, a różnica w cenie paliwa i prądu wzrośnie, to nastąpi taki moment, że rynek samochodów na napęd elektryczny stanie przed szansą dynamicznego rozwoju. Na dzień dzisiejszy i przez okres najbliższych pięciu lat, większą popularność zyskają auta po wykonaniu konwersji, ze względu na niższą cenę "zakupu".

Na rynku funkcjonuje wiele firm, wykorzystujących samochody do poruszania się na stosunkowo małym obszarze - np. w mieście, gdzie dziennie pokonują ok. 40-50 km. - W takim przypadku opłaca się kupić pojazdy z napędem elektrycznym, których zasięg wyniesie tylko 70-80 km, co w znaczący sposób obniży koszt zakupu takiego auta. To właśnie dla takich firm posiadanie aut elektrycznych będzie najbardziej ekonomiczne i to one będą prekursorami na tym rynku - prognozuje M. Kempa.

Rząd poczeka na Unię?

Problem dla rozwoju pojazdów elektrycznych wciąż stanowi brak pomocy polskiego rządu, który nie chce wzorem innych państw europejskich wprowadzić specjalnych preferencji zakupowych lub dotyczących użytkowania pojazdów. - Obawiam się, że jeżeli takie preferencje nie zostaną narzucone prze UE, to nasz rząd nie wystąpi przed szereg - komentuje Marian Kempa.