Auto Świat Wiadomości Aktualności Elon Musk chciałby zabrać pracę kierowcom taksówek, ale nie potrafi. Na razie odpala lipne "Robotaxi"

Elon Musk chciałby zabrać pracę kierowcom taksówek, ale nie potrafi. Na razie odpala lipne "Robotaxi"

W kwestii gier słownych Elon Musk nie ma wielu sobie równych. Kiedyś oferował funkcję "autopilota", który nie był żadnym autopilotem, potem FSD – opcję "w pełni autonomicznej jazdy", ale pod kontrolą kierowcy i na jego wyłączną odpowiedzialność. Dziś ma z tych powodów na głowie prawników i liczne pozwy, w tym z racji powodowanych przez auta śmiertelnych wypadków. Ale teraz Tesla naprawdę idzie na całość: ogłosiła właśnie, że uruchamia w San Francisco płatne usługi Robotaxi, ale... z prawdziwym kierowcą z krwi i kości. O co chodzi?

Tesla Cybercab – wczesny prototyp
Josiah True / Shutterstock
Tesla Cybercab – wczesny prototyp
  • Po średnio udanych testach autonomicznych taksówek w Austin (USA) Tesla na dniach uruchamia płatne przejazdy "Robotaxi" w rejonie San Francisco
  • Firma nie ma jednak zgody władz na wprowadzenie płatnej usługi przewozów za pomocą autonomicznych taksówek
  • Nie bez powodu jednak "Robotaxi" umieszczamy w cudzysłowiu – w tym przypadku pod tą zapowiedzią Elona Muska kryją się... zwykłe Tesle Y z "nadzorcą" na miejscu kierowcy
  • Tesla najprawdopodobniej nie dysponuje niezbędnym do oferowania autonomicznych przejazdów systemem autonomicznym na poziomie czwartym i jest daleka do stworzenia go – cała akcja ma na celu zmylenie inwestorów: Mają oni uwierzyć w gwałtowne przyspieszenie rozwoju tej usługi
  • Robotaxi – według Elona Muska – ma zapewnić Tesli wielomiliardowe dochody w sytuacji pogarszającej się rentowności produkcji samochodów

Pierwszy problem w tym, że Tesla prawdopodobnie nie zarabia już na produkcji samochodów. Aby utrzymać sprzedaż na sensownym poziomie, firma nieustannie obniża ceny, a przecież koszty produkcji nie maleją. W USA nawet rosną, za co odpowiada polityka prezydenta Donalda Trumpa – w ciągu trzech miesięcy ceny stali i aluminium dla przemysłu motoryzacyjnego wzrosły z grubsza o połowę.

Ponadto – jedną piękną ustawą – drastycznie obcięto w USA państwowe wsparcie dla samochodów elektrycznych, które dla Tesli były istotnym źródłem dochodów.

Przeczytaj także: Jechał samochodem i zauważył zawiniątko. To było 20 tys. euro

Elon Musk od lat zapowiada Robotaxi – autonomiczne taksówki

Bzikiem Elona Muska – i jednocześnie nadzieją na przetrwanie Tesli – są autonomiczne taksówki nazywane Robotaxi. Autonomicznych taksówek mają być tysiące, a zyski płynące z tego biznesu mają iść w miliardy. Autonomiczne taksówki Muska miały wyjechać na ulice już dobre parę lat temu, ale na razie są w fazie testowej.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Tesla miała być pierwsza w tym biznesie – przecież jako pierwsza zaoferowała klientom "autonomiczne" samochody, tzn. samochody wyposażone funkcja "autopilota". Tylko tak: Waymo – konkurencja Tesli – wyprzedziła Firma Elona Muska o kilka długości, oferując w wielu miastach USA przejazdy bezpłatnymi taksówkami, które działają. Jednocześnie sytuacja Waymo – firmy obecnie nieporównywalnie bardziej zaawansowanej technologicznie przynajmniej w biznesie autonomicznych taksówek – pokazuje, że jest jeszcze jeden problem.

Po co komu floty autonomicznych taksówek?

Taksówka popularnej firmy przewozowej
Taksówka popularnej firmy przewozowejMino Surkala / Shutterstock

Istotnie, wypuszczenie na ulice tysięcy niedrogich, samoobsługowych taksówek to biznes obliczony na miliardowe zyski, takie perpetuum mobile. Jeśli ktoś się zastanawia, po co firmy samochodowe inwestują w dziesiątki systemów pozwalających na automatyzację jazdy w samochodach, którymi jeździmy na co dzień, to odpowiedź jest prosta: właśnie po to. Po to, by systemy te testować w realnym ruchu drogowym, uczyć je, aby na końcu powstały autonomiczne samochody. Ostatecznie największym kosztem w firmie przewozowej – tak w każdym razie wychodzi z obliczeń ekspertów od Excela – jest ten gruby, wiecznie niezadowolony facet, który siedzi na miejscu kierowcy, potrzebuje przerw, potrzebuje zmiennika, który domaga się podwyżek i po 16 godzinach za kółkiem powoduje wypadki, bo jednak przerwy wykorzystuje po to, by pracować dla konkurencji.

Tesla zatrzymała się w rozwoju, inni prą do przodu

Rzecz w tym, że król autopilota – Elon Musk – jest nagi. Nagle okazuje się, że po wielu latach od pierwszego udostępnienia nabywcom zwykłych samochodów tak zwanego "Autopilota" (system autonomicznej jazdy na poziomie 2) Tesla nie ma systemu autonomicznej jazdy na poziomie czwartym (skala autonomiczności kończy się na "5"), a to właśnie minimum, by wypuścić na ulice (na ograniczonym terenie) autonomiczne taksówki.

Powiecie: ależ przecież parę tygodni temu na ulicach amerykańskiej miejscowości Austin pojawiły się Robotaxi Tesli. Oj, nie do końca. Na ulice wypuszczono Tesle Y wyposażone w najnowszą odsłonę Systemu FSD (Full Self Driving – system autonomicznej jazdy na poziomie trzecim) z całkowicie odblokowanymi funkcjonalnościami. Żeby jednak nie doszło do nieszczęścia, zawsze na prawym siedzeniu auta siedział pracownik Tesli czuwający nad przebiegiem procesu. Jednocześnie nad każdym przejazdem czuwali operatorzy z "centrum dowodzenia", mogący w dowolnym momencie zdalnie zatrzymać samochód. Pierwsze przejazdy były symbolicznie płatne, ale – i to kolejna ciekawostka – nie każdy mógł taki przejazd zamówić. Tylko wyselekcjonowani, wcześniej umówieni fani marki Tesla, youtuberzy, blogerzy, Itp. I cóż... nie wszystko poszło tak, jak powinno. Okazało się, że operatorzy czuwający nad bezpieczeństwem jazdy na prawym siedzeniu musieli interweniować wielokrotnie, a i tak nie zapobiegli niebezpiecznym manewrom. Podstawowa różnica pomiędzy zwykłą Teslą Y a Teslą Y realizującą przejazd "autonomiczny" jest taka, że nadzór przeniesiono z miejsca kierowcy na miejsce pasażera. Przy okazji cały świat dowiedział się, że technologia autonomiczna Tesli nie jest jeszcze gotowa, choć miała być. Jednocześnie wielu komentatorów zaczęła tłumaczyć (niektórzy robią to od dawna), że ta technologia nie tylko nie jest gotowa, ale ona w tym wydaniu nigdy nie będzie gotowa.

Robotaxi Tesli rusza w San Francisco, by oszukać inwestorów

Tesla przeprowadza w rejonie San Francisco testy od 2016 roku, ale jeszcze nie zaraportowała lokalnym władzom – donosi Agencja Reutera – ani jednej mili przejechanej w trybie całkowicie autonomicznym. W tym samym czasie konkurent – firma Waymo – zaraportował pokonanie w trybie testowym kilkunastu milionów km i ostatecznie w 2023 roku uzyskał zgodę lokalnych władz na udostępnianie klientom płatnej usługi w postaci przejazdu taksówkami autonomicznymi bez kierowcy.

Autonomiczny samochód Waymo
Autonomiczny samochód WaymoKomputer Świat

A jednak Elon Musk ogłosił, że Robotaxi zaczyna płatny serwis w tym rejonie już w najbliższych dniach. Jak? Bardzo prosto: w każdym samochodzie na miejscu kierowcy będzie siedział człowiek i będzie on nadzorował przejazdy. Z polskiego na nasze: Elon Musk udostępni klientom usługę przejazdu z Teslą Y, której kierowca będzie korzystał – na ile to możliwe – z systemów zautomatyzowanej (nie autonomicznej – to różnica) jazdy. Czym to się różni od przejazdu taksówką Ubera czy Bolta wyposażonej w zestaw różnych systemów ADAS (wspierających kierowcę) prowadzonej przez zmęczonego imigranta? No cóż... technicznie niczym.

Inwestorzy posiadający akcje Tesli dostali jednak pocieszającą informację: zapowiadana od lat autonomiczna taksówka Tesli rusza na podbój miejskich ulic. Tyle, że nie autonomiczna, nie zapowiadany Cybercab lecz zwykła Tesla Y, no i z kierowcą. Kto by tam jednak zwracał uwagę na drobiazgi...

Czy Robotaxi Muska w ogóle powstanie?

Niektórzy komentatorzy największy problem widzę w tym, że system zwany najpierw autopilotem, który następnie stał się systemem FSD, opiera swoje działanie wyłącznie na kamerach zainstalowanych w pojeździe. Inaczej niż konkurenci, Tesla nie chce instalować radarów i liderów – najpierw nie chciała dlatego, aby obniżyć koszty, a teraz pewnie dlatego, że po zmianie koncepcji trzeba by ten system budować całkowicie od nowa. A kamera nie zawsze widzi – nie widzi np. we mgle.

Robotaxi: jest jeszcze jeden problem...

Problemem jest to, o czym dżentelmeni podobno nie rozmawiają. Okazuje się bowiem, że o wiele bardziej zaawansowana konkurencja Tesli z biznesowego punktu widzenia zajmuje się głównie przepalaniem pieniędzy. Waymo nie zarabia na autonomicznych przejazdach, dokłada do każdego przejechanego kilometra. Jest tak za sprawą ogromnych inwestycji w samochody oraz infrastrukturę, ale także z powodu kosztów bieżącego utrzymania floty nowoczesnych, naszpikowanych elektroniką pojazdów.

Nie bez powodu na rynku, na którym "cena czyni cuda", ci znudzeni życiem i "roszczeniowi" taksówkarze najczęściej korzystają z tanich, niejednokrotnie skrajnie wyeksploatowanych pojazdów, wybierają modele, które są najtańsze, najbardziej bezproblemowe, zużywające najmniej paliwa czy też energii elektrycznej. Nie da się inaczej zarobić na życie. Nie jest zatem pewne, czy autonomiczne taksówki, które co do zasady muszą być nowoczesne i drogie, faktycznie mogą upowszechnić się na tyle, by zarobić na siebie i odebrać robotę imigrantom z Bangladeszu gotowym robić po 16 godzin na dobę.

Za ewentualne niepowodzenia firm technologicznych zapłacą jednak nie ich założyciele, tylko inwestorzy, którzy dali się i wciąż dają się zwodzić ekspertom od Excela i wizjonerom takim jak Elon Musk. Jakoś mi ich nie szkoda.

Autor Maciej Brzeziński
Maciej Brzeziński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji