Cała historia rozegrała się w Niemczech, ale nie wiadomo, czy podobne rzeczy nie będą sie niedługo działy także u nas. Constanze Gutzeit z Dusseldorfu bardzo się zdziwiła, gdy w skrzynce pocztowej znalazła mandat za przekroczenie prędkości. Zdjęcie białego Smarta wykonano na autostradzie A 44, prędkość została przekroczona o 33 km/h, należy się 100 euro i 3 punkty karne! No cóż, zdarza się ale jest jedno „ale”: po pierwsze nasza bohaterka tego dnia nie podróżowała autostradą, nie jest ani właścicielem ani nawet użytkownikiem uwiecznionego Smarta, a za kierownicą siedzi nie ona, lecz kobieta do niej podobna.

Skąd w ogóle władze wpadły na pomysł wysłania mandatu do pani Gutzeit? W pierwszej kolejności wysłano go do właścicielki Smarta. To oznajmiła, że to nie ona siedzi za kierownicą. Jako „podejrzana” nie musi udzielać żadnych innych informacji i z tego prawa skorzystała. Urząd nie dał jednak za wygraną. Ktoś z urzędników wszedł na facebookowy profil właścicielki Smarta, później jej syna i – po nitce do kłębka – wśród jego znajomych znalazł Constanze Gutzeit, która rzeczywiście jest podobna do kobiety prowadzącej Smarta.

Głupia pomyłka można by rzec i odstąpić od ukarania Gutzeit. Ale to nie okazało się takie proste – mimo wielu tłumaczeń sprawa trafiła do sądu. Adwokat domniemanej sprawczyni „pobił” urząd jego własną bronią – na profilu syna właścicielki Smarta również znalazł osobę, która była bardzo podobna do uwiecznionej na fotoradarowej fotce kobiety. Okazało się, że to córka właścicielki Smarta! Do tego na aucie widać naklejone na nadwozie inicjały dziewczyny.

Sąd w Dusseldorfie miał więc łatwe zadanie. Skąd w ogóle pomysł na tego typu „śledźtwa” na Facebooku? Odpowiedź jest prosta: jeśli użytkownik na swoim profilu nie zabezpieczy swoich danych (w tym zdjęć) i są one ogólnodostępne, urzędy także mogą z nich korzystać. Wnioski z tego niech każdy wyciągnie sam!