Centrum miasta jest kompletnie zakorkowane. Aby przejechać kilkanaście metrów trzeba niekiedy czekać i pół godziny. Ale mało kto czeka tu spokojnie. Samochody wjeżdżają na chodniki, wpychają się na skrawki wolnego miejsca na skrzyżowaniach powodując jeszcze większe korki. Za to kiedy nareszcie zrobi się kawałek wolnej drogi - obowiązuje zasada: gaz do dechy. Toteż typowa stłuczka na ulicach Petersburga, a jest tu ich bez liku, wygląda tak, że wywalone są poduszki bezpieczeństwa, samochody nierzadko nadają się do kasacji, a kierowcy kłócą o to, kto miał pierwszeństwo. Nie są to tylko słowne pojedynki na argumenty. Coraz częściej dochodzi w takich sytuacjach do rękoczynów, więc jeśli ktoś nie ucierpiał w wypadku, może doznać potłuczeń podczas dochodzenia swych racji.

Rosjanie bardzo niedawno przesiedli się z wołg, ład i żiguli na drogie i szybkie zachodnie maszyny. Samochodów przybywa z dnia na dzień. Kiedy dwa lata temu zamieszkałem w nowym apartamentowcu w dzielnicy Primorskaja, w pobliżu był jeden salon samochodowy Forda. Dziś obok niego powstały salony Mazdy i Peugeota, a kawałek dalej kolejne: BMW, Volvo, Lexusa i Subaru. Na granicy z Finlandią w wielokilometrowych korkach stoją ciężarówki z nowymi samochodami najróżniejszych marek, a obok, w innej kolejce auta używane prowadzone przez ,"pieregonszczyków", ludzi wynajętych po to, aby sprowadzić zza granicy upatrzony pojazd. Na taką lawinę samochodów nie są przygotowani ani kierowcy, ani ulice, ani milicja drogowa.

Jest jeszcze coś, o czym należy pamiętać wybierając się na przejażdżkę ulicami Petersburga. To "rosyjska dusza", która dziś chyba nigdzie nie manifestuje się z taką mocą jak właśnie w ruchu ulicznym. "Hamulce wymyślili tchórze" - głosi popularne wśród rosyjskich kierowców powiedzonko. Czy po jakimś mieście trudniej jeździć niż po Petersburgu? O, tak. Po Moskwie! W porównaniu z rosyjską stolicą ulice Petersburga sprawiają wrażenie sennych i prowincjonalnych.