Mogą do woli przekraczać prędkość i łamać przepisy. Nawet jeśli spowodują wówczas wypadek, wszelkie koszty naprawy pokryje ubezpieczyciel. Takiego typu polisy wybrało kierownictwo GITD. W końcu jej szef sam jest fanem sportowej jazdy, która bezpieczna przecież nie jest.

Jak ustalił Fakt, w umowach ubezpieczeniowych, które Generalny Inspektorat Transportu Drogowego wykupuje dla swoich 68 samochodów pojawiła się tak zwana "klauzula prędkości". Co to takiego? Specjalny zapis gwarantujący wypłatę ubezpieczenia w sytuacji, gdy kierujący służbowym pojazdem znacząco przekroczy prędkość czy na przykład przejedzie skrzyżowanie na czerwonym świetle i doprowadzi do wypadku.

"Ubezpieczyciel nie będzie odmawiał lub ograniczał wypłaty odszkodowania jeśli w chwili zdarzenia (...) kierujący przekroczył prędkość i nie dostosował się do przepisów prawa o ruchu drogowym" - brzmi specjalny warunek postawiony przez ludzi inspektora Połecia. Po co taki zapis? Przekonał się o tym czytelnik Faktu, który zarejestrował piracki rajd jednego z samochodów GITD.

Wśród aut objętych specjalnym ubezpieczeniem dla piratów drogowych są i samochody wyposażone w mobilne fotoradary, i te wyposażone w koguty, jak również zwykłe cywilne samochody. Jeden z oferentów proponował, aby zawęzić "klauzulę prędkości" dopisując, że odszkodowanie będzie wypłacone w sytuacjach "z wyłączeniem rażącego niedbalstwa". Odpowiedź szefów GITD była krótka: "Zamawiający nie wyraża zgody na zmiany w proponowanym zakresie".

Zresztą co się dziwić skoro szef GITD gna po Warszawie mając na liczniku 84 km/h, a czasami i 100 km/h? Ile będzie kosztowało ubezpieczenie wszystkich samochodów GITD z tą klauzulą? Chociaż zapytaliśmy oto urzędników, to odpowiedź nie nadeszła...