To o ok. 30 tys. więcej niż w 2002 roku, jednak zdaniem fachowców to wierzchołek góry lodowej: - Według naszych szacunków tylko co piąte auto trafia do stacji złomowania - informuje Jerzy Izdebski z FORS. - Dokładne dane na ten temat będą dostępne dopiero od początku 2007 roku, kiedy ruszy w Polsce system składania sprawozdań z działalności stacji recyklingu.Polski rynek - wysypisko Europy?Od 1 lipca tego roku zwiększono wymagania wobec stacji (każda musi być wyposażona m.in. w podnośniki samochodowe, nożyce do blach, urządzenia do demontażu szyb, prasy hydrauliczne, odpowiednio utwardzony i szczelny teren oraz system separacji płynów i odprowadzania ścieków). Zdaniem FORS część zakładów, które nie uzyskały pozwolenia, być może złomuje auta, wystawiając wsteczną datę zaświadczeń niezbędnych do wyrejestrowania pojazdu w urzędzie miasta.Pod koniec 2004 roku 36,7 proc. samochodów osobowych zarejestrowanych w naszym kraju miało 16 lub więcej lat. Dochodzi do tego masowy prywatny import - od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej w maju zeszłego roku przyjechało do nas ok. 1,4 mln pojazdów (w tym roku prawie 600 tys.). Według Eurotaxu około 70 proc. z nich miało więcej niż 10 lat. - Władze Stuttgartu przygotowały plan zakładający, że od roku 2007 wprowadzony zostanie zakaz poruszania się w mieście autami osobowymi z silnikiem wysokoprężnym, które nie spełniają normy emisji spalin Euro 1 - informuje Magda Kraczyńska z firmy Eurotax. - Od 2009 r. zakaz obejmie samochody zarejestrowane do grudnia 1999. O podobnych ograniczeniach myślą inne niemieckie miasta, np. Frankfurt. Zakaz nie będzie obejmował tych aut, w których właściciele zainstalują filtry cząstek stałych. Naszym zdaniem takie pojazdy trafią w większości do Polski. Za tym faktem przemawia także wzrost cen benzyny i nowa ustawa o VAT wycofująca z rynku około 60 modeli samochodów, które można było kupować na firmę, odliczając ten podatek.Jeżeli to prawo zostanie uchwalone, rynek niemiecki po raz kolejny oczyści się z trujących samochodów (szacunkowe dane mówią o tym, że po niemieckich drogach jeździ 3,8 mln aut osobowych oraz 1 mln lekkich pojazdów dostawczych, które spełniają normę od Euro 0 do Euro 1). Sama Unia ma jednak problem z samochodowymi odpadami: - Zagospodarowanie samochodów jako odpadów niezbyt dobrze działa w Unii Europejskiej - mówi Jerzy Izdebski. - Według analiz ACEA (the European Automobile Manufacturers Association - europejskie stowarzyszenie producentów samochodów) ok. 30 proc. demontowanych samochodów nie trafia do właściwych stacji.Demontaż kontrolowanyZe zdezelowanym Daewoo Matizem (auto było po dachowaniu) udaliśmy się do firmy Cadilak z Bochni, jednej z 243 uprawnionych stacji demontażu w Polsce. Uszkodzenia samochodu były na tyle mocne, że remont się nie opłacał. Po wstępnych oględzinach auta właściciel stacji wycenił je na 2100 zł. Przedziurawił tablice rejestracyjne i dowód rejestracyjny i wystawił odpowiednie zaświadczenie, z którym złomujący pojazd udał się do miejscowego wydziału komunikacji, aby wyrejestrować Matiza. My zaś prześledziliśmy część drogi, którą przebyło to "umierające" auto.Najpierw Matiz został zważony na wadze: - To konieczny element każdej rozbiórki - mówi Stanisław Grzesik, właściciel stacji. - Zważyć trzeba także wszystkie wymontowane części, płyny i samo nadwozie. Bilans w końcowym raporcie musi się zgadzać. Następnie sprawdzono stan silnika pojazdu. Okazało się, że Matiz nie ma już odpowiedniej kompresji w jednym z cylindrów. Drugim etapem "śmierci" było tzw. osuszenie, podczas którego usunięto z auta wszystkie niebezpieczne substancje. Przepracowany olej sprzedany został do rafinerii (rynkowa cena od 300 do 1000 zł za tonę), akumulator firmie produkującej tego typu urządzenia, opony cementowni (za symboliczną złotówkę od tony), zaś płyn hamulcowy i chłodzący oddano firmie utylizującej (w tym wypadku firma demontująca płaci od 1 do 5 zł za kilogram). Potem zdemontowano wszystkie części, które da się sprzedać. W tym momencie rozstaliśmy się z autem, ponieważ rozbiórka, magazynowanie i ewidencja części miały potrwać jeszcze kilka dni. Wiadomo jednak, że gdy ten etap się zakończy, nadwozie Matiza zostanie sprasowane i wraz z innymi pojazdami trafi do wysypiskowej strzępiarki (cena złomu to około 50 groszy za kilogram), gdzie ostatecznie zostanie oczyszczone z lakieru i pozostałych elementów, tak aby można było otrzymać z niego czystą stal.Na czym zarabiają?Nie wiemy dokładnie, ile części udało się wydobyć ze złomowanego Matiza. Cadilak utylizował już podobne auta i z egzemplarza w gorszym stanie wymontował części o wartości rynkowej ponad 6 tys. zł: - Niestety nie zawsze wszystkie części udaje się sprzedać - wyjaśnia właściciel Cadilaka. - Poza tym demontujemy także dużo mniej opłacalnych pojazdów. Mowa oczywiście o starszych autach, za które czasem nawet się już nie płaci (tak dzieje się np. w przypadku Fiatów 126). Firma musi zatrudnić pracowników i odprowadzać podatki. Według obliczeń Stanisława Grzesika od jednego zdemontowanego pojazdu odprowadza się do skarbu państwa od 250 do 270 zł. Jego stacja może przerobić rocznie od 2 do 2,5 tys. pojazdów. W zeszłym roku zyskał "na czysto" 73 zł na jednym aucie. Firma wraz z kilkudziesięcioma innymi działa w systemie Ares, który pozwala znaleźć i zakupić potrzebną część w internecie: - To nasza broń w walce z nielegalnymi warsztatami i giełdami - mówi właściciel Cadilaka.Kto decyduje o złomowaniu?Ta kwestia została dość dobrze uregulowana prawnie, ale brakuje niektórych przepisów szczegółowych, np. rozporządzenia "w sprawie wymagań technicznych, których niespełnienie powoduje zaliczenie pojazdu do odpadów". Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad nim od marca zeszłego roku. Bez niego uznanie uszkodzonego auta za odpad zależy od oceny właściciela. - Niektórzy mówią, że projekt leży tak długo w ministerstwie ze względu na silne lobby firm ubezpieczeniowych - mówi Jerzy Izdebski z FORS. - Rozporządzenie wymusiłoby uznawanie niektórych rozbitych pojazdów za odpad, który może być przekazany tylko do stacji demontażu. W takim wypadku stacja unieważniałaby dokumenty pojazdu. W związku z tym kwota uzyskana za pozostałości po aucie byłaby niższa od wartość jego dokumentów. Aktualnie niezauważany przez organy ścigania rynek dokumentów pozwala na ich sprzedaż bez żadnych trudności. Wartość dokumentów i pozostałości po pojeździe ubezpieczyciele odliczają od wypłacanej kwoty odszkodowania. Producenci muszą demontowaćZgodnie z dyrektywą unijną i polskimi przepisami do2007 roku producenci aut zobowiązani są nie tylko do ograniczenia zawartości szkodliwych substancji przy produkcji samochodów i wprowadzenia materiałów ułatwiających recykling, ale również do zbudowania własnych sieci demontażu pojazdów. W praktyce wygląda to tak, że przedstawiciele koncernów w Polsce podpisują umowy z już istniejącymi stacjami demontażu. Obecnie na naszym rynku zarejestrowane są 243 stacje spełniające wymogi unijne w zakresie ochrony środowiska i wyposażenia w specjalistyczne urządzenia do demontażu.