"Dzisiaj zawnioskowałem o ujawnienie majątku przez Donalda Tuska i Waldemara Pawlaka. Polacy mają prawo wiedzieć, jakie są ich dochody, gdzie zarabiają pieniądze, jaki mają majątek. Jestem przed Sejmem, stoi tutaj piękne Ferrari. Nie wiemy, czy to jest Ferrari Donalda Tuska, czy Waldemara Pawlaka, ale chcemy to, Szanowni Państwo, wiedzieć, i mam nadzieję, że w końcu Donald Tusk, pierwszy raz od ośmiu lat, pokaże swoje oświadczenie majątkowe". Takimi słowami Janusz Kowalski, poseł Solidarnej Polski, w nagraniu, które pojawiło się na jego koncie na Tik Toku, rozpoczął swoje "śledztwo" na sejmowym parkingu, prezentując, swoją drogą faktycznie piękne, Ferrari Portofino.

"Śledztwo" to miało z pewnością być nawiązaniem do wezwania pod adresem Donalda Tuska oraz Waldemara Pawlaka, które w ubiegłym tygodniu wygłosili dwaj posłowie Solidarnej Polski — Michał Wójcik i Janusz Kowalski. Wójcik w rozmowie z mediami tłumaczył: "Chodzi tutaj o ewentualny udział w różnych spółkach, we władzach tych spółek, w różnych fundacjach. Opinia publiczna nie powinna dowiadywać się o tym z artykułów prasowych, z mediów, które prowadzą dziennikarskie śledztwa w tych sprawach, tylko te osoby powinny jawnie przedstawić, jak tworzony był ich majątek w ostatnich latach".

Zaparkowane przed Sejmem Ferrari okazało się jednak nie należeć ani do Donalda Tuska, ani do Waldemara Pawlaka. Jego właściciel, Radosław Lubczyk z klubu PSL-KP, skomentował całą sprawę we wpisie na Twitterze. Zasugerował w nim, że Janusz Kowalski powinien "przestać siać propagandę i wziąć się za pracę".

Ferrari Portofino, będące następcą modelu California, ma pod maską ma 600-konne V8 o pojemności 3,9 litra, pozwalające mu osiągnąć pierwszą "setkę" już po 3,5 s. Prędkość maksymalna wynosi 320 km/h.