- W ramach wydarzenia z Robertem Kubicą na torze Silesia można było samemu przekonać się, jak słynny polski kierowca radzi sobie z prowadzeniem pojazdu na śliskiej, mokrej nawierzchni
- Przy okazji spotkania Kubica podsumował tegoroczny sezon i przybliżył swoje plany na przyszły rok
- Odpowiadając na pytania dziennikarzy, zawodnik mający cały czas styczność z Formułą 1 opowiedział o wielu ciekawostkach związanych z jazdą bolidem F1
- Więcej takich tekstów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
"Jedyną rzeczą, nad którą nie mamy kontroli, jest pogoda" — powiedział Robert Kubica, gdy rozmawialiśmy z nim już po zakończeniu jazd na torze Silesia w Kamieniu Śląskim. Podczas pokonywania kolejnych okrążeń w roli głównej występował oczywiście słynny polski kierowca, który nawet na mokrym torze chciał w choć minimalnym stopniu pokazać uczestnikom spotkania, jak czuje się sportowy kierowca podczas ekstremalnej jazdy.
Chociaż i tak emocji nie brakowało, ze względu na warunki atmosferyczne na pewno można mówić o pewnym niedosycie. Dlaczego? M.in. dlatego, że na dohamowaniu po długiej prostej na śliskiej nawierzchni przeciążenia sięgały ok. 1,2 G. A jak powiedział Kubica, jadąc bolidem Formuły 1, kierowcy muszą wytrzymywać przeciążenia rzędu 5-6 G. To dlatego, jak zauważył jedyny Polak zasiadający za kierownicą bolidu, większość okrążenia pokonuje się na bezdechu. Wszystkie zakręty przejeżdża się, nie oddychając, a oddycha się na prostych odcinkach.
Robert Kubica o tegorocznych startach...
Przy okazji rozmów z dziennikarzami Robert Kubica podsumował także swój udział w tegorocznych zawodach. Jak przyznał na początku, sezon był słodko-gorzki, bo z jednej strony był zespół i wszystkie niezbędne elementy, aby móc walczyć o dużo wyższe lokaty, ale w bieżącym sezonie zespół znalazł się na podium tylko raz. W ocenie naszego bohatera najważniejsze było to, że ten raz miał miejsce na Le Mans. A dla Kubicy jest to najważniejszy wyścig sezonu i wygrana tutaj, jak powiedział "jest cenniejsza niż tytuł mistrza świata".
To była ta słodka część sezonu. Gorzka była z kolei dlatego, że nigdy nie udało się zawalczyć o coś więcej, szczególnie w końcówce sezonu, w którym wydawało się, że będzie lepiej niż na początku 2022 r. Jak przekazał Kubica, wiadomo było, że najtrudniejszymi będą wyścigi na Fuji i w Bahrajnie. Jedyną możliwością, aby tam zaistnieć, było polepszenie pewnych rzeczy, ale tak się nie stało. W ocenie Roberta osiągnięte piąte miejsce nie jest rewelacyjne, ale to jest motorsport i teraz jest czas na wyciągnięcie wniosków.
... i planach na przyszłość
Jeśli chodzi o przyszłe plany, Kubica przekazał, że najbliżej mu do tego, aby po raz kolejny wystartować w mistrzostwach świata wyścigów długodystansowych. Celem, który w ocenie kierowcy jest najtrudniejszy i jednocześnie najfajniejszy do zdobycia, jest wyścig w Le Mans. Sama decyzja jest już podjęta na 90 proc., choć to i tak zmiana w stosunku do wcześniejszych ustaleń — jak powiedział Kubica "nie z naszej winy i nie z mojej winy — kiedy to decyzja była podjęta na 99,9 proc. Pytanie pozostaje tylko z kim i z jakimi partnerami zwiąże się Kubica, jeżeli będą to jednak wyścigi długodystansowe.
Jeżeli chodzi o udział w Formule 1, Kubica wprost odpowiedział, że decyzja w tej sprawie jest po stronie Orlenu. Dotyczy to tego, czy będzie uczestniczyć w Formule 1, a jeżeli tak, to w jaki sposób. Kierowca przypomniał, że obecnie jest bardzo mało okazji do jazdy bolidem, bo zgodnie z regulaminem testy są zabronione. Szansa na udział w wyścigu, np. w minionym sezonie, oznaczałaby niemożliwość startu podstawowych zawodników, a nie o to tutaj chodzi.
Mimo sporadycznych przejazdów Kubica stwierdził, że i tak wciąż uważa się za szczęściarza, bo miał okazję jeździć bolidem F1 w 2022 r. A sama jazda tym autem sprawia mu niemal taką samą radość i przyjemność jak kilkanaście lat temu.
Stoicki spokój za kierownicą, który wiąże się z ogromnym wysiłkiem
Przy okazji jednego z pytań Kubica odniósł się do tego, na co sam zwróciłem uwagę podczas przejazdu z tym jednym z najsłynniejszych kierowców. W trakcie pokonywania dwóch okrążeń można było zadawać pytania Robertowi. Nasz zawodnik odpowiadał na nie ze stoickim spokojem, tak jakby rozmowa była prowadzona w kawiarni, a nie sportowym aucie, które na najdłuższych prostych, mimo mokrej nawierzchni, rozpędzało się do 220-230 km/h, by następnie z dużą prędkością przemykać po łukach i zakrętach.
Okazuje się, że ten stoicki spokój, z jakim prowadził rozmowę Robert Kubica, jednocześnie precyzyjnie kontrolując zachowanie auta, którego opony na mokrej nawierzchni pracowały niemal zero-jedynkowo, był tylko pozorny. Sobotnia jazda (26 listopada) była dla kierowcy bardzo trudna, ale nie fizycznie, tylko mentalnie. Zmieniające się w ułamku tysięcznych sekundy warunki (jest przyczepność, nie ma przyczepności) wymuszały poświęcenie ciągłej uwagi na kontrolę warunków i reagowanie na ich zmianę, co skutecznie utrudniało równoczesne prowadzenie rozmowy.
Przy okazji tematu swojego stoickiego spokoju Robert Kubica odniósł się do doświadczeń z wyścigów. Jak powiedział, podczas dwugodzinnego przejazdu w wyścigu Le Mans jego średnie tętno wynosiło 172. I jak zauważył, nie można tego porównać nawet z wyczynową jazdą na rowerze, bo tam wysokie tętno wiąże się z wysiłkiem fizycznym. A w wyścigu dużą część wysiłku stanowi wysiłek mentalny, kiedy to mózg pracuje.
Jako ciekawostkę Kubica podał również, że w Formule 1 najwyższe tętno, nawet ok. 200, kierowcy osiągają w pierwszym zakręcie na początku wyścigu. I nie wiąże się to wcale ze zmęczeniem fizycznym, ale z ogromną koncentracją i uwagą, jakiej wymaga wejście w pierwszy zakręt, gdy jedzie się w bezpośredniej bliskości z pozostałymi bolidami.
Wtedy umysł musi reagować na mnóstwo informacji, trzeba uważać na to, co się dzieje z bolidem zawodnika, ale i pozostałymi bolidami. Tętno rośnie także, gdy kierowca chce wyprzedzić innego zawodnika lub broni się przed jego atakami. Dlatego, jak powiedział Kubica, podczas testów tętno jest dużo niższe niż w trakcie wyścigu.
- Przeczytaj także: Uderzyli BMW w ścianę przy 150 km na godz. Szokujące nagranie daje do myślenia [WIDEO]
Formuła 1 — sport, w którym zawodnik nie może trenować
Wracając do tematu przeciążeń, Kubica stwierdził, że ewenementem obecnego motorsportu jest to, że zawodnicy nie mogą trenować. Kierowca nie może pojechać bolidem Formuły 1, aby przyzwyczaić swoje ciało do przeciążeń. Jeszcze w 2006 r., gdy nasz zawodnik zaczynał swoją przygodę z F1, testów było bardzo dużo. Nawet tydzień w tydzień zawodnicy zasiadali za kierownicą 2-3 dni w tygodniu. I chociaż to były testy, a nie treningi, to pokonując tysiące kilometrów i tak kierowca trenował i przyzwyczajał się do tego, co go czeka podczas wyścigu.
Niestety, w ocenie Kubicy nawet najnowocześniejsze symulatory nie są w stanie oddać realiów. W najlepszych symulatorach, jak powiedział, przeciążenia dochodzą do 2-2,5 G. Dlatego kierowcy nawet nie próbują się przyzwyczajać do przeciążeń.
Dużo lepiej wygląda to w przypadku wytrenowania mięśni szyi, bo z tym łatwiej sobie poradzić. Do tego dochodzi jeszcze nieco zmieniona konstrukcja bolidu, a konkretnie obecność ochrony głowy, tzw. headrestu. Ten jest teraz dużo wyższy niż kiedyś. Gdy monocoque był dużo niższy, szyję było dużo trudniej utrzymać, bo nie było o co się oprzeć. Teraz przy szybkich zakrętach, jak powiedział Kubica, człowiek "odpoczywa", nawet gdy jedzie z prędkością 300 km/h, a przeciążenie osiąga wartość 5 G.
Podczas wyścigu nie można "szastać" koncentracją
Mając na wyciągnięcie ręki kierowcę wyścigowego, któremu nieobce są zawody F1, chciałem dowiedzieć się, czy zawodnik musi być w pełni skupiony i skoncentrowany przez cały czas trwania zawodów, czy może sobie pozwolić na chwile dekoncentracji. Odpowiadając na nie, Robert stwierdził, że "starasz się być skoncentrowanym, ale nie szastać tą koncentracją i energią".
Jak doprecyzował, są sytuacje podczas wyścigu, gdy jest większy stres, więcej adrenaliny i kierowca mierzy się z większym ryzykiem błędu, szczególnie gdy jest walka, gdy są zmienne warunki, jak np. podczas deszczu, gdy jest mniej przyczepności, mniej stabilnie — wtedy dużo łatwiej o błąd. Co prawda jest dużo łatwiej fizycznie, bo nie ma dużych przeciążeń, ale jest dużo trudniej mentalnie. Wtedy ta koncentracja jest jeszcze wyższa.
Do tego dochodzi jeszcze większa liczba zakrętów. Choć wydaje się to absurdalne, bo teoretycznie liczba zakrętów nie zależy od warunków na torze, to z punktu widzenia kierowcy wyścigowego wygląda to zupełnie inaczej.
Gdy jest większa przyczepność, to jak powiedział Kubica, dwa, trzy zakręty na każdym torze "przechodzi się pełnym gazem" i wtedy to nie są zakręty, tylko łuki. A gdy pada, wtedy te zakręty naprawdę stają się zakrętami. Automatycznie zawodnik ma, o powiedzmy, 30 proc. więcej zakrętów i 30 proc. więcej szans na popełnienie błędu, a same zakręty trwają dłużej, bo cały proces hamowania, złożenia auta i wyjścia z zakrętu trwają dłużej. Dlatego też mentalnie jazda w czasie deszczu jest dużo trudniejsza.