Prezenter i dziennikarz znany jest ze słabości do supersamochodów. Ostatnio widywany jest w Ferrari F12 w limitowanej wersji tdf (skrót od Tour de France), dysponującego mocą 770 KM. Nie trzeba było długo czekać, by zobaczyć Wojewódzkiego przy włoskiej supermaszynie na profilu Instagramowym.

Problem w tym, że oprócz pozowanego zdjęcia na tle piekielnie szybkiego i równie drogiego Ferarri F12, Wojewódzki zamieścił zdjęcie z wnętrza auta z widocznym licznikiem prędkości. Na zdjęciu widać też znaki drogowe, które wskazują, że samochód jedzie drogą ekspresową S79, a na liczniku widać… 250 km/h.

Jest to akurat wyświetlacz umieszczony nie przed kierowcą, ale przed pasażerem, stąd można przypuszczać, że zdjęcie zrobił pasażer, a nie kierowca. Jednoznacznie nie wiadomo, kto prowadził auto. To jednak nie zmienia faktu, że ktoś przekroczył prędkość o co najmniej 140 km/h, a Wojewódzki pochwalił się tym na swoim profilu i to z dość jednoznacznym komentarzem: "obiecałem w domu, że wrócę szybko...".

No i się zaczęło

Mimo że zdjęcie jednoznacznie nie określa, że za kierownicą siedział Wojewódzki, to wysypała się fala krytyki za sam fakt promowania takich zachowań wśród młodzieży przez osobą publiczną i popularną. Bez względu na to, czy Wojewódzki prowadził auto, czy był tylko jego pasażerem, daje naganny przykład jako osoba przez wielu uważana za autorytet. O tym chyba telewizyjny celebryta zapomniał.

Warszawskie zrzeszenie "Miasto Jest Nasze" bez owijanie w bawełnę skomentowało zachowanie Kuby Wojewódzkiego, nawiązując do liczby ofiar śmiertelnych na drogach i zapytało się wprost, gdzie jest policja.

"Czym się chwali Kuba Wojewódzki (na Instagramie 1,3 mln. obserwatorów) Tym, że jechał samochodem z prędkością 250 km/h, w Warszawie, na drodze S79. Samochód, którym się poruszał nie miał przednich tablic rejestracyjnych" - czytamy w poście warszawskiej organizacji.

W słowach nie przebiera także prezes stowarzyszenia "Miasto Jest Nasze" Jan Mencwel, który domaga się za takie zachowanie zatrzymania prawa jazdy i konfiskaty mienia.

Do sprawy włączyła się już policja

W komentarzach pod postem Kuba Wojewódzki żartował z Adamem Kornackim, dziennikarzem TVN Turbo, że nie może pisać, bo jest na komisariacie. Przypuszczalnie były to żarty, ale mogą okazać się prorocze, bo dowiedzieliśmy się już, że policjanci stołeczni zainteresowali się już sprawą.

Ferrari F12 tdf Wojewódzkiego - co to za auto?

Pomijając całą sytuację, Kuba Wojewódzki ma naprawdę dobry gust motoryzacyjny. Jego Ferrari F12 tdf to jedna z 799 limitowanych sztuk modelu, które zostały stworzone w hołdzie samochodowym wyścigom Tour de France, rozgrywanym na drogach Francji w latach 50. i 60. minionego wieku. W tych zawodach triumfy odnosiło m.in. Ferrari 250 GT Berlinetta.

Ferrari F12 tdf to najmocniejszy model firmy z Maranello z tradycyjnym silnikiem, który jest następcą 599 GTO z 2010 r. Samochód napędza wolnossąca jednostka V12 o pojemności 6,3 litra i mocy 770 KM (705 Nm momentu obrotowego przy 6250 obrotach). W wersji tdf wprowadzono wiele zmian w porównaniu do seryjnego F12. Nowością jest skrętna tylna oś Virtual Short Wheelbase. Zmodyfikowano także aerodynamikę nadwozia oraz założono nowe felgi w rozmiarze 20 cali.