- 24-letnia niepełnosprawna kobieta z Torunia kupiła samochód w komisie, sądząc, że to sprawdzone miejsce na zakup używanego auta
- Samochód za ponad 31 tys. zł miał być w idealnym stanie, ale mechanicy odkryli poważne wady, w tym uszkodzony układ hamulcowy i kierowniczy
- Eksperci wskazali na oszustwo i nieetyczne zachowanie sprzedawcy oraz diagnosty, który dopuścił pojazd do ruchu
Niepełnosprawna 24-latka z Torunia, marząc o własnym samochodzie, po wydaniu całych swoich oszczędności, teraz musi zmierzyć się z niezwykle trudną sytuacją. Auto, które miało być pomocą w codziennym życiu, okazało się wrakiem zagrażającym bezpieczeństwu na drodze. Wszystko przez nieuczciwych sprzedawców, którzy wykorzystali zaufanie klienta. W tym przypadku osoby, która chcąc mieć pewność, że nie zostanie oszukana, postawiła na zakup w jednym z dużych komisów.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoDlaczego 24-latka zdecydowała się na zakup auta w komisie?
Pani Gabriela cierpi na wrodzoną łamliwość kości i m.in. w związku ze swoją chorobą potrzebowała samochodu, aby móc samodzielnie dojeżdżać na uczelnię i robić zakupy. W internecie znalazła ofertę komisu z miejscowości Łęgowo pod Gdańskiem. Auto, które ją zainteresowało, miało niewielki przebieg i było opisane jako „w bardzo dobrym stanie”. Samochód miał jeszcze jedną istotną zaletę. – Miał automatyczną skrzynię biegów, bardzo przydatny gadżet ze względu na moją chorobę” – precyzuje pani Gabriela.
Wraz z mamą, która również zmaga się z niepełnosprawnością i nowotworem, pani Gabriela udała się do komisu. Kobiety jechały przekonane, że kupno auta w komisie będzie dobrym rozwiązaniem, bo był to duży komis, gdzie znajduje się także serwis naprawy aut.
Ile kosztowało panią Gabrielę auto "w idealnym stanie"?
Już po przybyciu na miejsce przez blisko dwie godziny samochód był zachwalany przez jednego z pracowników. Na miejscu pojawił się także właściciel auta, Serhij K., który zapewnił kobiety, że samochód jest w idealnym stanie technicznym.
Ostatecznie pani Gabriela kupiła auto za 31 tys. 400 zł. Jak powiedziała serwisowi Interwencja pani Agnieszka, mama 24-latki, były to ich wszystkie oszczędności.
Jaki był faktyczny stan auta kupionego w komisie?
Radość z kupionego samochodu nie trwała długo i skończyła się dwa dni po nabyciu auta. W autoryzowanym serwisie, gdzie pani Gabriela udała się na wymianę oleju, mechanicy szybko odkryli prawdziwy stan pojazdu. – (...) po jakiejś godzinie pan przyszedł blady, wystraszony. Powiedział, że auto nie przejdzie przeglądu. Odpowiedziałam, że auto miesiąc wcześniej przeszło przegląd, no to byli bardzo zaskoczeni – relacjonuje mama pani Gabrieli.
Eksperci, którzy mieli okazję zapoznać się z opinią diagnostów i mechaników z autoryzowanego serwisu, Marek Konkolewski, zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego (ITD) oraz Maciej Kulka, biegły sądowy, nie mieli wątpliwości, że konsekwencje prawne powinien ponieść zarówno sprzedający, jak i diagnosta, który dopuścił do ruchu sprowadzony z Norwegii samochód.
Z udostępnionej opinii wynika, że sprzedany 24-latce samochód to wrak, który nie nadaje się do jazdy. Konkolewski przytoczył najważniejsze problemy z pojazdem, tj. "uszkodzony układ hamulcowy, wadliwy układ kierowniczy, walnięta podłużnica, przewód paliwowy". Zastępca Głównego Inspektora Transportu Drogowego podkreślił, że samochód nigdy nie powinien zostać dopuszczony do ruchu i dodał, że sprzedanie takiego auta niepełnosprawnej osobie to "nieetyczne, niemoralne, bezprawne zachowanie".
Z kolei biegły sądowy zwrócił uwagę, że wspomniane usterki to wady ukryte. - Sprzedający musiał sobie zdawać sprawę, że pojazd ma aż tak istotne wady wpływające na bezpieczeństwo na drodze. Moja pierwsza myśl: oszustwo, typowe oszustwo - skomentował Maciej Kulka.
Sprzedawca i pracownik komisu próbują uniknąć odpowiedzialności
Reporterzy dotarli do komisu, w którym zakupiono samochód. Na miejscu zastali kilkanaście aut, ale właściciel warsztatu twierdził, że nie ma już nic wspólnego z Serhijem K. i nie zajmuje się handlem samochodami. Stwierdził również, że nie sprzedawał pani Gabrieli samochodu, a kobieta wyłącznie skorzystała u niego z toalety i poszła na plac oglądać samochód.
Jednak pani Gabriela rozpoznała mężczyznę jako osobę, która zachwalała jej auto. Właściciel komisu nie odebrał listu z reklamacją. Reporterzy udali się także do Gdańska, gdzie odnaleźli Serhija K. Mężczyzna na widok reporterów zamknął drzwi i odmówił rozmowy.
Pani Gabriela zapowiedziała, że zawiadomi prokuraturę o oszustwie. Możliwe, że nie będzie to jedyna instytucja, która zajmie się tą sprawą. - Jeśli chodzi o obcokrajowców, oni muszą przestrzegać polskiego prawa. Ta pani powinna powiadomić straż graniczną, która może podjąć decyzję o deportacji – uważa Maciej Kulka.