• Stare garaże zlokalizowane w niektórych miejscach stolicy, choć wyglądają jak rudery i całkowicie nie przystają do współczesnych wymagań, osiągają zawrotne ceny
  • Im więcej w okolicy nowoczesnych garaży podziemnych, tym niższe ceny samodzielnych garaży i miejsc postojowych w garażach wspólnych
  • Tą specyficzną, nieco marginalną częścią rynku nieruchomości zaczynają interesować się tzw. flipperzy

Im bliżej jesteśmy celu podróży, tym lepiej widzimy, skąd dość absurdalna – przynajmniej na pozór – cena garażu, który jedziemy obejrzeć. Wokół przeważa stara, kilkupiętrowa zabudowa, trochę zieleni, bardzo wąskie uliczki. Każdy skrawek miejsca nadającego się do zaparkowania samochodu jest zajęty. W ogłoszeniu dotyczącego sprzedaży garażu nie ma zdjęcia, tym bardziej jesteśmy ciekawi, co zastaniemy na miejscu. O to, że zdjęcia w ogłoszeniu brak, trudno mieć do sprzedawcy pretensje: garaż to garaż, nikt w nim nie będzie mieszkał, a czy mój SUV będzie się czuł w nim źle, czy dobrze... jakie to ma znaczenie?

Ciąg garaży – obrazek jak sprzed kilkudziesięciu lat

Oglądaliśmy garaż na warszawskim Mokotowie. Co dostajesz za ćwierć miliona zł? Foto: Piotr Szykana / Auto Świat
Oglądaliśmy garaż na warszawskim Mokotowie. Co dostajesz za ćwierć miliona zł?

Przeciskamy się zastawioną autami ulicą, skręcamy w lewo na miniaturowym rondzie, jeszcze 100 metrów i już jesteśmy pod rzędem murowanych garaży przytulonym do starego bloku. Te garaże mają pewnie kilkadziesiąt lat, na pewno niewiele mniej niż okoliczne domy, choć wyglądają zdecydowanie gorzej. Bez sprawdzania wiemy, że pod blokiem są piwnice, być może nawet i schrony, ale garażu podziemnego na pewno tu nie ma. Tak się kiedyś budowało – nawet w prestiżowych dzielnicach tylko nieliczni mieli samochody, osiem garaży na kilkanaście mieszkań powinno wystarczyć aż, aż – zwłaszcza że przecież mieszkańcy i ich goście mieli sporo miejsc do zatrzymania aut przy ulicy. Tzn. kiedyś to wystarczało, a dziś, gdy każda rodzina ma samochód lub dwa, już nie wystarcza. Ta okolica jest szczególna także dlatego, że dosłownie dwie minuty stąd, jedną przecznicę dalej, zaczyna się warszawska strefa płatnego parkowania. Naturalnie nie brakuje osób, które zamiast płacić za każdą minutę postoju w strefie, wolą zaparkować samochód za darmo kawałek dalej, w zasięgu spaceru. Tak to już jest, że na obrzeżach strefy płatnego parkowania robi się parkingowy armagedon. Gdy strefa się rozszerzy, armagedon przesunie się kawałek dalej.

Garaż za ćwierć miliona: czy jest się czym zachwycić?

Oglądaliśmy garaż na warszawskim Mokotowie. Chyba nikt nigdy o ten obiekt nie zadbał Foto: Piotr Szykana / Auto Świat
Oglądaliśmy garaż na warszawskim Mokotowie. Chyba nikt nigdy o ten obiekt nie zadbał

Rząd garaży, przed którym stoimy, jest murowany. Trzeba jednak powiedzieć, że konstrukcja robi dość przygnębiające wrażenie – przez kilkadziesiąt lat nikt tego nawet nie otynkował, nie pomalował, nikomu nie zależało, żeby tę przestrzeń jakoś oswoić, uatrakcyjnić. Ale – jak się powiedziało – nie będziemy tu mieszkać, raczej w bloku oddalonym o trzy minuty spaceru.

Jest i właściciel. Otwiera bramę, zaglądamy do środka. Jednak choć garaż to nie mieszkanie, to jednak widok jest mocno rozczarowujący. Na oko widać, że duży samochód – nawet jeśli całkiem zrezygnowalibyśmy z jakiejś zabudowy wnętrza – po prostu się nie zmieści. Garaż ma powierzchnię 16 metrów i jest niski – duże elementy konstrukcyjne na wysokości nieco ponad 180 cm wykluczają wjazd większym SUV-em, minibusem, vanem albo nawet niższym autem z bagażnikiem dachowym. Właściciel kusi możliwością przebudowy tej konstrukcji – elementy konstrukcyjne można by odchudzić, podwyższyć, przerobić... jest taka możliwość, sprawdzone. Wtedy trzeba by też zmienić bramę. Zresztą, bardzo miły właściciel przyznaje podczas rozmowy, że choć garaż ma, to i tak swoje aktualne auto nadal parkuje pod chmurką, bo do tego garażu się ono nie mieści. Dotychczas korzystał z garażu jedynie finansowo, wynajmując go.

Jak na dzisiejsze standardy ten garaż jest o dobre 20 cm za niski Foto: Robert Pykała / Auto Świat
Jak na dzisiejsze standardy ten garaż jest o dobre 20 cm za niski

Z dalszych minusów: nie ma tu prądu, a więc i oświetlenia brak, ale podobno można by podciągnąć elektryczność, sąsiedzi przecież mają. Nie ma też kanału (w niektórych starych garażach budowano kanały pozwalające na samodzielne naprawy). Garaż jest na tyle mały, że trudno nawet myśleć o otynkowaniu ścian czy położeniu na nich jakichś paneli ozdobnych – w tych warunkach każdy centymetr przestrzeni mniej robi różnicę.

Skrzynka w pobliżu garażu daje nadzieję na możliwość doprowadzenia prądu. To jednak dodatkowy wydatek, a korzyść ograniczona, bo w tak ciasnej przestrzeni i tak niewiele można zrobić. No, chyba że ktoś ma niewielkie auto elektryczne i chce mieć własny punkt taniego ładowania. Foto: Piotr Szypulski / Auto Świat
Skrzynka w pobliżu garażu daje nadzieję na możliwość doprowadzenia prądu. To jednak dodatkowy wydatek, a korzyść ograniczona, bo w tak ciasnej przestrzeni i tak niewiele można zrobić. No, chyba że ktoś ma niewielkie auto elektryczne i chce mieć własny punkt taniego ładowania.

Żeby zorientować się lepiej w praktyczności tej garażo-komórki, wjeżdżamy autem. Trzeba wjeżdżać raczej tyłem niż przodem, bo tak łatwiej, sprawniej też wówczas da się wyjechać. Pasażerów trzeba wypuścić przed garażem, aby móc prawym bokiem auta "przytulić się" do ściany – wtedy drzwi kierowcy da się otworzyć szerzej. Jasne, można na ścianę nakleić arkusz filcu, aby chronić rant drzwi samochodu. W nowym aucie, o ile w ogóle zmieściłoby się do środka, systemy asystujące za wszelką cenę próbowałyby nas powstrzymać przed niemal nieuchronną obcierką. Dodatkowy problem stanowią pojazdy parkujące na dziko, mimo znaków zakazu, przed garażami – jeśli ktoś ma spory samochód, ale niewielkie umiejętności w kwestii manewrowania w ciasnych miejscach, to może mieć problemy i z wjazdem, i z opuszczeniem tego garażu.

Cena wynosi 250 tys. zł, można negocjować w granicach rozsądku. Jaka jest propozycja?

Garaż za ćwierć miliona: po co komu coś takiego?

Stare garaże były budowane pod kątem małych samochodów – wtedy to miało jakiś sens. Leciwe Volvo do pozbawionego jakichkolwiek mebli garażu weszło na styk. Żeby dało się uchylić drzwi kierowcy, prawe lusterko musiało niemal ocierać o mur. Kierowca Malucha powodów do narzekania by nie miał. Foto: Robert Pykała / Auto Świat
Stare garaże były budowane pod kątem małych samochodów – wtedy to miało jakiś sens. Leciwe Volvo do pozbawionego jakichkolwiek mebli garażu weszło na styk. Żeby dało się uchylić drzwi kierowcy, prawe lusterko musiało niemal ocierać o mur. Kierowca Malucha powodów do narzekania by nie miał.

Rynek na stare garaże w stolicy jest raczej mały, bo po pierwsze, niewiele ich już zostało, a po drugie, siłą rzeczy obrót w interesie nie może być duży. Ceny są kosmiczne, bo nie ma konkurencji. Jeśli pasuje mi lokalizacja, to nie wybieram spośród kilku opcji, tylko mam do rozważenia jedną, może dwie – i koniec.

Trzeba jednak spojrzeć na to i z drugiej strony: sprzedawcy oferujący stare minigaraże po 200-300 tys. zł też nie przebierają w nabywcach: jeśli się ktoś trafi i zaproponuje cenę niższą o 30 proc. od wywoławczej, na pewno warto ją rozważyć. Trzeba bowiem być silnie zdesperowanym, żeby wydać takie pieniądze na stary garaż.

  • Nie bardzo da się w nim majsterkować – po prostu nie ma na to miejsca;
  • Taki garaż to kiepskie zabezpieczenie antykradzieżowe – sforsowanie bramy to dla zawodowca kwestia sekund – i wejdzie jak po swoje. A nawet może mieć ułatwione zadanie, bo będzie mógł "popracować” przy aucie bez świadków (o ile znajdzie na to miejsce);
  • Taki garaż jest skrajnie niewygodny, poprawa jego funkcjonalności jest w niewielkim zakresie możliwa, ale też będzie sporo kosztować;
  • Ćwierć miliona złotych to, jak na prywatny schowek na rowery, wózki czy motocykle, niezwykle wysoka cena.

Mając silną potrzebę garażowania auta i wolne ćwierć miliona zł, można pomyśleć o zmianie mieszkania na takie z garażem podziemnym – i po problemie.

Jak wygląda rynek garaży w stolicy?

Wolnostojące garaże – relikty minionej epoki – rozrzucone są w wielu rejonach stolicy. Nie wszędzie są tak drogie, jak w ścisłym centrum czy na Mokotowie – im dalej, tym taniej a do wyjątków należą okolice "przystrefowe" – w nich jest drożej.

Jeśli komuś nie zależy na lokalizacji, bez trudu znajdzie garaż za kilkadziesiąt tysięcy zł – jednak tak przyjazne ceny (na zdrowy rozum: i tak szalone) funkcjonują tylko w miejscach, gdzie nie ma problemów z parkowaniem.

Podobnie jest z miejscami garażowymi – gdy jest ich nadmiar, dobrego miejsca w garażu podziemnym nie sposób sprzedać za 30 tys. zł; gdy miejsc w okolicy zaczyna brakować, ceny rosną dwu-, trzy- albo kilkukrotnie.

Garaż albo miejsce w garażu wielostanowiskowym można też wynająć: w niektórych lokalizacjach wystarczy na to 200 zł miesięcznie, co z trudem pokrywa koszty, jakie ponosi właściciel. Czynsz za marny garaż na Mokotowie może jednak łatwo sięgnąć 1000 zł miesięcznie, a nawet ten poziom przekroczyć.

Flipperzy garażowi: "małżeństwo poszukuje garażu"

Tzw. flipperzy działający na rynku nieruchomości kojarzeni są najczęściej z osobami, które kupują zdewastowane lokale, odświeżają je możliwie tanim kosztem, by nabrały blasku – i sprzedają z zyskiem. W przypadku garaży wygląda to nieco inaczej. Owszem, można taki garaż odmalować w jeden dzień, ale niewiele to zmieni. Większe inwestycje mają ograniczony sens.

"Flipperstwo" w tym przypadku ogranicza się do poszukiwania okazji, udawania kogoś, kim się nie jest, aby kupić tanio i sprzedać drogo. Półprofesjonalni pośrednicy udają więc np. małżeństwa, które poszukują od dawna garażu w okolicy, oferują nawet pieniądze za informację, że ktoś ma taki garaż na sprzedaż. Tajemnica sukcesu tkwi w namierzeniu najczęściej starszej osoby, która garaż ma, ale już nie potrzebuje i może sprzedać, ale nie spodziewa się nawet, ile on może być wart.

Kto by pomyślał, bez przejrzenia ofert, że zaniedbany, mało użyteczny dziś garaż zlokalizowany na mokotowskim podwórku może być wart tyle, ile przyzwoite mieszkanie z miejscem parkingowym w małym mieście?

To podobno da się przerobić – belki wzmacniające przenieść wyżej, zmienić bramę, dodać oświetlenie... wtedy jednak  inwestycja sięgnie 300 tys. zł Foto: Piotr Szykana / Auto Świat
To podobno da się przerobić – belki wzmacniające przenieść wyżej, zmienić bramę, dodać oświetlenie... wtedy jednak inwestycja sięgnie 300 tys. zł