• Prezydent podpisał ustawę „Lex Uber”, nowe przepisy wejdą w życie 1 stycznia 2020
  • Koniec z przewozami wykonywanymi przez kierowców bez licencji
  • Uzyskiwanie licencji będzie prostsze niż dotychczas

Jak teraz działa Uber i inne, podobne aplikacje?

Od strony pasażera to bardzo proste – wystarczy zarejestrować się u usługodawcy i zainstalować sobie odpowiednią aplikację w smartfonie, za pomocą której zamawia się przejazd. Z reguły rozliczenie przejazdu odbywa się bezgotówkowo, np. za pośrednictwem powiązanej z kontem użytkownika karty. W aucie nie ma taksometru ani kasy fiskalnej, ale to aplikacja wyznacza najkrótszą trasę przejazdu za nią kierowca dostaje później przelewem pieniądze. Z góry więc wiadomo, ile przejazd będzie kosztował. Nie ma więc mowy o naciąganiu klientów na „kursy krajoznawcze” po całym mieście. Na koniec przejazdu pasażer wystawia kierowcy ocenę w aplikacji.

Od strony kierowcy sytuacja też jest – na razie – bardzo prosta. Kierowcą Ubera i innych podobnych firm, np. Bolta, może zostać niemal każdy. Wystarczy prawo jazdy (Uber wymaga, żeby kierowca miał co najmniej 20 lat i prawo jazdy co najmniej od roku), zaświadczenie o niekaralności, potwierdzenie prowadzenia działalności gospodarczej albo umowa z firmą, żeby zostać jej podwykonawcą. Do tego samochód (w Uberze ma mieć ważne OC i przegląd, być co najmniej 4-drzwiowy i 5-miejscowy i nie starszy niż... 19-letni). Żadnych egzaminów, licencji, taksometrów, kogutów na dachu. Wystarczy zarejestrować się w systemie i czekać na zlecenia od klientów, a firma raz na jakiś czas wysyła przelew za wykonane przejazdy, oczywiście odliczając swoją prowizję za pośrednictwo. Proste? Bardzo, ale już nie długo!

Co nie podoba się taksówkarzom?

Taka konkurencja nie podoba się taksówkarzom. Wprawdzie to taksówkarze jakiś czas temu sami bronili się przed wprowadzeniem kas fiskalnych, narzekali na trudności ze zdobywaniem licencji i uprawnień, głośno kwestionowali konieczność zdawania egzaminów z topografii w czasach, kiedy dostępne są nawigacje – ale skoro już spełnili te wymagania, teraz nie godzą się już na to, żeby... innym było łatwiej. To zrozumiałe!

Taksówkarze oczekiwali, że rząd wprowadzi przepisy zabraniające tego, że niemal każdy może sobie wozić pasażerów i jeszcze na tym zarabiać. Początkowo wydawało się, że nowe przepisy rzeczywiście zlikwidują nowoczesną wersję tego, co dawno, dawno temu nazywane było „braniem na łebka”. Później jednak projekty wyraźnie się zmieniły – niektórzy twierdzą, że stało się tak za sprawą interwencji ze strony ambasady Stanów Zjednoczonych, która ponoć wstawiła się za amerykańską firmą lansującą nowe rozwiązania w transporcie.

Kompromis, czyli wszyscy niezadowoleni

Rząd przedstawił coś, co można uznać za propozycję kompromisową. W tym przypadku oznacza to, że ani taksówkarze, ani firmy oferujące pośrednictwo między kierowcami a pasażerami nie są z nowych uregulowań zadowolone.

W największym skrócie: od przyszłego roku kierowcy świadczący usługi przewozu osób nie będą musieli używać ani kasy fiskalnej, ani taksometru, pod warunkiem, że przejazd będzie rozliczany bezgotówkowo za pośrednictwem odpowiedniej aplikacji. To ukłon w kierunku Ubera, z którego taksówkarze zadowoleni nie są.

Chcesz wozić ludzi? Musisz mieć licencję

Tym, co Uberowi i naśladowcom z pewnością się nie spodoba, jest to, że w przyszłości usługi pośrednictwa będą mogły być wykonywane wyłącznie na rzecz kierowców, którzy mają odpowiednią licencję i to do pośrednika (czyli np. Bolta czy Ubera) będzie należało sprawdzenie, czy wykonawca przewozu rzeczywiście może przewozić ludzi, czyli że ma stosowną, urzędową licencję. Nie masz licencji? Nie dostaniesz zlecenia!

Kierowca wykonujący usługi przewozu osób nie będzie mógł też brać zleceń od nielicencjonowanych pośredników – to z kolei punkt dla taksówkarzy.

...ale o licencję będzie łatwiej

Punkt dla pośredników i kierowców dorabiających sobie na przewozach: uzyskanie licencji ma być dużo prostsze niż dotychczas, z przepisów wypadły wymogi dotyczące m.in. ukończenia szkolenia w zakresie transportu drogowego, egzaminów z topografii czy prawa miejscowego. Licencje mają być wydawane na określony obszar, a nie jak dotychczas na konkretny pojazd.

Nowe uprawnienia zyskuje też Inspekcja transportu drogowego, która ma nadzorować, to czy kierowcy i pośrednicy spełniają nowe wymogi i karać za łamanie nowych przepisów.

Co się zmieni na rynku?

Konkurencja nieco się wyrówna – trudniejsze niż dotychczas będzie dorabianie sobie na okazjonalnym wożeniu klientów. Raczej rzadziej za kierownicą „uberów” spotykać będziemy obcokrajowców, którzy dopiero co trafili do naszego kraju, bo zdobycie licencji będzie dla nich pewną barierą. Czy taksówkarzom się poprawi? Niekoniecznie, bo klienci już się przyzwyczaili do zamawiania przewozów przez aplikacje i wcale nie darzą większym zaufaniem tradycyjnych korporacji.