• Po tragicznym wypadku w 2008 r. Maciej Zientarski przez miesiąc przebywał w śpiączce. Gdy się z niej wybudził, niczego nie pamiętał
  • Później dziennikarz cierpiał na depresję i miał myśli samobójcze
  • W ramach terapii Zientarski zaczął publikować filmy o tematyce motoryzacyjnej na YouTube. Często nagrywa także specjalne apele do kierowców, w których namawia ich do rozważnej jazdy
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Onetu

Maciej Zientarski na początku XXI w. był jednym z najbardziej znanych polskich dziennikarzy motoryzacyjnych. Pasją do tego zawodu zaraził go jego ojciec Włodzimierz. Popularność zyskał dzięki występom w wielu programach radiowych i telewizyjnych. Jego prężnie rozwijającą się karierę przerwał tragiczny wypadek w 2008 r.

Ferrari uderzyło w filar i stanęło w płomieniach

Życie Zientarskiego wywróciło się do góry nogami 27 lutego 2008 r. Jechał tego dnia przez Warszawę Ferrari 360 Modena. Jego pasażerem był inny dziennikarz motoryzacyjny, Jarosław Zabiega. Późnym wieczorem pędzili ulicami stolicy. Tuż przed godziną 22 auto z ogromną prędkością uderzyło w filar wiaduktu przy ul. Puławskiej. Pojazd włoskiej marki momentalnie stanął w płomieniach.

Maciejowi Zientarskiemu cudem udało się wydostać z płonącego Ferrari. W stanie ciężkim przetransportowano go do szpitala. Jarosław Zabiega niestety nie zdołał uciec z samochodu. Zginął tragicznie na miejscu.

Ekspertyza wykazała, że Ferrari, którym jechali dziennikarze, poruszało się z prędkością 150 km na godz., czyli trzykrotnie większą od dozwolonej w tym miejscu. Zientarski przez miesiąc przebywał w śpiączce. — Z wypadku nie pamiętam nic, nie mam pamięci z rok, dwa lata przed wypadkiem. W ogóle nie pamiętam tego szpitala, rehabilitacji, całego dochodzenia do zdrowia. Tego w mojej głowie w ogóle nie ma — wspominał dziennikarz w programie "Czarno na białym" emitowanym przez telewizję TVN 24. Po jego wybudzeniu postawiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku.

Początkowo Maciej Zientarski został skazany na trzy lata więzienia, a na osiem lat zakazano mu prowadzenia samochodu. Ostatecznie jednak po odwołaniach i ze względu na jego stan zdrowia sąd uchylił wyrok.

Tragedia odcisnęła na nim piętno

Po tragicznym wypadku życie Macieja Zientarskiego zupełnie się zawaliło. Dziennikarz mierzył się z poważną depresją i chciał nawet odebrać sobie życie. — Przychodził do nas i mówił: "wiesz co, ja idę się zabić". Znikał i nie było z nim kontaktu — wspominał jego ojciec.

Zientarski bardzo mocno przeżył tragedię. — Jest mi bardzo przykro i to bardzo często nie daje mi w ogóle żyć. Bardzo często budzi mnie ten sam sen w nocy i już po nim nie śpię. Sen o tym wypadku. To raczej jego wyobrażenie, bo tego wypadku w ogóle w mojej głowie nie ma, w ogóle nic nie pamiętam — przyznał Maciej Zientarski. — Fizycznie niestety czuję się świetnie. Ludzie by mnie lepiej traktowali, jakbym był gościem bez ręki, bez nogi po tym wypadku. Byłoby w nich jakieś współczucie — dodał.

W jego obronie stanął także Włodzimierz Zientarski. — Nie ma majątku, nie ma zdrowia, kariera się zawaliła cała, a przecież był to bardzo popularny człowiek. Co on jeszcze może zrobić? Może pójść i podpalić się. Co może człowiek zrobić więcej? — stwierdził dziennikarz.

Próbuje żyć na nowo

Po okropnym wypadku Maciej Zientarski nieustannie próbuje na nowo odnaleźć sens życia. W listopadzie 2017 r. po raz drugi wziął ślub. W ramach terapii przygotowuje filmy o tematyce motoryzacyjnej na kanał "2 Cylindry — Zientar i Herman" na YouTube. 51-latek promuje także bezpieczną jazdę. Nagrania ze swoimi apelami publikuje w sieci.

— Kto by nie chciał pojeździć takim pięknym autem? Wspaniały czerwony kolor. Blisko 400 koni za plecami. Od 0 do 100 (km na godz. — przyp. red.) w 4,5 s. Potem szybko 110, 120, 140 i filar. Mój przyjaciel zginął na miejscu. Ja jakimś cudem przeżyłem, ale z niesprawną głową. Nieodpowiedzialna jazda — nie polecam — mówi w jednym z filmów Maciej Zientarski.

— Byłem dziennikarzem motoryzacyjnym. Kochałem swoją pracę i odnosiłem w niej sukcesy. Miałem rodzinę, dom, przyjaciół. Nigdy nie miałem wypadku. Wystarczyła jedna chwila, żeby wszystko się zmieniło. Śmierć mojego przyjaciela i mój uraz mózgu. Kiedy obudziłem się ze śpiączki, powiedziano mi, że to ja jestem winny, bo za szybko jechałem. Nieodpowiedzialna jazda — nie polecam — stwierdza dziennikarz w innym nagraniu.

Mimo tragedii, która się wydarzyła, Maciej Zientarski wciąż ma ogromną pasję do motoryzacji. Nadal potrafi godzinami opowiadać o samochodach.

Źródła: tvn24.pl, Auto Świat

(MĆ)