Logo
WiadomościAktualnościZobacz, co oni nawywijali! Najgłupsze wpadki kierowców i mechaników

Zobacz, co oni nawywijali! Najgłupsze wpadki kierowców i mechaników

Raz na jakiś czas mediach pojawiają się historie śmieszne, czasem też i straszne, dotyczące różnych przygód związanych z autami i motoryzacją. Z wielu można się po prostu pośmiać, ale inne powinny być dla nas nauczką. Tak z ręką na sercu: nigdy sami nie zrobiliście czegoś podobnego?

Po wielu wpadkach kierowców i mechaników służby ratownicze mają co robić (zdjęcie ilustracyjne)
mikeforemniakowski / Shutterstock
Po wielu wpadkach kierowców i mechaników służby ratownicze mają co robić (zdjęcie ilustracyjne)
  • Kierowcom i mechanikom czasem zdarzają się głupie wpadki
  • Wystarczy chwila nieuwagi, żeby doszło do tragedii. Lepiej uczyć się na cudzych błędach
  • Wiele historii mają do opowiedzenia strażacy i ratownicy
  • Niektóre historie brzmią absurdalnie, ale to nie są odosobnione przypadki, np. przypadki pożarów aut na skutek próby odessania paliwa odkurzaczem, zdarzają się regularnie

Chwila bezmyślności, moment nieuwagi i w najgorszym przypadku można stać się laureatem nagrody Darwina, albo przynajmniej pośmiewiskiem na całym świecie, bo dziś niemal każda wpadka popełniona przy świadkach trafia szybko do internetu i żyje swoim życiem przez lata. Zresztą, niektórzy sprawcy takich zdarzeń sami chętnie wrzucają je do sieci. Śmiesznych i strasznych sytuacji związanych z samochodami w internecie jest bez liku i nie chodzi wcale tylko o takie, jak z hitu polskiego internetu "Dajesz Malina… jedziemy 210, firmowe paliwo…". Oto kilka nietypowych, motoryzacyjnych wpadek z ostatnich lat.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Szykowały się na imprezę, wysadziły auto w powietrze

Policja i strażacy, którzy przyjechali na miejsce zdarzenia w niemieckim Möhnesee w Nadreni Północnej Westfalii, musieli być przekonani, że chodzi o zamach terrorystyczny.

To nie skutki wybuchu bomby, do eksplozji doszło w wyniku... przygotowań do imprezy.
To nie skutki wybuchu bomby, do eksplozji doszło w wyniku... przygotowań do imprezy.Polizei Soest/Auto Bild

Trzydrzwiowy Opel Corsa prezentował się tak, jak samochody po wybuchu podłożonej w kabinie bomby — z wybitymi szybami, wyrwanymi, zdeformowanymi blachami i dachem, który wyglądał, jakby całe auto ktoś chciał napompować. W kabinie dwie ciężko ranne młode kobiety. Porachunki mafii? Zamach? Nic z tych rzeczy! Wyjaśnienie okazało się zupełnie niespodziewane. 19-sto i 21-latka szykowały się w samochodzie na imprezę. Jedna z nich postanowiła się odświeżyć, korzystając z dezodorantu, druga w tym samym momencie zapaliła papierosa — rozpylony w kabinie aerozol eksplodował, demolując przy tym auto i ciężko parząc i raniąc obie pasażerki.

Zatankował złe paliwo, postanowił odessać je z baku odkurzaczem

Policyjny komunikat: Do zdarzenia doszło po godzinie 17.00 na stacji paliw w (xxx). 19-latek zatankował mercedesa benzyną zamiast olejem napędowym. Kiedy się zorientował, że popełnił błąd, postanowił naprawić go za pomocą odkurzacza. Rurą próbował wypompować paliwo z baku. Operacja nie przebiegła jednak po jego myśli, ponieważ przemysłowy odkurzacz wybuchł. Na szczęście ogień nie rozprzestrzenił się i nie doszło do większych strat. Nie ucierpiała też żadna osoba znajdująca się na stacji.

To, co najbardziej przerażające w tej historii, to fakt, że… nie jest to odosobniony przypadek i że zdarza się to zarówno początkującym kierowcom, jak i weteranom, robią to i kobiety i mężczyźni. Takie rzeczy dzieją się tak często (nie tylko w Polsce, ale i za granicą), że na wielu odkurzaczach na myjniach i przy stacjach paliw pojawiły się tabliczki z przestrogą, żeby nie używać ich do odsysania paliwa!

Pożary z powodu prób odessania paliwa z baku zdarzają się nie tylko w Polsce – tu przypadek z Niemiec.
Pożary z powodu prób odessania paliwa z baku zdarzają się nie tylko w Polsce – tu przypadek z Niemiec.Komenda Policji w Westhessen

Początkujący mechanik miał obsłużyć klimatyzację, a spalił warsztat

A skoro już mowa o odsysaniu paliwa przy pomocy nieodpowiedniego sprzętu, to zdarza się to nie tylko całkowitym amatorom. Kilka lat temu w jednym z dużych, sieciowych warsztatów na południu Polski doszło do groźnego pożaru z winy pracownika serwisu. Początkujący mechanik miał obsłużyć w samochodzie klimatyzację przy pomocy tzw. kombajnu, czy automatycznego urządzenia do obsługi klimatyzacji. W zasadzie taki zabieg to łatwizna — zadanie mechanika ogranicza się do tego, żeby wpiąć wężyki w odpowiednie złącza serwisowe układu, wybrać odpowiedni program na urządzeniu, reszta dzieje się automatycznie — urządzenia odsysa czynnik z układu, testuje szczelność, ponownie nabija klimatyzację i uzupełnia olej w układzie. Tym razem coś jednak poszło nie tak, bo maszyna do obsługi klimatyzacji stanęła w płomieniach. Co się okazało? Przez nieuwagę początkujący pracownik serwisu, zamiast podpiąć urządzenie do układu klimatyzacji, podpiął je do… podobnie wyglądającego zaworka na listwie wtrysku paliwa. Maszyna zassała paliwo i nieszczęście gotowe. Choć w takiej sytuacji nie wiadomo, kogo winić bardziej — nieostrożnego mechanika, czy konstruktorów, którzy obok siebie umieścili podobne porty, różniące się zupełnie przeznaczeniem.

Czy przegląd klimatyzacji może się skończyć pożarem warsztatu? Tak, jeśli mechanik źle podłączy wężyki.
Czy przegląd klimatyzacji może się skończyć pożarem warsztatu? Tak, jeśli mechanik źle podłączy wężyki.Piotr Wróbel / Auto Świat

Spalił auto przez grill w bagażniku

Takich przypadków też już było w ostatnich latach w Polsce co najmniej kilka. Chodzi o miłośników grillowania, którzy po zakończeniu imprezy w plenerze spakowali grilla do auta i wybrali się do domu. Kłopot w tym, że nie pamiętali o tym, żeby grilla wcześniej skutecznie ugasić i wystudzić. Efekt łatwy do przewidzenia: pożar samochodu!

Auto spłonęło, bo kierowca spakował niedogaszonego grilla do bagażnika. Takich przypadków jest więcej.
Auto spłonęło, bo kierowca spakował niedogaszonego grilla do bagażnika. Takich przypadków jest więcej.JRG 11 PSP

Moja osobista motoryzacyjna wpadka

Żeby nie było, że autor tego skromnego zestawienia tylko naśmiewa się z innych, a sam nigdy nie zaliczył żadnej wpadki… Moja historia nie jest może spektakularna i nie trafiła do dziś do internetu, ale długo było mi głupio z jej powodu. Co zrobiłem?

Kilka lat temu kolega poprosił mnie o pomoc w odholowaniu jego auta do garażu. Leciwy Mercedes "rzucił palenie", pech chciał, że auto stało zaparkowane na dosyć ciasnym miejscu, w rządku innych samochodów. Wypychać go z miejsca i dopiero podpinać linkę holowniczą? Kolega, który jest mistrzem kierownicy, stwierdził, że da radę "na raz" wyjechać z ciasnego miejsca, więc linę podpięliśmy od razu.

— Ruszaj powoli, jakby jednak było za ciasno, to zatrąbię — polecił kolega, wsiadając za kierownicę unieruchomionego auta.

Zrobiłem więc tak, jak o to prosił, ruszyłem powoli i ostrożnie, nasłuchując czy nie trąbi. Nie trąbił…

Dopiero kiedy poczułem szarpnięcie, zamiast na obrys samochodu spojrzałem w lusterko na kolegę. Nerwowo bębnił ręką po kierownicy, ale klaksonu nie było słychać. Okazało się, że auto nie tylko "rzuciło palenie", sygnał dźwiękowy też przestał w nim działać. Skończyło się na lekkiej przycierce i pękniętym kloszu, ale przecież mogło być gorzej.

Autor Piotr Szypulski
Piotr Szypulski
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji