Marek Szczęsny(nazwisko zmienione), przedstawiciel handlowy w branży spożywczej spędza za kierownicą 10 h dziennie. Jego zadanie, to jak najszybciej dowieźć towar do sklepów. Najczęściej podróżuje po aglomeracji śląskiej i Małopolsce.

- Gdyby nie targety narzucone przez szefa, mógłbym spokojnie jeździć, ale nie mogę. Praktycznie nie jeżdżę zgodnie z przepisami, bo by mnie zwolnili, a dziecko jakoś wykarmić muszę. Przez to codziennie jestem bombardowany solidną dawką stresu - tłumaczy kierowca.

Po kilku latach pracy "za kółkiem" i stałej ekspozycji na stres, Marek nabawił się zaawansowanej nerwicy i regularnie, oprócz po klientach, jeździ na terapie do szpitala psychiatrycznego, by leczyć swoją chorobę zawodową. Ten problem dotyka coraz większą grupę zawodowych kierowców. Według psychiatrów i psychologów, już co dziesiąta osoba przychodząca na terapię nerwic jest zawodowym kierowcą. Najczęściej komunikacji zbiorowej lub taksówek, czyli wszędzie tam, gdzie klient lub szef narzuca czasowy plan realizacji.

Pewniejsi na drodze

Jednak nie tylko narzucone cele źle wpływają na naszą psychikę. Trener personalny Magdalena Wolnik mówi, że według badań i jej obserwacji, osoby, które najczęściej szarżują na drogach to mężczyźni, którzy nie odnoszą sukcesów w codziennym jak i zawodowym życiu. Natomiast ludzie o ułożonej sytuacji rodzinnej i finansowej nie mają tendencji to popisywania się brawurową jazdą, bo są pewni siebie w duchu.

Paradoksalnie można by wnioskować, że na nasze drogi wyjeżdżają tylko nieudacznicy, co oczywiście jest tylko półprawdą. Bo każdego napotkanego kierowcę, bez względu na zasobność portfela, denerwowało co innego, ale każdego coś. Nie wliczając fatalnego stanu dróg, przeszkadza nam: jazda bez kierunkowskazów, zawalidrogi, piraci drogowi, chamski styl jazdy kierowców ciężarówek, którzy kierują się zasadą, że duży może więcej oraz brak szacunku dla motocyklistów. Ta lista jest prawie nieskończona i pokazuje tylko w niewielkim stopniu poziom frustracji polskich kierowców.

Nie od wczoraj wiadomo, że stan ducha ma często zgubny wpływ na styl naszej jazdy. Jednak zapominamy o tym przekręcając kluczyk w stacyjce i często jedziemy nie zważając na poziom naszego zdenerwowania. Nasze niepowodzenia w pracy czy w domu przekładamy na frustracje, narażając siebie i innych użytkowników dróg na kontakt z potencjalną maszyną do zabijania.

Nerwica drogowa

Oprócz problemów własnych, często dochodzi presja współtowarzyszy. Psychologowie z Uniwersytetu Jagiellońskiego zauważyli, że w prawie każdym polskim samochodzie, gdzie kierowca nie jeździ samotnie, pasażerowie w jakiś sposób wywierali presję, by zmienił tempo jazdy. Nierzadko dochodziło do kłótni, a w ekstremalnych przypadkach nawet do żądania rozwodu.

Marta Konieczko, psycholożka sportowa, zbadała fenomen polskiej jazdy i kłótni za kółkiem.

- Prawie 70 proc. respondentów potwierdziło, że kłócili się w samochodzie. W co piątym samochodzie były to sprzeczki spowodowane bezpieczeństwem oraz jazdy stylem jazdy, a u 5 proc. badanych(w szczególności małżeństw) dochodziło do poważnych spięć po niedostosowaniu prędkości i stylu jazdy do oczekiwań kobiety. Głównie dlatego, że "panie domu" na drodze ewolucji wykształciły w sobie potrzebę brania odpowiedzialności za bezpieczeństwo w domu, a samochód traktują jak domową przestrzeń.

I chyba mają do tego prawo. Pomimo wtrącania się w styl jazdy i oskarżanie kobiet o uprawianie "niedzielnej" jazdy, kobiety stwarzają dużo mniejsze zagrożenie na drodze niż mężczyźni. W minionym roku tylko 5 proc. wszystkich wypadków było spowodowanych przez płeć piękną.