• Kolejny pirat drogowy terroryzuje innych kierowców na autostradzie. Pochwalił się filmikiem w sieci
  • Na nagraniu widać prędkościomierz BMW M850i – auto "łamie" psychologiczną barierę 300 km/h. Widać, jak jego kierowca przegania światłami innych kierowców
  • Marek Konkolewski, były policjant, ekspert ds. BRD tłumaczy, że kierowca samochodu widocznego na filmie może spodziewać się kłopotów

Bartek (tak się przedstawia w internecie) to kolejny drogowy "ścigant", który być może pozazdrościł medialnej sławy Sebastianowi M. podejrzewanemu o to, że w połowie września na autostradzie A1, kierując swoim podrasowanym BMW, zabił rodzinę wracającą z wakacji. Sebastian nie bał się jeździć swoją beemką ponad 300 km/h, dopiero groźba aresztowania i wieloletniego więzienia za spowodowanie śmiertelnego wypadku odebrała mu odwagę i skłoniła do ucieczki za granicę.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Bartek jeszcze najwyraźniej nikogo nie zabił, więc cieszy się ostrą jazdą. Bartek albo ktoś inny – może jego kolega? Jedno jest pewne (widzimy to na filmiku kolportowanym w Internecie): ktoś jedzie sportowym BMW po polskiej autostradzie, osiągając prędkość ponad 300 km/h. Gdy przyjrzymy się uważnie, zobaczymy, że pirat drogowy co chwilą świeci "długimi", zganiając na bok innych kierowców. Nie chcielibyście znaleźć się na trasie przejazdu takiego kierowcy. "Halo, policja, gdzie jesteście?" – pytają internauci.

Dowiedz się więcej:

305 km/h: przestępstwo czy wykroczenie?

Przede wszystkim trzeba stwierdzić, że nawet najbardziej absurdalne przekroczenie prędkości to nie jest przestępstwo, a jedynie wykroczenie. Jedynie wykroczenie, niemniej maksymalna kara, która grozi za taki czyn, jest surowa: to może być grzywna do 30 tys. zł, 30 dni aresztu, kara ograniczenia wolności. Jeśli dla kogoś 30 tys. zł grzywny to mało (być może właśnie z takim przypadkiem mamy do czynienia), sąd może dołożyć zakaz prowadzenia pojazdów nawet na 3 lata. Nie ma jednak mowy o karze więzienia, ponieważ przekroczenie prędkości, nawet rażące, to tylko wykroczenie.

Groźba poważniejszych konsekwencji pojawia się, dopiero gdy dojdzie do wypadku. To jednak, jak uczy doświadczenie, jest kwestią czasu. Nie ma szybkiej i bezpiecznej jazdy z prędkością 300 km/h po drodze publicznej choćby dlatego, że inni uczestnicy ruchu nie są gotowi na spotkanie z tego rodzaju chuligaństwem.

Halo, policja, gdzie jesteście?

Niejeden kierowca został ukarany za o wiele drobniejsze wykroczenie na podstawie zapisu kamerki samochodowej. Nie jest jednak tak, że drogówka ma wyspecjalizowany dział, który rutynowo siedzi w Internecie i wyszukuje filmiki, na których widać, jak ktoś popełnia wykroczenie, a następnie ustala właściciela pojazdu i potencjalnego sprawcę wykroczenia. To tak nie działa m.in. z tego względu, że nagranie kamerki bez szerszego kontekstu, choćby zeznania świadka, jest dowodem niepełnym. Aby można było kogoś ukarać za niedozwolony czyn, trzeba opisać czyn zabroniony (to mamy), ustalić sprawcę (to bywa trudniejsze), a także znać czas i miejsce popełnienia wykroczenia.

Nakłady pracy i środków niezbędnych do ukarania sprawcy "internetowego wykroczenia" bywają tak wysokie, że często się tego nie robi, skupiając na bieżącym wykrywaniu wykroczeń na drogach – poza wyjątkowymi przypadkami, gdy jakiś czyn budzi powszechne oburzenie. I być może właśnie z takim przypadkiem mamy teraz do czynienia. Po serii wypadków kierowców stuningowanych aut tego rodzaju filmiki budzą powszechny niesmak.

Były policjant, ekspert BRD: "Nie wyobrażam sobie, aby mu odpuścili"

"Mam nadzieję, że już w tej chwili policja przeprowadza analizę informacji dostępnych w serwisach społecznościowych – mówi Marek Konkolewski, który przez wiele lat zajmował się w policji kwestią bezpieczeństwa ruchu drogowego, a dziś jest ekspertem BRD. W takim przypadku – kontynuuje Konkolewski – konieczna jest analiza nie tylko samych treści zamieszczanych przez autora filmu, lecz także komentarzy. Z reguły wystarczy przyjrzeć się całości, aby po nitce dotrzeć do kłębka – osoby, która kierowała samochodem. Moim zdaniem nie powinno być żadnych problemów, aby ustalić, kto jest sprawcą tych rażących naruszeń. Bardzo często zdarza się, że sprawca wykroczenia zbyt dużo powie, zbyt dużo napisze albo pokaże i w konsekwencji ułatwia dotarcie do siebie. Ukaranie takich osób ułatwiają też nagrania kamerek należących do innych kierujących. Skoro wiemy, że sprawca porusza się konkretnym modelem BMW, a jest to model dość rzadki na polskich drogach, wiemy też, że jeździ charakterystycznie, terroryzując innych kierowców, być może trzeba zaapelować do świadków o udostępnienie Policji takich nagrań. Takie nagrania na pewno są i mogą pomóc ukarać sprawcę – radzi Konkolewski.

Policja potrzebuje świadków

Z reguły, aby mieć pewność, że policja rozpocznie dochodzenie w sprawie, potrzebny jest ktoś, kto zgłosi popełnienie wykroczenia. Jeśli więc ktoś nagrywa innego kierowcę przejeżdżającego na czerwonym świetle, a następnie zgłasza się z dowodem (nagranie) na komendę (filmik można też wysłać), to policja chętnie się tym zajmie. Informator może być jednak wezwany na przesłuchanie jako świadek. Jeśli świadek zezna, gdzie i kiedy doszło do wykroczenia, a także dostarczy dowód (filmik), ukaranie sprawcy będzie dość proste. Co najmniej właściciel samochodu dostanie wysoką grzywnę za niewskazanie kierującego.

Policja nie lubi nagrań prędkościomierza

Co do zasady policjanci nie przywiązują nadmiernej wagi do wskazań licznika prędkości, zwłaszcza jeśli świadek jedzie za kimś i – aby pokazać, że tamten przekracza dozwoloną prędkość – nagrywa swój prędkościomierz. To żaden dowód, ponieważ po pierwsze, dokładność liczników prędkości jest daleka od ideału, a po drugie, nie ma gwarancji, że świadek jechał za sprawcą w stalej odległości, co jest warunkiem jakiejkolwiek precyzji pomiaru. Mandat za zawracanie na zakazie? Proszę bardzo. Za przejazd na czerwonym? Pewnie, że tak. Jednak za nagrywanie cudzych przekroczeń prędkości mandat może dostać... jedynie świadek.

W przypadku Bartka, który chwali się łamaniem bariery 300 km/h, sprawa jest jednak inna: tu rażące wykroczenie jest oczywiste i nie mówimy o przekroczeniu o 20 km/h, tylko o 160 km/h. Czy rzeczywiście było 305 km/h czy "tylko" 280 km/h – nie ma znaczenia, jest to absolutnie nieakceptowalny styl jazdy. Prędkość można zresztą oszacować na podstawie obrazu z kamery.

Pirat drogowy odpowie za swoje czyny?

"Nie ma nic gorszego niż bierna postawa policji – mówi Konkolewski. – Gdyby okazało się, że z czasem dojdzie do spektakularnego wypadku z udziałem tej osoby, a jego sprawca przez długi czas bezkarnie chwalił się swoimi pseudoosiągnięciami, byłby to dla Policji blamaż. Mam nadzieję, że prędzej czy później pojawią się odpowiedzi na pytanie, kto jest tym piratem drogowym terroryzującym innych na drodze publicznej, a w konsekwencji będzie on musiał zmierzyć się z konsekwencjami. Tą sprawą trzeba się zająć, co do tego nie ma żadnej wątpliwości".

Na koniec ekspert ma dla nas dobrą wiadomość:

"Jestem gotów założyć się z panem redaktorem, że po tym materiale prędzej czy później policjanci zapukają do drzwi domniemanego sprawcy tych wykroczeń i zadadzą mu kilka nieprzyjemnych pytań".

Zapytaliśmy także rzecznika prasowego Komendy Głównej Policji, na ile prawdopodobna jest interwencja organów ścigania w takich przypadkach jak opisany w artykule – czekamy na odpowiedź.