Pod koniec kwietnia br. na warszawskim Grochowie zaparkował Hyundai z Mariupola, który szybko przykuł uwagę aktywistów i mediów. To dlatego, że poszatkowany odłamkami tył samochodu w dosadny sposób ukazywał realia wojny w Ukrainie. Na szczęście, dzięki szybko zorganizowanej pomocy Polaków dziś auto wygląda prawie jak nowe.
Lekarz z Ukrainy musiał załatać bak przed ucieczką
Hyundai z Mariupola został poważnie uszkodzony, gdy stał w garażu, obok którego wybuchł pocisk wystrzelony z rosyjskiej wyrzutni Grad. Chociaż odłamki przebiły bramę i poszatkowały cały tył samochodu, panu Oleksandrowi i tak udało się nim wywieźć z Ukrainy żonę i teścia. Jak opowiadał na antenie TVN24, by auto nadawało się do jazdy, musiał posklejać bak i połączyć zerwane kable.
O historii rodziny emerytowanego lekarza z Ukrainy zrobiło się głośno, gdy w internecie zaczęły krążyć wymowne zdjęcia zdewastowanego Hyundaia i30, który jakimś cudem dotarł do Warszawy. Dzięki medialnemu rozgłosowi do pana Oleksandra zgłosiło się kilka firm, które zaoferowały naprawę samochodu.
Polacy naprawili za darmo ostrzelanego Hyundaia
W usuwanie szkód powstałych wskutek eksplozji pocisku zaangażowane były firmy V-Tech Tuning, MM Cars, STN Garage oraz Novol. I spisały się na medal! Jedyne miejsce z widocznymi śladami po ostrzale Mariupola to ukraińska tablica rejestracyjna, której nie można było wymienić w Polsce na nową.
Naprawa nie skończyła się jednak na wymianie klapy bagażnika, zderzaka, tylnych lamp czy szyby czołowej. Oprócz tego Hyundai z Mariupola dostał też m.in. nowe ogumienie, bak i elementy wnętrza. Także posklejana wcześniej w wojennych warunkach instalacja elektryczna została doprowadzona do porządku. Za każdą z tych czynności żadna z polskich firm nie wzięła od pana Oleksandra ani złotówki.