Czy to twój pierwszy start w Romo Motor Festival (RMF)?
Tak, to mój pierwszy start na Romo, jak i w wyścigach w ogóle. Chciałbym tutaj podziękować mojemu przyjacielowi, Krzyśkowi Kłowatemu, z którym od lat działamy we wrocławskim Akademickim Klubie Motorowym Apanonar oraz Oldtimer Club Poland, który skupia miłośników zabytkowych motocykli amerykańskich. W Danii razem startowaliśmy na jego maszynie – mój motocykl raczej nie zostałby zakwalifikowany.
Czytałem, że pojazdy muszą być przedwojenne. Jakie są jeszcze wytyczne?
Auta i motocykle, biorące udział w RMF, muszą być wyprodukowane przed 1947 rokiem. Organizatorzy stawiają na pojazdy sportowe lub modyfikowane stricte do wyścigów. Liczba uczestników jest ograniczona i panuje mocna selekcja, właściciele seryjnych egzemplarzy mają praktycznie zerowe szanse na zaproszenie. W pojazdach dopuszczalne są daleko idące modyfikacje, jednak wyłącznie takie, jakie były możliwe w tamtej epoce. Czyli możesz wymienić silnik na inny model, wymienić gaźnik na sportowy, zrobić big bore’a albo stoker’a, ale nie możesz wprowadzić żadnego ze współczesnych rozwiązań technicznych.
Czy na plaży w Romo można poczuć się trochę jak na planie filmowym?
Zdecydowanie! Organizatorzy kładą mocny nacisk na stworzenie wyjątkowego klimatu. Kierowcy, mechanicy, fotoreporterzy, ogólnie wszyscy na torze muszą ubrać się stosownie do epoki. Ponadto w pit stopach pojawiają się zabytkowe rekwizyty i narzędzia. Również część widzów nosi stylizowane stroje, a wielu z nich przybywa na miejsce imprezy zabytkowymi pojazdami, które też można podziwiać na parkingach.
Na czym polegają konkurencje? To wyścigi, próby prędkości lub stylu?
Impreza odbywa się na zasadzie prób prędkości na dystansie 1/8 mili (201 m), wygrywa najszybszy samochód i motocykl. Startuje się w parach, uczestnicy mają wolną rękę w wyborze partnera do danego biegu, można też wystartować dowolną ilość razy. Finalnie liczy się najlepsza próba.
A może ktoś się zakopał i trzeba było go wyciągać?
Nie kojarzę takiej sytuacji, plaża Romo jest całkowicie inna niż te, które znamy z polskiego wybrzeża. Jest szeroka na kilometr, równa, płaska i przede wszystkim twarda jak beton. Owszem, po wielu startach piasek na początku toru stał się dosyć sypki, ale zawodnicy sprawnie sobie z tym radzili. Widzowie z kolei mogli bez obaw zaparkować na plaży swoje auta, żadnych kłopotów nie miały nawet duże ciężarówki. Swoją drogą, zachwyciła mnie kultura osób biorących udział w RMF – tuż po zakończeniu wyścigów teren imprezy był całkowicie czysty, służby porządkowe nie miały nic do roboty. Pewnie właśnie dzięki takiej samodyscyplinie na plaże w Danii można wjechać swoim samochodem, co w Polsce jest raczej nie do pomyślenia.
Ile załóg bierze udział w RMF? Był oprócz Was ktoś z Polski?
W tym roku wystartowało 117 załóg, a my byliśmy jedynymi Polakami biorącymi udział w zawodach. Tym bardziej było nam miło zobaczyć biało-czerwoną flagę na starcie i to zaraz po duńskiej. Ten gest z pewnością nie był zamierzony ze strony organizatorów, niemniej zapadło mi to w pamięci.
Który pojazd zrobił największe show w tym roku?
Według mnie bolid napędzany lotniczym silnikiem V12 Hispano Suiza z lat I wojny światowej. Jego twórca poświęcił… 16 lat życia na budowę tego olbrzyma. Zresztą, zrobiłem mu zdjęcia, więc sami zobaczcie.
Co możesz powiedzieć o swojej maszynie?
Motocykl należy do Krzyśka Kłowatego, który zaprosił mnie do wspólnego startu. Jest to tak naprawdę Harley WLA z 1942 roku, ale Krzysztof, restaurując swój pojazd, chciał jak najbardziej upodobnić go do wyścigowego modelu WLDR. Mechanika pozostała bez modyfikacji, więc mamy niezłe perspektywy na podniesienie osiągów. Tym bardziej, że Krzysztof jest świetnym mechanikiem, a ja zawodowo zajmuję się remontami silników. W takim zespole możemy wiele osiągnąć.
- Przeczytaj także: Był znak i nie ma znaku. Tak władza dba o komercyjny sukces odcinkowych pomiarów prędkości
Dostałeś się do Danii na motocyklu czy jakoś go przetransportowałeś?
Miałem do pokonania ok. 1000 kilometrów w jedną stronę i motocykl przywiozłem na przyczepie. To zresztą standardowa praktyka w takich sytuacjach, jazda zabytkiem po autostradach nie jest szczególnie przyjemna. Szkoda tak wiekowego pojazdu, żeby bezsensownie go zużywać. Trzeba też zabrać na miejsce narzędzia, części zapasowe itp., więc auto jest pod tym względem dużo praktyczniejsze.
Jest na miejscu strefa serwisowa?
Organizator nie zapewnia serwisu, każdy uczestnik musi zadbać o to sam. To zresztą też element widowiska, na terenie wyścigów zespoły tworzą stylizowane miejsca obsługi, w których zawodnicy mogą chwilę odetchnąć, podczas gdy mechanicy w kombinezonach czy staromodnych fartuchach dokonują przeglądów maszyn między kolejnymi startami.
Czy te cenne pojazdy są jakoś ubezpieczane?
Nie jestem pewien, jak sobie z tym radzą zawodnicy z innych państw, ale z polskiego podwórka wiem, że ubezpieczenie zabytkowego pojazdu graniczy z cudem i kosztuje krocie.
A ile kosztuje wpisowe?
Niedużo, licencja zawodnicza kosztuje ok. 250 złotych za osobę.
Kto może przyjść oglądać zmagania uczestników?
Każdy, oglądanie zawodów jest całkowicie bezpłatne. Nic dziwnego, że co roku Romo Motor Festival przyciąga kilkadziesiąt tysięcy widzów. To naprawdę wyjątkowe wydarzenie.
Wybierasz się tam znowu za rok?
Tak, wpisałem tę imprezę na stałe do mojego kalendarza, a po wielu telefonach i zapytaniach od znajomych spodziewam się liczniejszej polskiej reprezentacji w kolejnych edycjach.
Zdj. Beata Bugajska, Krzysztof Kłowaty, Aleksander Andrałojć