- Odcinkowe pomiary prędkości są nieporównywalnie skuteczniejsze niż fotoradary. Wynika to m.in. z ich oznakowania, które nie odpowiada na typowe wątpliwości kierowców
- W 2019 . Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło wprowadzenie "nowego i bardziej czytelnego oznakowania odcinkowego pomiaru prędkości". Nowe znaki w zapowiadanej postaci pojawiły się na drogach, ale na krótko
- Znaki informujące o obowiązującym limicie prędkości na odcinku pomiarowym zostały szybko zlikwidowane. W rozporządzeniu pojawił się wzór znaku pozbawiony kluczowej dla kierowców informacji
- W rezultacie zdezorientowani kierowcy często zwalniają na odcinkowych pomiarach prędkości, choć czasem nie jest to potrzebne. Równie często nieświadomi ograniczeń kierowcy przekraczają dozwoloną prędkość i łapią mandaty
30 odcinkowych pomiarów prędkości na polskich drogach robi z grubsza tę samą robotę co 470 fotoradarów. Przeciętna skuteczność odcinkowego pomiaru prędkości mierzona liczbą stwierdzonych wykroczeń jest kilkanaście razy wyższa od przeciętnej skuteczności fotoradaru. Jedna z przyczyn tego stanu rzeczy tkwi w aplikacjach na telefon, w tym w programach nawigacyjnych, które informują kierowców o miejscu automatycznego pomiaru prędkości wykonywanego za pomocą fotoradaru. Druga to specyficzne oznakowanie odcinkowych pomiarów prędkości: formalnie nic mu nie można zarzucić, ale... Choć Ministerstwo Infrastruktury wiedziało, jak powinno wyglądać oznakowanie odcinkowych pomiarów prędkości i nawet chwaliło się stosownym projektem, ostatecznie zdecydowano się na znaki, które mniej rzucają się w oczy i gwarantują "sukces komercyjny" odcinkowych pomiarów prędkości. Po naszemu: mandaty sypią się jak z rękawa.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:
- Czytaj także: Kierowcy jeżdżą wolniej, a pieniądze z mandatów nadal płyną szerokim strumieniem. CANARD zmienił zasady gry
Co ciekawe, w przeszłości w wielu punktach zastosowano oznakowanie odcinków pomiaru prędkości, które było czytelne i bardzo pomagało kierowcom. Zostało ono zlikwidowane.
Odcinkowe pomiary prędkości: a miało być tak pięknie
Dane o liczbie wykroczeń rejestrowanych na odcinkowych pomiarach prędkości powinny zapalić w odpowiedzialnych głowach urzędników czerwoną lampkę. Przez wakacje "urobek" 30 odcinkowych pomiarów prędkości zbliża się niebezpiecznie do 100 tysięcy mandatów. Czy to oznacza, że kierowcy są aż tak głupi, że przekraczają dozwoloną prędkość, wiedząc, że jest ona właśnie mierzona? Nic z tych rzeczy.
Cofnijmy się jednak do 2019 r. W lutym Ministerstwo Infrastruktury ogłosiło powstanie "nowego i bardziej czytelnego" oznakowania odcinkowych pomiarów prędkości. Oddajmy głos ministerstwu:
Pokazano nawet wzory znaków, które zresztą wkrótce pojawiły się na drogach. Znaki te mocno rzucały się w oczy – miniatura ograniczenia prędkości na niebieskiej tablicy mówiącej o początku odcinka pomiarowego po pierwsze, uprzedzała o automatycznym pomiarze, a po drugie, przypominała obowiązujący na danym odcinku limit prędkości. Kto nie zauważył wcześniej znaku ograniczającego prędkość albo o nim zapomniał, teraz wiedział, że najwyższy czas zdjąć nogę z gazu. Jeszcze kilka dni temu na stronach MI można było zobaczyć taki komunikat.
Zapowiadane oznakowanie – to warto przypomnieć – miało zastąpić tymczasowo stosowane znaki D-51. Chodzi o niebieską tabliczkę z napisem "fotoradar". Takie tabliczki ustawiano przed OPP uzupełnione informacją tekstową poniżej, np. "pomiar średniej prędkości na odcinku 1,2 km". Miały je zastąpić znaki widoczne na zdjęciu powyżej, ostatecznie jednak zdecydowano się na formę "mniej nachalnie" rzucającą się w oczy.
Próbowałem skłonić Ministerstwo Infrastruktury do odpowiedzi na pytanie, dlaczego zrezygnowano z zapowiadanej, czytelnej formy oznakowania OPP. Jak dotąd odpowiedź nie nadeszła, ale czekam.
- Przeczytaj także: Ceny paliw od 1 września w górę. Czas obniżek się skończył
Był znak z ograniczeniem prędkości, a teraz nie ma znaku
Pomiary średniej prędkości instalowane są zarówno na odcinkach drogi, gdzie obowiązuje standardowy limit prędkości (na drogach ekspresowych jest to 120 km/h, na innych drogach 100 km/h lub 90 km/h), jak i na odcinkach, gdzie obowiązuje "specjalne" ograniczenie prędkości wyrażone znakiem.
W niedalekiej przeszłości znak informujący o początku odcinka pomiarowego (np. na odcinku pomiarowym w Warszawie na trasie S8, ale nie tylko tam) informował o obowiązującym limicie, nawet jeśli był on ustawowy – czyli gdy mierzono, czy ktoś na ekspresówce nie przekracza 120 km/h. W dolnym lewym rogu tabliczki umieszczana była miniatura znaku B-33 mówiąca o obowiązującym na danym odcinku limicie. Z czasem jednak znaki mówiące o limicie prędkości usunięto i zastąpiono niebieską tabliczką mówiącą jedynie o początku odcinka pomiarowego już bez informacji o obowiązującej prędkości. Podobny los spotkał oznakowanie na innych odcinkowych pomiarach prędkości w Polsce: był znak z ograniczeniem prędkości, teraz nie ma znaku.
Warto zwrócić uwagę, że obowiązująca dziś grafika znaku D-51a (początek odcinkowego pomiaru prędkości – OPP) jest "pusta" w lewym dolnym rogu – grafik przewidział miejsce na znak B-33 (ograniczenie prędkości), tyle, że tego znaku już tam nie ma w aktualnie obowiązującym wzorze umieszczonym w rozporządzeniu.
A jaki jest tego efekt?
Mierzą mnie, czyli musi być ograniczenie. Nie zauważyłem?
Odcinek pomiarowy rzadko zaczyna się dokładnie w miejscu, gdzie "startuje" ograniczenie. Zwykle jest instalowany w dogodnym miejscu w pewnej odległości od znaku z ograniczeniem prędkości. Ta odległość to może być kilkaset metrów, ale może być też znacznie większa.
Problem w tym, że kierowca, który rejestruje moment mijania początku odcinka pomiarowego, często nie jest pewien (choć oczywiście powinien być), jaki limit obowiązuje na odcinku pomiarowym. W natłoku kolejnych znaków i zdarzeń wypada to z pamięci.
Największą dezorientację wprowadzają odcinki pomiarowe ustawiane tam, gdzie żadnego specjalnego limitu nie ma – czyli np. 120 km/h na ekspresówce. Jadę, widzę kątem oka znak mówiący o początku odcinka pomiarowego i staram się przypomnieć sobie: jaki tu jest limit? Nic nie widziałem – nie zauważyłem? Musiałem coś przegapić! Zakładam, że jeśli mnie mierzą, to pewnie postawili jakieś ograniczenie. Szkoda, że nie pamiętam, jakie...
Zdezorientowanych kierowców, którzy zwalniają na ekspresówce do 90 km/h, choć mogliby bezpiecznie jechać 120 km/h, nie brakuje. Ktoś zlikwidował znak uczciwie mówiący o limicie na starcie odcinka pomiarowego: 120 km/h. Czemu to miało służyć?
Warto wiedzieć: na obszarze zabudowanym limit prędkości może być podniesiony albo obniżony za pomocą znaków drogowych, natomiast poza obszarem zabudowanym może być tylko obniżony.
Przyznam, że jadąc trasą S-8 w Warszawie sam zawsze mam dylemat. Przed początkiem odcinka prowadzącego w stronę Marek jest ograniczenie prędkości, potem łącznik z inną jezdnią (formalnie skrzyżowanie), potem znów ograniczenie, koniec ograniczenia. Jakiś kilometr dalej zaczyna się OPP. Nie mogę uwierzyć, że w tym miejscu można jechać 120 km/h, zawsze wydaje mi się, że dostanę mandat.
Mierzą mnie, ale ograniczenie pewnie już wygasło. Ale czy na pewno?
Druga sytuacja, skutkująca tysiącami mandatów, dotyczy miejsc, gdzie kierowcy nie są świadomi "specjalnych" limitów prędkości. Po pierwsze, samą niebieską tabliczkę powieszoną w sąsiedztwie skomplikowanej instalacji albo po prostu na tle innych znaków łatwo przeoczyć. Po drugie, ograniczenie prędkości nierzadko obowiązuje na odcinku wielu kilometrów i tam, gdzie się mierzy prędkość, ograniczenie co do zasady nie jest przypominane.
Przykładów, gdy za pomocą odcinkowych pomiarów prędkości państwo gra nieczysto, nie brakuje. Rekordem jest zlikwidowany już OPP na A1 na odcinku od Kamieńska do obwodnicy Częstochowy – to 41 km drogi objętej pomiarem. W swoim czasie odcinek ten formalnie był placem budowy. Realnie miejscami rzeczywiście trwała budowa, a miejscami kierowcy jechali nowiutką, gładką jak stół drogą o standardzie autostrady. Oczywiście cały odcinek oznakowany był wyłącznie niebieskimi tabliczkami na początku i na końcu. Osobno (wcześniej – przed początkiem odcinka pomiarowego) ustawiono znak z ograniczeniem prędkości. Sam znak D-51a (początek odcinka pomiarowego) umieszczono bez podanej długości tego odcinka i bez znaku mówiącego o limicie obowiązującym na całej trasie. Urobek dwóch takich pułapek liczono w tysiącach. Dziennie.
Jaki limit prędkości? Jesteś kierowcą, masz to wiedzieć
Przedstawiciele CANARD-u (Centrum Automatycznego Nadzoru nad Ruchem Drogowym) nie mogą nadziwić się rozterkom kierowców: no jak to, masz prawo jazdy, to chyba wiesz, jaki obowiązuje limit na drodze ekspresowej? Masz obowiązek wiedzieć.
Tak, to prawda, wiem. Ale, kierując samochodem, wiem także, że mogłem coś przeoczyć. Widzę, że zaczyna się odcinek pomiarowy, zaczynam się zastanawiać. Zastanawiam się, jaki tu obowiązuje limit, a jeśli jadę odcinkiem, który dobrze znam, zastanawiam się, po co zlikwidowano znak, który w danym miejscu byłby naprawdę pomocny, likwidowałby wątpliwości. Dlaczego oznakowanie nie może być po prostu przyjazne?
Zresztą nie chodzi tylko o to, aby uchronić kierowców od zwalniania w miejscu, gdzie jest to niepotrzebne. Powtórzenie znaku z ograniczeniem prędkości na początku odcinka pomiarowego, gdzie obowiązuje "specjalny" limit, mogłoby uchronić mniej uważnych kierowców od mandatu.
Pytanie: czy w odcinkowych pomiarach prędkości chodzi o to, aby wystawiać więcej mandatów, czy żeby kierowcy jechali z bezpieczną prędkością na dłuższym odcinku?
I jeszcze jedna sytuacja: na mniejszych drogach, gdzie obowiązuje "specjalny" limit prędkości, z reguły znaki mówiące o początku OPP są dobrze widoczne, a sam OPP nie jest długi. Tam jednak kierowcy często nie pamiętają, jaki obowiązuje limit. Znów: natłok zdarzeń, skrzyżowań, znaków. W czym problem, aby im przypomnieć?
Na S-8 było w swoim czasie czytelne oznakowanie
Jeśli ktoś dobrze poszpera w zasobach Internetu (warszawiakom wystarczy poszperanie w pamięci) dojdzie do konkluzji, że w Warszawie przed odcinkiem pomiarowym umieszczono dużą i wyraźną tablicę mówiącą o limicie prędkości na OPP – w tym przypadku 120 km/h. Takie zdjęcia i nagrania zamieszczał m.in. serwis TVN24. Obecnie mało kto pamięta o "starym" oznakowaniu. Mnożą się pytania: czemu je założono? Czemu zdjęto?
Pytania w tej sprawie zbywane są milczeniem. Obecnie oznakowanie jest oczywiście zgodne z prawem, dlatego adresatem pytań nie musi być ani CANARD (choć oczywiście mógłby się wypowiedzieć), ani zarządca drogi. Rozporządzenie o znakach i sygnałach drogowych pokazuje wzór tabliczki D-51a (początek OPP) bez miniatury znaku z ograniczeniem prędkości. Adresatem pytań jest zatem Ministerstwo Infrastruktury.
- Przeczytaj także: We wrześniu częściowo wracają stare przepisy dotyczące punktów karnych
Odcinkowe pomiary prędkości: kilka sugestii dla Ministerstwa Infrastruktury
- Po pierwsze, chyba zależy Państwu na tym, aby na odcinkach objętych pomiarem średniej prędkości kierowcy trzymali przepisową średnią, prawda? Może warto by znowelizować rozporządzenie o znakach tak, aby tabliczkom D-51a (początek odcinka) towarzyszył znak mówiący o ograniczeniu prędkości?
- Po drugie, może warto informować kierowców o długości odcinka pomiarowego? To zagwarantuje, że mniej kierowców będzie dostawać mandaty, czytaj: będzie także mniej wypadków
- Po trzecie, komu szkodzi powtarzanie znaków mówiących o ograniczeniu prędkości na odcinku pomiarowym? A może warto byłoby także przypominać kierowcy, że jest na takim odcinku? Jak wyżej – aby za wszelką cenę zwolnił.
Da się?