- Do ostatniego wypadku ze skutkiem śmiertelnym doszło w Formule 1 w 2014 roku
- W latach 50. i 60. XX wieku Formuła 1 należała do niebezpiecznych sportów – wymogi dotyczące bezpieczeństwa praktycznie nie istniały
- Lista kierowców, którzy zginęli podczas wyścigów Formuły 1 lub przygotowań do nich obejmuje ponad 30 nazwisk. Lista ciężko rannych byłaby wielokrotnie dłuższa
- Wypadek Roberta Kubicy w Montrealu w 2007 roku wyglądał spektakularnie, ale jego konsekwencje były minimalne – polski kierowca miał mnóstwo szczęścia w nieszczęściu
- Spektakularny wypadek Roberta Kubicy w Montrealu w 2007 roku
- Ayrton Senna: śmiertelny wypadek na torze Imola w 1994 roku. Zapomniana śmierć Rolanda Ratzenbergera
- Nikki Lauda w 1976 roku niemal spłonął w Zielonym Piekle
- Felipe Massa: wypadek w Budapeszcie 2009
- Jules Bianchi: wypadek na torze Suzuka w 2014
Formuła 1 wzbudzała niegdyś zupełnie inne emocje niż dziś. Teraz to przede wszystkim technologiczny wyścig teamów, które starają się wykorzystać do granic możliwości obowiązujące i często zmieniane regulacje. Oczywiście, wciąż liczy się kierowca, ale zupełnie inaczej, niż kiedyś – teraz ważne są przede wszystkim: precyzja, perfekcjonizm, doskonale warunki psychofizyczne, umiejętność współpracy z zespołem. Kiedyś najważniejsze były bezgraniczna odwaga i... brak wyobraźni. No bo jak ktoś z instynktem samozachowawczym i wyobraźnią mógłby pędzić autem takim jak choćby Ferrari 500 z lat 50. – czyli ciasnym bolidem, ważącym niespełna 600 kg, z dwulitrowym silnikiem o mocy 185 KM przy 7 tys. obr. min, dzięki któremu auto dawało się rozpędzić do 260 km/h. Ten samochód nie miał ani strefy zgniotu, ani pasów bezpieczeństwa, miał za to hamulce bębnowe, nadwozie z cieniutkiej blachy aluminiowej, opony węższe niż w dzisiejszych motocyklach i metalową kierownicę zamontowaną na sztywnej kolumnie, która nawet w przypadku niewielkiej kolizji wbiłaby się w klatkę piersiową albo urwała głowę kierowcy. Takim właśnie Ferrari 500 Alberto Ascari wygrał w 1952 roku siedem kolejnych wyścigów, ustanawiając rekord pobity dopiero w 2013 roku przez Sebastiana Vettela.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoW pierwszych latach Formuły 1 kierowcy nie mieli nawet obowiązku korzystania z kasków, a później, kiedy już taki obowiązek wprowadzono, to kaski bywały np. skórzane i bardziej służyły do tego, żeby kierowca nie poobijał się w czasie jazdy, a nie do tego, żeby chronić go w razie wypadku.
Przy takich parametrach aut, braku zabezpieczeń i przy ówczesnym stanie torów wyścigowych, każdy start był igraniem ze śmiercią, ale też to przyciągało widzów i sprawiało, że kierowcy byli postrzegani jako nieustraszeni herosi. Z czasem, po wielu tragicznych wypadkach, podejście do kwestii bezpieczeństwa zupełnie się zmieniło – w regulaminach pojawiły się restrykcyjne wymogi dotyczące zabezpieczeń i warunków jazdy, ale ryzyka nigdy nie da się całkowicie zlikwidować.
Spektakularny wypadek Roberta Kubicy w Montrealu w 2007 roku
Ten wypadek wstrząsnął nie tylko polskimi fanami Formuły 1 i Roberta Kubicy. Wielu świadków zdarzenia spodziewało się wówczas, że może to być wypadek śmiertelny. 10 czerwa 2007, podczas 27. okrążenia, na łuku Polak zderzył się z autem teamu Toyoty prowadzonym przez włoskiego kierowcę Jarno Trulliego. Jego auto (BMW-Sauber) dosłownie wyleciało z trasy i przy ok. 230 km na godz. uderzyło najpierw w mur, odbiło się od niego, rozpadając się na kawałki, a jego pozostałości wpadły z powrotem na tor. Przód auta został całkowicie roztrzaskany, trzy z czterech kół odpadły od bolidu, podobnie jak całe ospojlerowanie – poza kokpitem z auta Kubicy praktycznie nic nie zostało. Widzowie zamarli, ale już po chwili okazało się, że kierowca przeżył wypadek. Później okazało się, że jego obrażenia nie były nawet przesadnie poważne: skończyło się na wstrząśnieniu mózgu i skręconej kostce. Kubica już wcześniej znany był z tego, że jeździł ostro i miewał niebezpieczne sytuacje. Na jego wypadku skorzystał wtedy Sebastian Vettel, który go zastąpił, ale już dwa wyścigi później Kubica wrócił do gry, zajmując czwarte miejsce Magny-Cours. Rok później w Montrealu Kubica wygrał swój pierwszy wyścig w karierze – to się nazywa mocna psychika!
Ayrton Senna: śmiertelny wypadek na torze Imola w 1994 roku. Zapomniana śmierć Rolanda Ratzenbergera
U wielu wypadek Roberta Kubicy przywołał wspomnienie śmiertelnego wypadku trzykrotnego mistrza Formuły 1 Ayrtona Senny, do którego doszło w 1994 roku podczas wyścigu Grand Prix San Marino na torze Imola. Do tego wypadku doszło w czasach, kiedy bezpieczeństwo w F1 traktowano już dosyć poważnie, a na temat bezpośrednich jego przyczyn wciąż krążą różne teorie – od problemów z przyczepnością z powodu niedogrzanych opon, aż po usterkę pojazdu spowodowaną modyfikacjami wprowadzanymi tuż przed wyścigiem. Jedno jest pewne – był wyjątkowo tragiczny weekend na przełomie kwietnia i maja 1994 roku, a poza Senną życie stracił wtedy też inny kierowca, Roland Ratzenberger. Seria wypadków zaczęła się jeszcze w piątek, kiedy podczas sesji treningowej poważny wypadek miał Rubens Barrichello – kierowca przeżył, ale trafił do szpitala, w którym odwiedził go Senna. Dzień później, w sobotę, na łuku "Villeneuve" z toru Imola wypadł bolid prowadzony przez austriackiego kierowcę Rolanda Ratzenberger. Domniemaną przyczyną wypadku było uszkodzenie przedniego skrzydła Simteka S941 i utrata przyczepności. Austriak uderzył w betonową ścianę przy prędkości około 320 kilometrów na godzinę. Kierowca zmarł na skutek uszkodzenia podstawy czaszki. Imprezy nie przerwano, ale Ayrtona Senna miał wówczas poprosić, żeby pokazano mu miejsce wypadku.
W niedziele doszło do tragedii, która uchodzi za najsłynniejszy wypadek śmiertelny podczas wyścigu Formuły 1. Bolid prowadzony przez Sennę wypadł z zakrętu i uderzył w ścianę przy prędkości ok. 230 km na godz.. Sam wypadek nie wyglądał przesadnie spektakularnie, a uszkodzenie bolidu nie wydawały się przesadnie rozległe – okazało się jednak, że odpadający wraz z kołem fragment przedniego zawieszenia przebił kask kierowcy i doprowadził do śmiertelnych obrażeń głowy.
Do czasu śmierci Ratzenbergera trwała 12-letnia dobra passa, bez ofiar śmiertelnych. Przed wypadkami Ratzenbergera i Senny do śmierci na torze doszło wcześniej w 1982 roku. Zginął wtedy Włoch Riccardo Paletti, który podczas GP Kanady uderzył w stojący z powodu awarii bolid Didiera Pironiego. Roland Ratzenberger stał się 32. ofiarą śmiertelną, a Ayrton Senna 33. ofiarą w historii wyścigów GP.
Nikki Lauda w 1976 roku niemal spłonął w Zielonym Piekle
W Formule 1 wypadki nie omijają najlepszych. Jednym z najbardziej spektakularnych i omawianych latami wypadków był ten, w którym niemal zginął austriacki kierowca Niki Lauda, wielokrotny mistrz Formuły 1, uchodzący za jednego z najlepszych kierowców wszech czasów. Do najbardziej znanego wypadku w karierze Laudy doszło 1 sierpnia 1976 roku podczas Grand Prix Niemiec na torze Nürburgring, który nie bez przyczyny uchodził za bardzo trudny i niebezpieczny, czym zasłużył sobie na przydomek Zielone Piekło. Podczas drugiego okrążeniu Lauda wypadł z trasy, uderzył w bandę i bolid innego kierowcy. Ferrari Laudy stanęło w płomieniach, a kierowca pozostał uwięziony we wraku. Przed przyjazdem służb ratowniczych inni kierowcy próbowali wyciągnąć Austriaka z płonącego wraku – w końcu im się udało, ale Lauda doznał bardzo poważnych poparzeń (później przeszczepiano mu m.in. skórę na twarzy), z powodu kontaktu z gorącymi oparami i dymem Lauda miał też uszkodzone płuca. Jego stan był tak zły, że w szpitalu ksiądz udzielił mu ostatniego namaszczenia. Niesamowite w tej historii jest jednak to, że Lauda wrócił do wyścigów 6 tygodni później, pomijając jedynie 2 wyścigi, a w 1977 i 1984 ponownie udało mu się zdobyć mistrzostwo Formuły 1. Dziś każdy, kto ma na to ochotę, za niewielką opłatą może wjechać na tor Nürburgring i spróbować tam swoich sił – ograniczenia tam nie obowiązują, podobnie jak standardowe ubezpieczenia komunikacyjne.
Felipe Massa: wypadek w Budapeszcie 2009
Na początku wypadek wyglądał bardzo zagadkowo, bo podczas kwalifikacji do Grand Prix Węgier Massa bez widocznego powodu ze znaczną prędkością uderzył w bandę z opon. Na nagraniach z kamer widać jednak przyczynę: urwany fragment zawieszenia z bolidu Rubensa Barrichello odbił się od nawierzchni i uderzył przy ok. 250 km na godz. Felipe Massę w głowę. Tu widać gigantyczny postęp w jakości zabezpieczeń – kierowca przeżył, ale oczywiście stracił przytomność, co doprowadziło do utraty panowania nad autem. Trzeba jednak przyznać, że miał też mnóstwo szczęścia, bo część trafiła w kask tuż nad wizjerem, gdyby nie to, mógłby powtórzyć los Senny.
Jules Bianchi: wypadek na torze Suzuka w 2014
Do ostatniego wypadku ze skutkiem śmiertelnym podczas wyścigów Formuły 1 doszło 5 października 2014 roku, ale w tym przypadku kierowca zmarł na skutek odniesionych wówczas obrażeń w 2015 roku, nie odzyskując od chwili wypadku przytomności.
Jules Bianchi był członkiem mało znanego zespołu Marussia F1 ("russia" w nazwie to nie przypadek, założycielem zespołu był Nikołaj Władimirowicz Fomienko , rosyjski prezenter telewizyjny i aktor, a do sponsorów należeli rosyjscy oligarchowie. Wyścig, podczas którego doszło do tragicznego w skutkach wypadku, odbywał się przy złej pogodzie. Jeden z bolidów z teamu Force India wypadł z toru na mokrej nawierzchni, a ekipa ratownicza przy pomocy dźwigu próbowała go usunąć ze żwirowego pasa bezpieczeństwa. Niestety, mimo oznakowania miejsca akcji żółtymi flagami, zbliżający się z prędkością ok. 200 km na godz. Bianchi traci panowanie nad autem i uderza w dźwig, zahaczając głową o część pojazdu ratowniczego. Mimo szybkiej akcji ratowniczej i operacji nie udaje się uratować kierowcy, chociaż przez wiele miesięcy był on sztucznie utrzymywany przy życiu.