Auto Świat Wiadomości Aktualności Wolniej albo szybciej, ale nie zgodnie z ograniczeniem. Jazda po naszych autostradach to walka o przetrwanie

Wolniej albo szybciej, ale nie zgodnie z ograniczeniem. Jazda po naszych autostradach to walka o przetrwanie

Każdy kierowca wie, że po ekspresówce można maksymalnie jechać 120 km na godz., a po autostradach 20 km na godz. więcej. To jednak tylko wiedza teoretyczna, bo jeśli próbujesz tak jechać, to wyłamujesz się z trendu, jaki panuje na naszych najszybszych drogach. Zawsze, choć staram się tak jeździć, to jest to bardzo trudne, bo nikt nie chce tak jechać. I wtedy zaczyna się walka o przetrwanie.

Polska autostrada A1
Shutterstock / Czerep rubaszny
Polska autostrada A1
  • Na drogach ekspresowych kierowcy często przekraczają maksymalną prędkość 120 km na godz., a na autostradach 140 km na godz.
  • Prawie nikt jednak nie jeździ zgodnie z ograniczeniami. Każdy jedzie albo wolniej albo znacznie szybciej
  • Weekendowy wzmożony ruch prowadzi do sytuacji, w której jazda zgodna z przepisami staje się wyzwaniem dla wszystkich

Od kilku lat naprawdę nie możemy narzekać na jakość naszych dróg. Mamy szerokie i bezpieczne autostrady oraz drogi szybkiego ruchu, które wyposażone są w komfortowe MOP-y z łazienkami, stacjami paliw, ładowania i restauracjami. Dobra jakość naszych dróg to komfort, którego mogą nam zazdrościć nasi sąsiedzi. Tylko jakoś my nie potrafimy z nich korzystać zgodnie z przeznaczeniem.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Polscy kierowcy nie potrafią jeździć zgodnie z przepisami

Wszyscy doskonale wiedzą, że na drodze szybkiego ruchu obowiązuje ograniczenie prędkości do 120 km na godz., a na autostradzie można maksymalnie jechać 140 km na godz. Okazuje się jednak, że ta wiedza jest tylko teoretyczna, a praktyka zupełnie mija się z przepisami. Doświadczam tego za każdym razem, gdy wyruszam w dłuższą trasę. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym całą zaplanowaną drogę przejechał zgodnie z ograniczeniem. Wszystko przez kierowców.

Na autostradach są "frajerzy" i "kozacy". I każdy ma swój pas

Problem polega na tym, że na drogach najszybszych klas mamy dwa pasy, z których ten prawy jest dla "frajerów", a ten lewy dla "kozaków". Polega to na tym, że jadąc 120 km na godz. po drodze ekspresowej, bez przerwy napotykamy na przeszkody - jadąc prawym pasem ciągle trzeba kogoś wyprzedzać, bo jedzie 90-110 km na godz. Niestety to wyprzedzanie, jeśli nie mamy mocnego auta jest bardzo problematyczne, bo na "kozackim" pasie cały czas można się spodziewać kogoś, kto jedzie 160, 180 a może i 200 km na godz. W takich warunkach wyprzedzenie auta z prawego pasa jest trudne i wymaga planowania. Jak już w końcu uda się wyprzedzić, to za chwilę spotykamy kolejny samochód, jadący wolniej i cała sekwencja się powtarza.

Autostrada A2 Lubelska - Mińsk Mazowiecki
Autostrada A2 Lubelska - Mińsk MazowieckiGDDKiA / GDDKiA

Problem jest nie tylko z prędkością. Uwielbiamy dojeżdżać do zderzaków

Problem z jazdą po takich drogach wynika nie tylko z różnicy prędkości, ale też dlatego, że nie umiemy jechać z wystarczającym odstępem od poprzedającego auta. Większość kierowców jedzie jeden za drugim, a jeśli ktoś ośmieli się jechać wolniej, to obowiązkowo trzeba mu dojechać do zderzaka, "wychylić" się, tak, żeby ten wolniejszy zobaczył naszą lampę w lusterku i wisieć, aż w końcu zjedzie na prawy pas. Ci bardziej niecierpliwi przyświecą też długimi, bo przecież "frajer" ośmielił się wjechać na pas dla "kozaków".

Potem kolejni kierowcy dojeżdżają sobie do zderzaków i muszą jechać te 120 km na godz., oczywiście utrzymując odstęp od kolejnego auta, jakby jechali w mieście z prędkością 40 km na godz. Czasem jeszcze do tego autostradowego wyścigu dołączy ciężarówka, bo mimo zakazu, trzeba wyprzedzić inny pojazd, jadący 2 km na godz. wolniej. I tak mijają kolejne dni na polskich szybkich drogach.

Służby kiedyś dały przyzwolenie i tak zostało

Oliwy do ognia dołożyły same służby, które niegdyś przyznały, że mimo limitów i tak dają tolerancję 10 km na godz., zatem automatycznie, choć teoretycznie można jechać 120 lub 140, to w praktyce 130 albo 150, bo i tak nie łapią. No ale przecież "lekkie" przekroczenie prędkości nikomu nie szkodzi, więc kierowcy stwierdzają, że i 160, a może i 180 też jest odpowiednią prędkością. Auto przecież czasem trzeba "przegonić", żeby silnik dobrze chodził.

Lepiej więc jest jechać albo szybciej niż przepisy nakazują, albo tak, jak po drogach krajowych - 90 km na godz. wtedy psychicznie można odpocząć. Najgorsze pod tym kątem są oczywiście weekendy, kiedy jedni się spieszą, a drudzy już są na urlopie.

Autostrada A4
Autostrada A4Katarzyna Prusakiewicz / Auto Świat

Jest sposób na przepisową jazdę. Kierowcy nienawidzą tych stref

Jedynym momentem, gdy każdy jedzie grzecznie są przejazdy przez odcinkowe pomiary prędkości. Wtedy nagle okazuje się, że każdy zna ograniczenia i wie, jak jechać przepisowo. Podobnie jest jak wyjedziemy za granicę.

Naogół jednak praktycznie nikt po najszybszych trasach nie jedzie zgodnie z ograniczeniem. To chyba ta nasza husarska krew sprawia, że jak już pędzić to na łeb na szyję, ale na pewno nie tak, jak ktoś nam nakazał. Bo przecież nikt nam nie będzie mówił, jak mamy żyć.

Autor Mateusz Pokorzyński
Mateusz Pokorzyński
Dziennikarz AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji