Niedzielna popisówka w centrum Warszawy nie poszła zgodnie z planem. Kierowca zielonego Lamborghini Huracan Evo chciał efektownie skręcić z ulicy Pańskiej w Emilii Plater, by zadowolić zebranych przy skrzyżowaniu "carspotterów" polujących z obiektywami na ekskluzywne i drogie samochody. Samochód się zgadzał, doszło do zerwania przyczepności i były nawet okrzyki tłumu. Szkoda tylko, że nie był to ryk zachwytu, ale raczej jęk rozpaczy.
Lamborghini Huracan rozbite w Warszawie
Po kilku strzałach z wydechu i gwałtownym ruszeniu w prawo tył Huracana zaczął się uślizgiwać. W reakcji kierowca 640-konnego supersamochodu odbił kierownicą, próbując założyć kontrę, i najprawdopodobniej pod wpływem strachu zdjął nogę z pedału przyspieszenia. Tył włoskiego auta przeszedł na drugą stronę jak wahadło i Lamborghini pojechało tam, gdzie były skierowane przednie koła – prosto w krawężnik i mur z kamieni oddzielający jezdnie Emilii Plater.
Ktoś z tłumu podsumował to zdarzenie bardzo niewybrednym i zwięzłym, lecz trafnym komentarzem: "O, k...a!". Taka też pewnie będzie reakcja kierowcy na rachunek z warsztatu. Na pierwszy rzut oka uszkodzenia wartego ok. 1,5 mln zł samochodu nie wydają się rozległe, szkody jednak nie ograniczają się do połamanego przedniego zderzaka i zarysowanego tyłu.
"Pojazd został poważnie uszkodzony i został zabrany przez lawetę. Kierowca był trzeźwy. Jak poinformował nas oficer prasowy KSP, kierowca dostał 200 zł mandatu. Nikomu nic się nie stało. Na czas prowadzonych działań występowały utrudnienia w ruchu" – przekazał prowadzony w mediach społecznościowych kanał Miejski Reporter.