W zeszłym tygodniu braliśmy udział w konferencji, podczas której Carlos Tavares, CEO Stellantis prezentował strategię koncernu na najbliższe lata. Ponieważ było to już podczas pierwszych dni inwazji w Ukrainie, to prezentacja rozpoczęła się od zapewnienia, że firma jest w bezpośrednim kontakcie z pracownikami firmy na terenie okupowanego kraju. Tavares powiedział też, że Stellantis zamierza być zgodne ze wszystkimi sankcjami nałożonymi na Rosję, oraz że grupa tworzy fundusz dla Ukrainy. Potem, przez kolejne dwie godziny czekaliśmy na oficjalne stanowisko w sprawie dalszego prowadzenia biznesu w Rosji, ale nie doczekaliśmy się na nie. Te informacje zostały w końcu przekazane przez Tavaresa w wywiadzie dla CNN.

- powiedział dla CNN Carlos Tavares, dyrektor generalny koncernu Stellantis

Wypowiedź CEO odnosi się do fabryki Stellantisa w Kałudze, która mieści się około 150 km od Moskwy. Zakład działa jako joint venture z japońskim producentem samochodów Mitsubishi. Fabryka zatrudnia około 2,7 tys. pracowników i produkuje rocznie około 11 tys. dostawczych Peugeotów, Opli oraz Citroënów. Póki co taśmy produkcyjne będą kontynuować swoje działanie, ale Tavares nie wyklucza, że mogą się wkrótce zatrzymać. "Być może zakład wkrótce i tak przestanie działać, ponieważ nie ma części" - dodał szef Stellantisa.

Rozłam w decyzjach koncernów osłabia pozycję Ukrainy w wojnie

Fakt, że Stellantis pozostanie aktywny na rosyjskim rynku, to niepokojące informacje dla analityków strategii geopolitycznej. Coraz częściej mówi się, że wojna w Ukrainie to konflikt o wpływy, w którym jedną ze stron pośrednio są członkowie NATO, a więc USA, Włochy oraz Francja. Stellantis ma w swoim portfolio kilkanaście znanych na całym świecie marek właśnie z tych krajów. Krajobraz dla rynku motoryzacyjnego jest od jakiegoś czasu bardzo trudny, ale rozłam w stanowisku sektora prywatnego w wobec Rosji może być dużo poważniejszy w skutkach, niż niedobór mikrochipów, czy wymóg przebranżowienia się z produkcji pojazdów spalinowych na elektryczne.