- Amerykańskie cła na samochody wchodzą w życie
- Obecne stawki celne w różnym stopniu dotykają poszczególnych producentów
- Korzystając z przejściowej sytuacji, Ford ma zaoferować potężną promocję dla swoich amerykańskich klientów
- Wiele europejskich firm dotkniętych będzie nowymi stawkami amerykańskich ceł. Niemieccy producenci aut w kłopocie
Jeśli wartość Volkswagena, który właśnie płynie do USA, wynosi 40 tys. dolarów, do jego ceny na amerykańskim rynku należy teraz doliczyć 10 tys. dolarów. To równowartość ok. 38 tys. zł i jednocześnie wskazówka, o ile wzrośnie cena tego auta. Amerykanie, którzy właśnie rozglądają się za samochodem – z importu albo produkowanego na miejscu – wiedzą już, że z zakupem nie warto zwlekać. Amerykańscy dealerzy raportują gwałtowne zwiększenie ruchu w salonach, a jednocześnie rozkładają ręce: ceny wzrosną, ale to nie oznacza wyższego zarobku. Przeciwnie: dostępność samochodów spadnie, a z powodu wyższych rad kredytowych wielu potencjalnych klientów poszuka tańszego samochodu z drugiej ręki.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoFord zamierza rozbić bank i... pozbyć się zalegających samochodów
Tymczasem – i to na pewno podbije bębenek prezydenta Donalda Trumpa – na nieszczęściu jednych producentów oraz importerów korzystają inni. Jak donosi Reuters, w najbliższych godzinach Ford ma ogłosić wielką promocję na swoje samochody. Zaoferuje on wszystkim klientom tzw. zniżkę pracowniczą – każdy będzie mógł kupić samochód Forda w cenie dyskontowej przewidzianej dla pracowników firmy.
Trzeba przy tym zauważyć, że Ford jest w kontekście nowych taryf celnych w stosunkowo dobrej sytuacji. Po pierwsze, blisko 80 proc. jego samochodów sprzedawanych w USA produkowanych jest na miejscu; wprawdzie w znacznej mierze powstają one z komponentów produkowanych za granicą, ale zaporowe cła komponenty nie weszły jeszcze w życie. Po drugie, Ford ma obecnie stosunkowo duże zapasy samochodów, większe niż inni amerykańscy producenci i importerzy, więc teraz będzie okazja, by się ich pozbyć. Po trzecie, w ostatnich tygodniach zniżki oferowane klientom w amerykańskich salonach Forda były nieco niższe niż te, które można było wynegocjować, kupując pojazd innej marki. Z punktu widzenia Forda sytuacja jest więc nie najgorsza, klienci tej marki też mogą być zadowoleni.
W znacznie gorszej sytuacji jest General Motors oraz Stellantis – w przypadku tych koncernów około połowy samochodów sprzedawanych w USA zostanie objętych cłami. A zatem średnia cena samochodu oferowanego przez te firmy może wzrosnąć o ok. 12,5 proc.
Przeczytaj także:Antoni Macierewicz zdaje na prawo jazdy. Do trzech razy sztuka? Internet się śmieje
Ile samochodów sprzedawanych w USA zostanie opodatkowanych?
W 2024 r. w USA sprzedano 16 mln nowych samochodów. Blisko połowa z nich to pojazdy importowane – głównie z Meksyku (2 mln 500 tys. aut), z Kanady (1 mln 100 tys. aut), oraz 3 mln 700 tys. pojazdów z innych krajów – m.in. z Japonii, Korei Południowej, Unii Europejskiej (głównie z Niemiec).
Ciekawie wygląda to w przypadku poszczególnych marek. Oto procent aut sprzedawanych przez poszczególne marki w USA, które montowane są w USA i nie podlegają cłom na nowe samochody (źródło: NHTSA):
- Nissan – 39 proc.
- Volkswagen – 36 proc.
- Toyota – 33 proc.
- Mercedes – 33 proc.
- Kia – 30 proc.
- Hyundai – 26 proc.
- Volvo – 21 proc.
- BMW – 19 proc.
25-proc. cła mają jednak objąć (w bliskiej przyszłości) także części samochodowe. W tym przypadku nowy podatek dotknie także samochody produkowane w USA – zdecydowaną większość z nich. Nie jest jasne, czy ogłoszone właśnie cła importowe „na wszystko” obejmują także części do produkcji samochodów sprowadzane z Chin czy UE, czy też pozostanie to przedmiotem osobnej regulacji. Jeśli tak, komponenty z Chin będą droższe łącznie o nawet 54 proc., a części unijne o 20 proc. Import z Japonii ma podlegać cłom w wysokości 24 proc.
Zdaniem analityków Bank of America cytowanych przez CNN cła na części samochodowe podbiją koszt produkcji o ok. 4000 dolarów w przeliczeniu na samochód, a w niektórych przypadkach koszt wzrośnie o nawet 12 tys. dolarów.
Docelowo zdrożeją w USA także Fordy
Nie ma wątpliwości, że samochody importowane do USA zdrożeją, nawet jeśli część nowych kosztów wezmą na siebie eksporterzy oraz importerzy. Część modeli zniknie z rynku, innych będzie mniej choćby z powodu zamknięcia niektórych fabryk w Meksyku czy Kanadzie – bo do tego zapewne dojdzie z powodu de facto zamknięcia amerykańskiego rynku. To oznacza znaczny spadek podaży, a jak pokazują dotychczasowe doświadczenia, spadek podaży powoduje wzrost cen. Było to "ćwiczone" nie tak dawno temu – w 2021 roku z powodu kłopotów z dostawami chipów ceny samochodów "zwariowały" – w USA wzrosły o 17 proc.
Na razie amerykańscy dilerzy przeżywają oblężenie. Wielu klientów, którzy planowali kupno samochodu w niedalekiej przyszłości, przyspieszyli swoje decyzje, do czego są gorąco namawiani.
Ciekawe, że na razie producenci samochodów nie zdradzają objawów paniki polegających na planowaniu otwarcia nowych fabryk w USA. Koszty takich operacji są duże, a humory prezydenta zmienne…
W każdym razie niezależnie od rozwoju sytuacji – o ile nowe cła nie zostaną uchylone – oznacza to wzrost cen samochodów w USA. Także tych używanych, które już teraz zaczęły nabierać wartości.
A co na to Unia i co będzie z naszymi cenami samochodów?
Paradoksalnie, ceny samochodów w Unii Europejskiej, które ostatnio są regularnie ścinane (zwłaszcza jeśli chodzi o samochody elektryczne oraz zelektryfikowane), mogą w pierwszym okresie jeszcze stanieć, jeśli gwałtownie spadnie popyt na te pojazdy w USA. Pytanie, czy cła wzajemne nałożone na USA przez Unię Europejską obejmą także samochody – wtedy niektóre modele oferowane na unijnym i polskim rynku mogłyby od razu zdrożeć lub zniknąć.
Trudno jednak przewidywać, co stanie się w dłuższym okresie. Wojna handlowa nikomu się nie opłaca, ale nie ma wątpliwości, że właśnie się rozkręca.