Logo
WiadomościAktualnościSprzedaliśmy 19-letnią Hondę w dwa dni. Bez targowania się. Jedna rzecz była kluczowa

Sprzedaliśmy 19-letnią Hondę w dwa dni. Bez targowania się. Jedna rzecz była kluczowa

W końcu przyszedł czas pożegnania się z Hondą Accord, która była w rodzinie od kilkunastu lat. Egzemplarz z polskiego salonu, wyposażony w ceniony silnik 2.0 i-VTEC, regularnie serwisowany, więc w bardzo dobrym stanie technicznym, oraz z całkiem niskim przebiegiem. Czy kupujący to docenią? Mimo dość zaawansowanego wieku samochód nie należy do tanich, co jednak powinno wyeliminować pośredników. Okazało się, że wszystko potoczyło się znacznie szybciej, niż zakładaliśmy. Trzeba jednak było zainwestować w dość drogie ogłoszenie. Prawie wszyscy pytali o to samo.

Honda Accord z 2006 r. (VII generacja po liftingu)
Auto Świat
Honda Accord z 2006 r. (VII generacja po liftingu)
  • Początkowe próby sprzedaży za pomocą darmowych serwisów nie przyniosły efektów, więc zdecydowaliśmy się na płatne ogłoszenie
  • Zamieszczenie oferty nie było tanie, jednak sprzedaż Hondy Accord z 2006 r. zakończyła się sukcesem w ciągu zaledwie dwóch dni
  • Cena wywoławcza była wyższa od wyceny rynkowej, ale samochód wyróżniał się dobrym stanem technicznym, pewną historią i bogatym wyposażeniem

Rynek wtórny przeżywa swoje wzloty i upadki i można na nim zaobserwować sezonowość. Powstaje wiele raportów wskazujących, które modele sprzedają się najszybciej, a które najdłużej czekają na nowego właściciela, w jakim są średnim wieku, które napędy cieszą się większą popularnością od innych, a także jaka jest średnia wartość transakcji. Dane są interesujące i mogą być przydatne, jednak każdy przypadek jest inny. Nie tak dawno znajomy dość długo sprzedawał młodszą od opisywanej Hondy Mazdę 6, ogłaszając ją w największym serwisie motoryzacyjnym. Również marka japońska, samochód z tego samego segmentu co Accord, w dobrym stanie z silnikiem benzynowym, a zainteresowanie nim było znikome. Czasami nie ma reguły.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Nie żałuj pieniędzy na ogłoszenie. To strata czasu

Na początku postanowiliśmy zbadać rynek, korzystając z dwóch mniejszych serwisów, w których zamieszczenie ogłoszenia jest bezpłatne. Dość niespodziewanie od razu zgłosił się pierwszy potencjalny kupiec. Skontaktował się z ojcem, wydawał się zainteresowany, ale nie pytał o zbyt wiele szczegółów. Swoją drogą, opis auta w ogłoszeniu był bardzo wyczerpujący. Rozmowa zakończyła się na tym, że klient miał zadzwonić jeszcze raz i potwierdzić termin, kiedy przyjedzie obejrzeć auto. Wszyscy tak mówią. Ten jednak faktycznie skontaktował się ponownie i umówił na spotkanie. Problem w tym, że ostatecznie się nie pojawił i przestał odbierać telefon. Mógł przynajmniej dać znać, że się rozmyślił…

Przeczytaj także: Na których autach traci się najwięcej, a na których najmniej?

Minął prawie tydzień i nikt więcej nie zadzwonił ani nawet nie napisał. Sprawdziliśmy statystyki. Pierwsze źródło: 233 wyświetlenia na liście wyszukiwania, 69 wyświetleń samego ogłoszenia, trzy odkrycia lokalizacji, jedna osoba odsłoniła numer telefonu. Nie za dużo. W przypadku drugiego serwisu było jeszcze mizerniej: jedynie 50 wyświetleń, brak zainteresowanych numerem telefonu...

Ponowne udostępniane tych ogłoszeń w mediach społecznościowych nie miało sensu. Nie zamierzaliśmy też po prostu czekać na cud. To miała być tylko próba. Skoro się nie udała, to wykupujemy ogłoszenie w najpopularniejszym serwisie. Były jeszcze dwa dni do weekendu, kiedy panuje spory ruch w interesie, bo kupujący nie musi brać urlopu, żeby wybrać się po samochód nieco dalej.

Autor Krzysztof Słomski
Krzysztof Słomski
Wydawca AutoŚwiat.pl
Pokaż listę wszystkich publikacji