Na początku kłopotem były wymiary i niska wydajność.Ogniwa były tak duże w stosunku do swojej mocy, że do pierwszych testów drogowych trzeba było adaptować auta dostawcze, w których „elektrownia” wodorowa zajmowała cały przedział bagażowy. Z czasem ogniwa stawały się coraz wydajniejsze, ale to nie rozwiązywało kolejnego kłopotu – niewielkiego zasięgu. Aby pojechać na wakacje, trzeba by było holować cysternę z wodorem. Na szczęście, pojawiły się zbiorniki wysokociśnieniowe.Jest jeszcze jeden temat nieodłącznie związany z ogniwami:rozruch w mroźne dni. Po wielu latach badań, najnowsze rozwiązania Toyoty pozwalają zapalić napędzane wodorem auto w temperaturach nawet do 30 stopni poniżej zera. Na zdjęciu widać hybrydowy autobus – dodatkowy panel na dachu pokazuje, jak dużo miejsca wymaga napęd wodorowy.