Mniej pieniędzy na autostrady i drogi ekspresowe, kłopoty z budową już powstających odcinków, płatne obwodnice miast – sytuacja wygląda niezbyt różowo, a miało być tak pięknie. Niestety, niektóre zapowiedzi polityków związane z budową sieci drogowej na mistrzostwa Euro 2012 możemy już włożyć między bajki. Ministerstwo Infrastruktury wprowadziło ostre cięcia finansowe.

Wynikają one z trudnej sytuacji budżetu państwa oraz nieprzewidzianych wydatków na remonty dróg po ubiegłorocznych powodziach. Sporo opóźnień to także efekt ostrej zimy.

Na początku 2010 r. rząd planował wydać na budowę autostrad, dróg ekspresowych i obwodnic 30 mld zł. Kwota ta miała pochodzić w większości z Krajowego Funduszu Drogowego, czyli z podatku od tankowanego przez nas paliwa (ok. 10 gr od każdego litra benzyny), a poza tym z unijnych dotacji oraz – niewielka część – z budżetu państwa. Program wykonany został w prawie 70 proc., wydano więc około 19,9 mld zł, z czego większość – aż 16,93 mld – pochodziła z KFD, a 2,99 mld z budżetu.

Według danych Ministerstwa Infrastruktury w tej chwili w naszym kraju powstaje 1443 km dróg krajowych. Wśród nich najwięcej jest autostrad – 743 km. Dróg ekspresowych buduje się 522 km, a 92 km to nowe obwodnice. Te kilometry można także przeliczyć na odcinki. Budujemy więc 34 fragmenty autostrad, 36 odcinków dróg ekspresowych oraz 13 obwodnic.

Niektóre z dróg, które miały zacząć być budowane w 2011 roku, zostały wykreślone z najnowszych projektów Ministerstwa Infrastruktury i przesunięte na później. Taki los może spotkać dwa odcinki autostrad: A1 z Tuszyna do Pyrzowic (konsorcjum, które miało go budować w systemie partnerstwa prywatno-publicznego, nie otrzymało w zeszłym roku kredytu na realizację) oraz fragment autostrady A2, z Warszawy do wschodniej granicy Polski. Początkowo na później przełożono w projekcie także aż 38 dróg i fragmentów dróg typu S oraz 41 obwodnic.

25 stycznia br. okazało się jednak, że rząd znajdzie pieniądze chociaż na część anulowanych dróg ekspresowych. Środki pochodzić będą z puli przyznanej wcześniej inwestycjom na koleje (pieniądze te uzyskano z „zysków na przetargach kolejowych”). Na drogi przeznaczono dodatkowo 4,8 mld zł, a to oznacza między innymi, że nie wystarczy na wszystkie. Na szczęście ocalało kilka dróg do natychmiastowej realizacji. Część inwestycji została przywrócona tylko dlatego, że mieszkańcy rejonów, gdzie chciano zrezygnować z budowy planowanych dróg, ostro się temu sprzeciwili.

Zaczęło się od Lublina, którego przedstawiciele oprotestowali skreślenie ekspresówki S-17 na odcinku Kurów – Lublin i obwodnicy tego miasta (protestujący wieźli do Warszawy starą, drogą trumnę). Później protesty w sprawie tych dróg przeniosły się do Warszawy – transparenty oraz wykrzyczane hasła podziałały, chociaż naszym zdaniem dużo w tej sprawie zrobili miejscowi politycy.

W najnowszych ustaleniach droga wróciła do planów realizacyjnych na najbliższe lata ze statusem „priorytetowa”. Oficjalnie tłumaczy się, że wybrano tę trasę dlatego, że jest to inwestycja dobrze przygotowana formalnie.

Dużo szczęścia mieli także gorzowianie, znalazły się bowiem pieniądze na dokończenie drogi S-3 (w tym wypadku lobbowali za tym m.in. działacze Solidarności). Do tej pory powstał jej fragment, ze Szczecina do Gorzowa Wlkp., w budowie jest natomiast odcinek między Międzyrzeczem i węzłem A2 w Jordanowie. Aby droga stała się całkowicie przejezdna, trzeba zbudować jeszcze 37-kilometrowy fragment od Gorzowa do Międzyrzecza.

To właśnie o ten odcinek toczyła się zwycięska, jak się okazało, walka. Niestety, nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Krakowianie, których wspólna inicjatywa prezydenta, wojewody i marszałka doprowadziła do zagwarantowania przez ministra Grabarczyka, że fragment wschodniej obwodnicy miasta będzie wciąż powstawał, musieli obejść się smakiem, bo ostatecznie budowa została przesunięta na lata późniejsze. Podobnie stało się z szosą krajową S-7 na odcinku Radom – Kielce – Kraków, która miała być modernizowana i budowana jeszcze w tym roku, trafiła zaś do priorytetów z czasem realizacji do 2015 r. Z planów wypadło także wiele obwodnic miast.

W połowie stycznia tego roku dowiedzieliśmy się, że austriackie konsorcjum Alpine Bau GmbH żąda od GDDKiA odszkodowania w wysokości 1,1 mld zł za odstąpienie od wcześniejszego kontraktu na budowę 18,3-kilometrowego odcinka autostrady A1, od węzła Świerklany do granicy państwa w Gorzyczkach. Obydwie strony obarczają się ciężkimi zarzutami, a spór znajdzie rozstrzygnięcie w sądzie.

Nie przeszkodziło to jednak temu, by drugi przetarg na wykonanie tego samego fragmentu drogi ponownie wygrała ta firma. Uchybienia i niedoróbki GDDKiA zarzuca za to konsorcjum firm Budimex Dromex, Strabag, Mostostal Warszawa i Warbud – wykonawcy odcinka trasy S8 w Warszawie, od Konotopy do al. Prymasa Tysiąclecia. Licząca raptem 10,5 km droga została otwarta przed 3 tygodniami tylko warunkowo – naprawy wymagają skarpy oraz uszkodzone betonowe bariery oddzielające pasy jezdni, za cienka jest też warstwa asfaltu. Czy wynika to ze zwykłego niedbalstwa, czy z zaniżania kosztów?

Nie chcemy – rzecz jasna – szerzyć czarnowidztwa, ale co będzie, gdy do użytku zostaną oddane odcinki budowane przez firmy chińskie, których oferty były przecież dużo tańsze, niż wynikało ze wstępnych szacunków? I tak np. firma China Overseas Engineering Group Co. Ltd złożyła najtańsze oferty na budowę dwóch z pięciu odcinków autostrady A2, Stryków– Konotopa. Kosztorys pierwszego (odcinek A) opiewał na 1,7 mld zł, firma zaś zażądała tylko 754,5 mln zł za jego budowę. Drugi (C) miał kosztować 1,1 mld zł, COEG zgodziła się go zbudować za 534 mln zł. Oczywiście, spełniono wszelkie procedury weryfikacyjne, ale i tak z niecierpliwością czekamy na wyniki prac na tych fragmentach tras.