• Jeszcze rok temu wszystkie autostrady w Polsce miały być płatne, bo "państwa nie stać na darmowe autostrady"
  • Od grudnia 2021 r. bramki na państwowych autostradach zastąpiono skandalicznie zorganizowanym systemem płatności elektronicznych. System miał być rozwojowy, a okazał się pułapką
  • W czasie "prekampanii" wyborczej rząd ogłosił pomysł zniesienia opłat za autostrady od przyszłego roku
  • Pod wpływem krytyki zdecydowano, że państwowe autostrady wolne od umów koncesyjnych będą darmowe już od 1 lipca 2023 r.
  • Po dwóch miesiącach od zniesienia opłat na państwowych autostradach rząd zamierza ogłosić to na billboardach

Tuż przed wakacjami rząd ogłosił zamiar zniesienia opłat autostradowych od przyszłego roku. Natychmiast pojawiły się głosy: dobrze, ale po co zwlekać? Przecież zniesienie opłat na państwowych odcinkach to kwestia jednej ustawy i przysłowiowego "naciśnięcia przycisku". Pod ciężarem argumentów błyskawicznie uchwalono ustawę i opłaty autostradowe – dla kierowców pojazdów do 3,5 tony – zniesiono już od 1 lipca. Teraz rząd zamierza za publiczne pieniądze zareklamować ten "gest".

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Warto przy okazji przypomnieć, że opłaty autostradowe dla kierowców osobówek zniesiono jedynie na dwóch odcinkach autostrad w Polsce. Nie płacimy już na autostradzie A2 na odcinku Konin-Stryków (koszt przejazdu wynosił 9,90 zł) oraz na A4 na odcinku Wrocław-Sośnica (16 zł). Na pozostałych płatnych odcinkach, w tym na A2 prowadzącej do granicy z Niemcami, płacimy jak wcześniej. To jedne z najdroższych autostradowych kilometrów w Europie i na świecie.

Co rząd załatwił, likwidując opłaty na dwóch odcinkach autostrad A2 i A4?

Bramki autostradowe nie sprawdzały się już od kilku lat. Problemy pojawiały się w szczycie sezonu turystycznego, przed punktami poboru opłat tworzyły się korki. Pomysł, by zastąpić bramki płatnościami elektronicznymi, pojawił się przy okazji koncepcji odebrania austriackiemu koncernowi Kapsch zarządzania systemem poboru opłat na polskich drogach. Podlegali mu głównie profesjonalni przewoźnicy. Kilometry przejechane po płatnych drogach przez ciężarówki "pod rządami" Kapscha zliczano dzięki bramownicom rozstawionym nad drogami, komunikującym się z urządzeniami zainstalowanymi w pojazdach. Po likwidacji tego systemu (viaToll) stworzono system eToll zarządzany przez KAS (Krajową Administrację Skarbową). Od tej pory przejechane kilometry zlicza się dzięki śledzeniu pozycji pojazdów modułami GPS.

Aplikacja e-TOLL PL – aby z niej korzystać, trzeba zostać klientem Krajowej Administracji Skarbowej Foto: Tomasz Okurowski / Auto Świat
Aplikacja e-TOLL PL – aby z niej korzystać, trzeba zostać klientem Krajowej Administracji Skarbowej

Do systemu eToll postanowiono włączyć osobówki. Tak się stało. 1 grudnia 2021 r. bramki na autostradach, na których kierowcy osobówek kupowali bilety, otwarto, ale opłat nie zniesiono. Od tej pory kierowcy musieli albo skorzystać z rządowej aplikacji śledzącej eToll PL, która działała słabo lub wcale, albo kupować bilety na przejazd przez Internet lub na wybranych stacjach paliw. Stworzono "potworka", rzecz unikalną w skali światowej: kierowcy przed wyruszeniem w drogę musieli kupować bilety na każdy przejazd autostradą, podając z góry czas oraz trasę podróży, dane samochodu, etc.

Systemowi eToll działającemu od grudnia 2021 roku nie byli w stanie sprostać zwłaszcza starsi kierowcy, mający problem ze sprawną obsługą smartfona czy komputera. Ci kierowcy zmuszeni byli, ilekroć zamierzali przejechać płatnym odcinkiem autostrady, do znalezienia stacji sprzedającej bilety na te przejazdy. Ale i dla młodszych, "ogarniętych" cyfrowo kierowców system eToll był wielkim, niepotrzebnym kłopotem. Rozbudowa tego systemu o kolejne odcinki autostrad bez wątpienia spotkałaby się z wściekłą reakcją kierowców korzystających z autostrad.

Co ciekawe, wówczas – pod koniec 2021 roku – rząd nie zainwestował zbyt wiele w kampanię informacyjną, kierowcy przez wiele miesięcy nie wiedzieli, że autostrady, na które wjazd jest "wolny", są w istocie płatne, że trzeba kupować bilety. Wielu jeździło na gapę, na szczęście system kontrolny przez wiele miesięcy też właściwie nie działał.

System miał być rozwojowy, ale okazał się pułapką

System miał być rozwojowy, tzn. miał objąć opłatami samochody osobowe na wszystkich autostradach w kraju. Teoretycznie to banalnie proste, można było zrobić to z dnia na dzień, po prostu ogłaszając to na stronach GDDKiA. Problem w tym, że kierowcy "nie ogarnęli". Mało kto zastanawia się, jaką trasą pojedzie nad morze czy w góry – zwykle taką, jaką zaproponuje Google. Planować z góry trasę, sprawdzać, którym wjazdem wjadę na jakiś odcinek autostrady, którym zjadę, gdzie znów mam na trasie płatny odcinek, kiedy tam będę – horror. A co z cudzoziemcami?

Rząd nie zdecydował się więc na rozszerzenie eTolla dla osobówek o kolejne odcinki autostrad, choć jeszcze niedawno deklarował, że wszystkie takie drogi będą płatne.

Realizując obietnicę wyborczą, rozwiązano więc problem, który narastał i wystawiał i rząd, i nasz kraj na pośmiewisko. A że nie udało się rządowi wymyślić innego sposobu zbierania opłat autostradowych, to przy jednym ogniu upiekł dwie pieczenie: dał "prezent" kierowcom i zlikwidował kłopot – nam i sobie. Za ten nieszczęsny system poboru opłat, nie powinno to budzić wątpliwości, ktoś powinien odpowiedzieć.

Teraz rząd wydaje publiczną kasę, aby się pochwalić

Niedawno serwis Oko.press zauważył, iż rząd ogłosił przetarg na umieszczenie przy darmowych autostradach 15 billboardów informujących o darmowych autostradach. Chce to zrobić jak najszybciej. Akcja ma kosztować 630 tys. zł, pieniądze mają pochodzić z rezerwy budżetowej. Niby akcja spóźniona, od 1 lipca i tak nie ma, jak kupić biletu na przejazd autostradą, ale w sumie... wciąż jest przed wyborami.

Podsumowując fakty:

  1. Spośród dotąd płatnych dla osobówek odcinków autostrad opłaty zniesiono jedynie na dwóch najtańszych.
  2. Skasowano plany objęcia opłatami innych odcinków państwowych autostrad.
  3. Autostrady koncesyjne są wciąż płatne.
  4. Rząd obiecuje zniesienie opłat na autostradach koncesyjnych w przyszłym roku, ale oznacza to konieczność zawarcia z koncesjonariuszami kosztownych ugód albo płacenia wysokich odszkodowań.
  5. Koszt utrzymania dróg "odebranych" koncesjonariuszom spadnie na budżet państwa
  6. Rząd nie ma własnych pieniędzy, a zatem na tę operację złożą się wszyscy podatnicy, nie tylko kierowcy.
  7. Już wiadomo, że koszty operacji wzrosną o 630 tys. zł – tyle ma kosztować kampania promocyjna.