Pan Andrzej jechał z Kazimierzy Wielkiej (woj. świętokrzyskie) do Krakowa. W Skorczowie napotkał policyjny patrol, który na wzniesieniu i na łuku drogi mierzył kierowcom prędkość. Mężczyzna zatrzymał się na pobliskim parkingu i podszedł do policjantów. Chciał zwrócić im uwagę, że taki pomiar jest wadliwy i obarczony błędem. Ma informować o tym nawet instrukcja urządzenia.

"Policjant poczuł się osobiście urażony"

Policjant, który mierzył prędkość kierowcom, poprosił czytelnika "Gazety Wyborczej" o dowód osobisty i zarzucił mu, że "nie szedł chodnikiem i poruszał się niewłaściwą stroną drogi". Dlatego do sądu trafił wniosek o jego ukaranie.

Jak relacjonuje "Gazeta Wyborcza", problem w tym, że jej czytelnik zaparkował auto tuż obok policyjnego radiowozu na tym samym parkingu i wcale nie musiał iść po jezdni lub chodniku. Gdy zbliżał się do policjantów, pierwszy stał odwrócony plecami, bo dokonywał pomiaru prędkości, a drugi siedział w radiowozie na fotelu pasażera. Nie mogli więc widzieć, jak do nich podchodzi.

"Policjant podjął wobec mnie interwencję, bo bardzo zirytowała go moja sugestia, że wykonywany przezeń pomiar prędkości na wzniesieniu obarczony jest dużym błędem. Poczuł się osobiście urażony" ocenia w rozmowie z "GW" pan Andrzej.

Policjanci mają obowiązek reagować na łamanie prawa

Jak ocenia w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Tomasz Darmoń z zespołu prasowego policji w Kazimierzy Wielkiej, wszyscy policjanci są zobowiązania do reagowania na każdy przypadek łamania prawa.

Mężczyzna złożył skargę na policjanta do komendanta, a później do prokuratury. Jednak bezskutecznie. Sąd skazał go na 200 zł grzywny i 80 zł kosztów postępowania. Kierowca zapowiedział, że się odwoła od wyroku.

Źródło: "Gazeta Wyborcza"