• Policja ustaliła pieszego, który widział wypadek Renault Megane RS w Krakowie
  • Niektórzy eksperci twierdzą, że przestraszenie się przez kierowcę pieszego mogło być jednym z powodów wypadku
  • Pojawiają się informacje, że tożsamość pieszego ustalono dzięki zaawansowanym czynnościom operacyjnym
  • Pieszy prawdopodobnie zostanie przesłuchany jako świadek, w teorii może też stać się podejrzanym

Jak informowaliśmy, policja już zna dane pieszego, który pojawił się na trasie przejazdu żółtego Renault Megane RS, zmierzającego w stronę mostu Dębnickiego.

Dalsza część tekstu pod materiałem wideo:

Pieszy wszedł na jezdnię - uciekł, ratując życie

Przypomnijmy, że na nagraniach monitoringu miejskiego widać postać, która przeszła na skrzyżowaniu przez jezdnię, przechodzi przez pas zieleni między jezdniami i wkracza na kolejną jezdnię, aby dostać się na drugą stronę drogi.

W chwili, gdy postać wchodzi na jezdnię (na pas do skrętu w lewo), w kadrze pojawiają się światła szybko jadącego samochodu. W rzeczywistości musiał być też słyszalny z daleka – sportowe auto znacząco, może nawet 3-krotnie przekracza dozwoloną prędkość.

Renault porusza się pasem do jazdy na wprost, zbliża się szybko, pieszy wycofuje się na pas zieleni. W chwili, gdy mija go żółte Renault, wciąż poruszające się mniej-więcej pasem do jazdy na wprost, kierowca samochodu już nie panuje nad samochodem. Jedzie zbyt szybko jak na te warunki, w tym miejscu akurat jest zwężenie, trwają prace remontowe. Renault ślizgiem, już bez jakiejkolwiek kontroli, zjeżdża na przeciwległy pas ruchu, uderza w różne elementy infrastruktury, spada ze schodów, dachuje, uderza z impetem w mur. W środku muszą dziać się straszne rzeczy – pasażerowie nie tylko nie są przypięci pasami, ci z tyłu nie mają do dyspozycji nawet kanapy – ta została wcześniej wyjęta. Giną wszyscy czterej. Po pieszym nie ma śladu.

Policja szuka pieszego, eksperci tłumaczą kierowcę

Bezpośrednio po tym niezwykle medialnym wypadku pojawiły się głosy, że pieszy mógł się do niego przyczynić. Otóż bowiem kierowca miał na jego widok przestraszyć się i zacząć gwałtownie hamować, co doprowadziło do poślizgu i utraty kontroli nad samochodem. Z technicznego punktu widzenia owszem, nawet gwałtowne zdjęcie nogi z gazu, nawet bez hamowania, przy wysokiej prędkości na łuku może doprowadzić do utraty kontroli nad autem. Gdy nagle odciążony tył samochodu zaczyna wyprzedzać przód w sytuacji, gdy kierowca nie miał takiego planu, jest "pozamiatane". Dalsze dywagacje na temat, co kierowca planował i zamierzał, jak chciał pokonać kolejny odcinek drogi, nie mają sensu. 99,9 proc. kierowców w takiej sytuacji jest już bezradna, auto jedzie, a raczej przemieszcza się tak, jak każe fizyka.

No więc eksperci stwierdzili, że kierowca mógł przestraszyć się pieszego, co należy odczytywać: pieszy przestraszył kierowcę. A zatem: winny?

Pozostaje jednak kwestia prędkości: śledczy wstępnie oszacowali, że kierowca Megane RS jechał co najmniej trzy razy za szybko. Gdyby jechał choćby z grubsza tak, jak każą przepisy, nic by się nie stało, bez względu na obecność pieszego. Mimo to postanowiono ustalić personalia pieszego, który "ulotnił się" z miejsca zdarzenia.

Jak szukali pieszego, który mógł doprowadzić do wypadku?

Nie mam pewności, czy pieszy ostatecznie sam zgłosił się do organów ścigania, czy też rzeczywiście (taki przekaz dotarł do mediów) śledczy pracowicie zrekonstruowali trasę przejścia tajemniczej postaci, analizując zapis kilkudziesięciu kamer monitoringu. Ta druga opcja byłaby szczególnie przykra – z jednej strony pokazuje możliwości techniczne służb, a z drugiej – że zasoby są wykorzystywane niekoniecznie w optymalnym celu.

Oto bowiem już na początku ustalono, że kierowca jechał zdecydowanie za szybko, a niedługo później, że spośród czterech panów jadących w aucie trzech było pijanych. O czwartym można powiedzieć jedynie, że wsiadł do samochodu kierowanego przez faceta, który ledwo trzymał się na nogach. Skoro sam był trzeźwy, to widział, co się dzieje.

Co do kierowcy, to był on kompletnie pijany – miał w sobie 2,3-2,6 promila alkoholu. Sportowy, stuningowany samochód, szaleńcza jazda, stan kompletnego upojenia alkoholowego, a służby... pracowicie szukają winnych na zewnątrz. A choćby i świadków – po co, skoro są nagrania monitoringu?

Kim jest pieszy i czy odpowie za spowodowanie wypadku?

Okazuje się, że tajemniczą postacią z nagrania ma być obcokrajowiec – obywatel Wielkiej Brytanii mieszkający w Birmingham. Oznacza to, że będzie możliwe przesłuchanie go w charakterze świadka, ale nie od razu. Polscy śledczy muszą wystąpić o pomoc prawną do władz Wielkiej Brytanii, potem będzie możliwe przesłuchanie świadka, niekoniecznie zresztą w Polsce. Status tej osoby to – jak narazie – "świadek". Czy może się on zmienić na "podejrzany"?

Tymczasem z aktualnych ustaleń wynika, że prawdopodobnie kierowca Renault Megane RS utracił panowanie nad autem chwilę przed pojawieniem się pieszego. Czy zmyliło go zwężenie drogi, czy jechał w "na krawędzi" od dłuższego czasu? A może rzeczywiście zobaczył pieszego z daleka?

Teoretycznie uczestnik ruchu, który w jakiś sposób wjedzie lub wejdzie pod koła pirata drogowego, może odpowiadać karnie, choć, obiektywnie rzecz biorąc, to tamten zawinił. Wiele lat temu głośna była sprawa starszego pana, który wyjeżdżał niemrawo z drogi podporządkowanej, a tymczasem drogą z pierwszeństwem poruszał się z ogromną prędkością motocyklista. Doszło do zderzenia, motocyklista nie przeżył, starszy człowiek został oskarżony o spowodowanie śmiertelnego wypadku. Wówczas sąd doszedł jednak do wniosku, że w chwili, gdy kierowca samochodu wyjeżdżał na drogę z pierwszeństwem, nie mógł zauważyć jadącego motocykla, gdyż ten nie był jeszcze widoczny. Choć wyjechał z podporządkowanej, został uniewinniony – uznano, że ktoś, kto jedzie przez miasto 180 km/h sam jest sobie winien.

A gdyby śledczy doszli do wniosku, że pieszego w tym miejscu w ogóle nie powinno być? Może jednak "przyczynił" się do wypadku?

Przesłuchają i odpuszczą?

Jest bardzo mało prawdopodobne, aby w tym przypadku świadek stał się oskarżonym. Po pierwsze, zbyt wiele obciąża kierującego, po drugie, byłby to jednak międzynarodowy skandal.

Pojawia się jednak kwestia, podnoszona przez niektórych ekspertów, dotycząca nieudzielenia pomocy ofiarom wypadku. Przepis Kodeksu karnego, który o tym mówi, brzmi:

Pieszy, w sytuacji, gdy widzi wypadek, powinien zatem bezwzględnie udzielić poszkodowanym pomocy. W praktyce udzieleniem pomocy jest wezwanie na miejsce służb, choćby przez telefon na nr 112. Nikt nie ma obowiązku wykonywania sztucznego oddychania, jeśli tego nie potrafi, niewiele jest też osób, które byłyby w stanie wyciągnąć bezpiecznie poszkodowanych z rozbitego samochodu. Często nie wystarczą do tego profesjonalni medycy, wzywa się straż pożarną.

Ale czy obcokrajowiec ma możliwość wezwać pomoc, skoro nie zna języka polskiego i nie jest w stanie wytłumaczyć, gdzie jest? Czy można mówić o pomocy osobom, które są już martwe? Z pewnością można by to roztrząsać, stawiając pieszemu zarzuty, nie wiadomo tylko, po co. Czy w ogóle pieszy był świadom, co się stało, jak poważne było zdarzenie, do którego doszło kawałek dalej?

Jeśli chodzi o wyjątkowo skrupulatne poszukiwanie świadka, to sens tych działań może być tylko jeden: trzeba przesłuchać, by móc zamknąć sprawę. Kto jest winny spowodowania wypadku, raczej nie powinno budzić wątpliwości.