Jeśli chcielibyśmy podać wzór na przyjemność z jazdy, to jak powinien on wyglądać? Z doświadczenia wiemy, że im bardziej samochód otwarty, tym lepszy. W końcu kierowcy kabrioletów to szczęśliwi ludzie – zawsze widzimy ich z szerokim uśmiechem na twarzy, ładną opalenizną i rozwianymi włosami. Z otwartym dachem podróżują tylko koneserzy, ludzie ze specyficznym spojrzeniem na świat.
Ale jak zdefiniować samą kabrioprzyjemność? Gdzie się kończy, a gdzie zaczyna? Zestawienie skrajności pozwoli nam udzielić odpowiedzi na to pytanie.
640 KM kontra 2,3 KM. 12 cylindrów o łącznej pojemności 6,5 litra przeciwko jednemu malutkiemu cylindrowi z pojemnością skokową 50 centymetrów sześciennych. 330 km/h i 30 km/h – trudno o dwa tak odmienne samochody.
Witamy w świecie skrajności: Murcielago trafia na Brütscha. Brü... co, przepraszam? Tylko oczytani historycy motoryzacji będą kojarzyć tę markę wywodzącą się z okresu niemieckiego cudu gospodarczego. Mopetta autorstwa Egona Brütscha wygląda tak, jakby ktoś nią uciekł z karuzeli dziecięcej. Pisanka na trzech kołach. Taki jeżdżący żart primaaprilisowy.
Bert Grimmer, właściciel prezentowanej Mopetty, przywykł już do żartów i nie przejmuje się nimi: „Przejedźcie się, będziecie zachwyceni” – mówi. Przytakujemy grzecznie, ale nie jesteśmy w stanie powstrzymać śmiechu. Przecież dopiero co wysiedliśmy z Murcielago LP 640 Roadstera. Króla swojego gatunku. Osiąga on 330 km/h i kosztuje 324 tys. euro, co czyni go najszybszym i najdroższym seryjnie produkowanym kabrioletem na świecie – oczywiście, pomijając Veyrona Grand Sporta. Miłośnicy Lambo znajdą w nim wiele z dawnego charakteru marki, kiedy firma nie była jeszcze własnością Audi.
Zarówno Mopetta, jak i Murcielago wyposażono w materiałowy dach na rozpinanym szkielecie. Czas otwierania dachu w Lambo: 10 minut. Jest to tak skomplikowane, że na liście opcji powinna figurować pozycja: kurs rozkładania namiotu dla żółtodziobów. Taki instruktaż pozwoli właścicielowi lepiej poradzić sobie z dachową dłubaniną. Ewentualnie można też zdjąć dach i cisnąć go raz na zawsze gdzieś w kąt.
Wjeżdżamy Lambo na autostradę. Lewy pas, silnik zaczyna ryczeć, potem już tylko ogłusza. Przy 8000 obr./min wrzucamy wyższy bieg. Napęd na cztery koła sprawia, że auto konsekwentnie przyspiesza do 290 km/h. Potem wskazówka nieco zwalnia, ale wciąż zmierza ku końcowi podziałki. Zdumiewające jest to, jak niewiele kierowca odczuwa z tajfunu, który szaleje nad jego głową. Po dotarciu do celu będzie trzeba trochę poprawić fryzury. Murcielago to głównie silnik zapakowany w klinową bryłę. Dopiero w drugiej kolejności jest fascynującym kabrioletem.
Po szalonej gonitwie maszyna odpoczywa niczym zwierzę. Słyszymy jakby dyszenie. Coś wisi w powietrzu. Pora na Mopettę. Próbujemy się wślizgnąć do jej wnętrza. Okazuje się, że podobieństwa między pojazdami są większe, niż myśleliśmy – zajmowanie miejsca w jednym i drugim aucie jest poważnie utrudnione.
Zamiast sportowej kierownicy w Mopetcie zainstalowano drążek. Po jego lewej stronie znajduje się zmiana biegów i sprzęgło, po prawej – hamulec i gaz. Dla bezpieczeństwa jest też hamulec nożny.
Ale zaraz, czy to na pewno cabrio? Mopetta to rasowy roadster, z awaryjnym dachem i napędem na tylne lewe koło. Jej wyposażenie jest okrojone do absolutnego minimum.
Po 20 sekundach rozpędzania się, które odczuwamy tak, jakby były 20 minutami, osiągamy 30 km/h. Nawet 40 km/h jest możliwe, pod warunkiem, że jedziemy po płaskim i nie pod wiatr. Podróż mija powoli, podziwiamy zmieniające się krajobrazy. Owiewa nas wiosenny wiatr, liczymy dmuchawce przy drodze. Chyba już wiemy, jaki jest wzór na kabrioprzyjemność: przyjemność równa się świeże powietrze, a to równa się Mopetta. Tak prosta może być kabrioletowa matematyka.
Dwa cabrio, dwa światy - Murcielago Roadster kontra Mopetta
Dwa cabrio, dwa światy - Murcielago Roadster kontra Mopetta