Komisja Europejska domaga się od Polski wprowadzenia bardziej skutecznych działań na rzecz ochrony środowiska – w przeciwnym razie, w dłuższej perspektywie, grozić nam mogą nawet dotkliwe kary finansowe. Rzeczywiście – w dziedzinie jakości powietrza pozostajemy daleko w tyle za unijną średnią.

Politycy są więc pod presją, żeby coś z tym zrobić. Tyle tylko, że działania, które radykalnie poprawiłyby jakość powietrza, nie wchodzą nawet w rachubę. Dlatego czeka nas niebawem prawdziwy festiwal działań pozornych. Opinię publiczną przez lata dało się przekonać, że wszystkiemu winne są samochody, więc to właśnie transport indywidualny będzie najłatwiejszym celem.

Pierwszym projektem, o którym zrobiło się głośno, jest możliwość zamykania centrów miast dla starszych samochodów, niespełniających aktualnych norm emisji spalin. Brzmi to świetnie, każdy wie, jak śmierdzą spaliny wydobywające się z wydechów starych, zaniedbanych rupieci. Pomysł lansowany przez grupę posłów PO ma wszelkie szanse, żeby stać się obowiązującym prawem, bo każdy, kto się przeciwko niemu opowiada, jest skazany na opinię oszołoma.

W warunkach laboratoryjnych nowe auta emitują  niewiele toksycznych spalin.
W warunkach laboratoryjnych nowe auta emitują niewiele toksycznych spalin.

Bo przecież spaliny i cząstki stałe są rakotwórcze, a nowotwory dotykają nas w coraz większym stopniu, więc każdy, kto nie chce walczyć ze spalinami, przyczynia się do śmierci tysięcy ludzi. Świetny argument! Pomysłodawcy tych projektów dosyć wybiórczo podchodzą jednak do danych naukowych. Według oficjalnych informacji Ministerstwa Środowiska za przekroczenie dopuszczalnych limitów pyłu PM10 i PM2.5 (to jedne z najważniejszych wskaźników czystości powietrza) odpowiada przede wszystkim... indywidualne ogrzewanie budynków.

W przypadku pyłów PM10 udział ogrzewania budynków w przekroczeniu dopuszczalnych norm to aż 88,21 proc., dla pyłów PM2.5 aż 86,5 proc.! Jaki wpływ mają samochody? Nie da się ich oczywiście pominąć, bo przyczyniają się one odpowiednio w 4,09 proc. (PM10) i 8,1 proc. (PM 2,5).

W ścisłych centrach miast przy dużych arteriach komunikacyjnych wyniki te będą oczywiście gorsze. Jeśli pomiary wykonamy przy uczęszczanej ulicy, punktowo to właśnie spaliny będą największym problemem.

Jaki z tego wniosek? Gdyby politycy rzeczywiście chcieli zadbać o jakość powietrza, musieliby podjąć radykalne działania w dziedzinie ciepłownictwa! Trzeba by np. poważnie ograniczyć możliwość używania węgla do celów grzewczych. Tymczasem jest to niemożliwe, i to z wielu przyczyn.

Emisja zależy bardziej od stanu auta niż od jego normy Euro.
Emisja zależy bardziej od stanu auta niż od jego normy Euro.

Węgiel wydobywany jest w Polsce i uniezależnia nas w znacznym stopniu od importu surowców energetycznych, co w dzisiejszych niepewnych czasach ma olbrzymie znaczenie. Gaz spala się znacznie czyściej od węgla, ale w większości pochodzi z Rosji. W dodatku żaden polski polityk mający szanse na sprawowanie władzy nie odważy się przecież przeciwstawić lobby górniczemu – zresztą w takiej sytuacji bilans emisji zanieczyszczeń w pobliżu urzędów centralnych zostałby trwale zepsuty przez sadzę z palonych opon, związki siarki z petard i opary gazu łzawiącego.

Oczywiście, można by skłonić ludzi do używania lepszych pieców grzewczych, ale to wymagałoby np. kosztownych dla budżetu subwencji na ich zakup. Wielu użytkowników nie chce takich pieców nawet za darmo, bo wymagają one używania drogiego opału o odpowiednich parametrach i nie da się w nich spalać... śmieci!

Na jaką poprawę czystości powietrza można liczyć po wprowadzeniu ograniczeń dla starszych aut? W ścisłych centrach miast da się ją zmierzyć, ale wyniki nie będą oszałamiające, bo przecież z tych kilku procent zanieczyszczeń, za które teraz odpowiadają auta, tylko część pochodzi z pojazdów, które ma objąć zakaz.