Jeśli ktoś kupił sensownie utrzymaną Pandę 4x4 pierwszej generacji kilka lat temu, to może mówić o szczęściu. Nawet zwykła Panda z napędem na jedną oś (w stanie 2 według niemieckiej skali ocen) od 2013 roku zdrożała w Europie o ponad 100 proc. W przypadku wersji 4x4 wzrost wynosi 200-250 proc. – jak na pojazd, który kosztuje od 3000 do 6000 euro, to naprawdę dużo.
Giorgetto Giugiaro, twórca stylistyki auta, niezmiennie od lat powtarza, że jest to jego ulubiony i najbardziej udany projekt, a samą Pandę nazywa „sprzętem gospodarstwa domowego”, w którym design został podporządkowany użyteczności – trudno się z nim nie zgodzić. Następczyni Fiata 126 była autem zapewniającym przyzwoity komfort podróżowania dla 4 osób, a w razie potrzeby tylne siedzenia można było złożyć i przewieźć naprawdę duże gabarytowo przedmioty.
W 1983 roku do oferty weszła Panda 4x4, którą dla Fiata w Grazu produkował austriacki Steyr. Również ta firma opracowała napęd samochodu – z tyłu pojawił się sztywny most (wsparty na wzdłużnych piórowych resorach). Standardowo są napędzane przednie koła, a dźwignią w kabinie można też na stałe załączyć tył. Ponieważ auto nie ma międzyosiowego mechanizmu różnicowego (i bardzo dobrze!), napędu nie można używać na asfalcie.
W 1986 roku Panda przeszła lifting – zmieniono m.in. wnętrze (zniknęły rurkowe, obciągnięte materiałem fotele), a pod maską pojawiły się nowoczesne silniki z rodziny FIRE, które w dużej mierze były składane automatycznie.
W Polsce liczba fanów tego auta jest niewielka, tym bardziej nasze zainteresowanie wzbudziła Panda 4x4 wystawiona do sprzedaży u żorskiego dilera Fiata Euromot. Umówiliśmy się na wizytę i przyjechaliśmy do Żor. Na miejscu okazało się, że auto nie stoi na placu z innymi samochodami, lecz na wyraźną prośbę właściciela schowano je pod wiatą z tyłu salonu. Pan Tomasz, uprzejmy sprzedawca aut używanych, wyprowadził samochód do oględzin i zaoferował od razu możliwość wjechania na kanał w stacji kontroli pojazdów, która jest na terenie dilera.
Początkowo silnik Pandy nierówno pracował, ale był to najprawdopodobniej efekt wilgoci i długiego postoju auta – pan Tomasz nie ukrywał, że choć samochód jest u nich już od kilku tygodni, jako pierwsi zdecydowaliśmy się go obejrzeć. Powód? Cena. Fiat jest wystawiony za 21 500 zł (czyli ok. 5000 euro), co okazuje się najdroższą ofertą w Polsce (inne Pandy 4x4 kosztują od 3500 do 8000 zł).
Samochód kilka lat temu przeszedł remont blacharski. Lakier położono przyzwoicie, ale najwyraźniej auto uzbrajano w pośpiechu, bo przy klamkach widać, że założono je na nie do końca utwardzoną powłokę. Znaleźliśmy tylko niewielkie ogniska korozji (przy wlocie powietrza na podszybiu i rantach drzwi), które trzeba jak najszybciej usunąć, jednak w naszej ocenie nie są one na razie istotnym problemem. Od spodu widać, że na większości elementów podłogi jest jeszcze fabryczna mastyka, korozji brak. Napęd jest sprawny, suchy i bez luzów. Jedyny minus to wyciek spod miski olejowej, ale jego usunięcie nie będzie kosztowne.
Podsumowując: Panda z Żor wymaga jedynie kosmetyki, tylko ta cena...
Panda 4x4 jest autem, które w swojej klasie cenowej osiągnęło w ciągu ostatnich trzech lat rekordowe wzrosty wartości. Dlatego postanowiliśmy sprawdzić samochód z Żor.
Jeśli ktoś kupił sensownie utrzymaną Pandę 4x4 pierwszej generacji kilka lat temu, to może mówić o szczęściu. Nawet zwykła Panda z napędem na jedną oś (w stanie 2 według niemieckiej skali ocen) od 2013 roku zdrożała w Europie o ponad 100 proc. W przypadku wersji 4x4 wzrost wynosi 200-250 proc. – jak na pojazd, który kosztuje od 3000 do 6000 euro, to naprawdę dużo.
Najpoważniejszy mankament Pandy z Żor to nieoryginalna skórzana tapicerka. Przyznajemy jednak, że została ona bardzo fachowo uszyta, a skóra jest naturalna o dobrej jakości.
Renowację wnętrza przeprowadzono bardzo profesjonalnie.
W wykładzinie dywanowej przy pedałach – dziura od lewej nogi.
Początkowo silnik Pandy nierówno pracował, ale był to najprawdopodobniej efekt wilgoci i długiego postoju auta – pan Tomasz nie ukrywał, że choć samochód jest u nich już od kilku tygodni, jako pierwsi zdecydowaliśmy się go obejrzeć.
Wyprysk korozji pod kratką wlotu powietrza i na rancie drzwi – to da się jeszcze usunąć.
Samochód zaczęto uzbrajać, gdy lakier był jeszcze miękki. Na szczęście widać to tylko przy klamkach.
Od spodu widać, że na większości elementów podłogi jest jeszcze fabryczna mastyka, korozji brak. Napęd jest sprawny, suchy i bez luzów. Jedyny minus to wyciek spod miski olejowej, ale jego usunięcie nie będzie kosztowne.
Samochód kilka lat temu przeszedł remont blacharski. Lakier położono przyzwoicie, ale najwyraźniej auto uzbrajano w pośpiechu, bo przy klamkach widać, że założono je na nie do końca utwardzoną powłokę. Znaleźliśmy tylko niewielkie ogniska korozji (przy wlocie powietrza na podszybiu i rantach drzwi), które trzeba jak najszybciej usunąć, jednak w naszej ocenie nie są one na razie istotnym problemem.