Na początek pewne wyjaśnienie i trochę historii. W czasach republiki rzymskiej (509 r. p.n.e.-27 r. p.n.e.) żołnierze przyznawali tytuł imperatora zwycięskim wodzom, którzy samodzielnie prowadzili i zwycięsko zakończyli wojnę, w której zabito minimum 5 tys. wrogów. Przyznanie tytułu oznaczało, że wódz wykazał w boju, iż jest godnym władzy pochodzącej od bogów, którą powierzył mu lud, oraz że bogowie mu sprzyjają.
Minęło 2 tys. lat i znowu pojawił się Imperator, który potrafi przeciwstawić się największym rywalom i którego wywyższają zwarte szeregi… kierowców. Na szczęście tym razem ani Imperator, ani jego adwersarze w postaci Ferrari, Porsche czy Lamborghini nie są uzbrojeni w miecze, lecz w rasowe konie mechaniczne oraz agresywne niutonometry.
To jeszcze nie wszystko, bowiem Isdera Imperator 108i jest jednym z najbardziej wyróżniających się niemieckich samochodów z 8-cylindrowym silnikiem. Pojazd jest dziełem wyobraźni inżyniera i estetyka, który naprawdę dobrze czuje się tylko w granicznych rewirach. Eberhard Schulz, założyciel firmy, pokazał swojego rewelacyjnego Imperatora 108i na salonie samochodowym w Genewie w 1984 roku. Powstanie tego modelu było możliwe dzięki debiutowi Porsche 928 (a właściwie z jego powodu).
Schulz uznał bowiem, że stylistyka 928 sprawia, iż samochód ma lepszą aerodynamikę z tyłu niż z przodu. Uważał również, że ten model nigdy nie będzie pełnoprawnym Porsche. Kiedy szef nie zareagował na tę krytykę, Schulz nie wytrzymał i stwierdził z wyrzutem, że można to zrobić inaczej. Taki sąd przyszedł mu bez trudu, bo już dawno stworzył Imperatora, a projekt leżało u niego w szufladzie. Auto pojawiło się jako projekt CW 311, ale design nadwozia był dziełem frankfurckiego stylisty Rainera Buchmanna, z którym Schulz współpracował przez krótki czas. Jednak ta współpraca zakończyła się z wielkim hukiem i w 1981 roku Schulz już samodzielnie założył Isderę. W 1983 roku pojawił się purystyczny roadster 036i, a następnie powtórnie zdetonowano bombę w postaci CW 311. Tym razem już jako Imperatora 108i.
Zdaniem Schulza samochód potrafi zrobić wszystko lepiej niż inni i z tego powodu nazywa się Imperator. Ferrari? Porsche? Phi. Podczas salonu samochodowego w Genewie podszedł do Schulza Giorgetto Giugiaro i stwierdził: Twój Imperator jest jak opuszczony nos Concorde’a podczas lądowania! – zachwycił się mistrz. Tak się dzieje, gdy popuszczasz wodze fantazji – dodał Anatole Lapine, szef stylistów Porsche i były przełożony Schulza.
Do napędu Imperatora wykorzystano 5-litrowy silnik V8 (rodem z Mercedesa), który początkowo miał tylko 235 KM. Od 1986 roku generował już 300 KM, aż w końcu po kolejnej modernizacji uzyskał 330 KM. A jeżeli ktoś sobie życzył, to Schulz oferował 6-litrowy silnik V8, produkujący 410 KM. Każdy, kto chciał taki samochód i był nim poważnie zainteresowany, musiał mieć wiarygodną książeczkę czekową.
Z ceną 399 000 marek Imperator należał do wyższych sfer wśród sportowych modeli i z miejsca stał się kultowym autem. Takie postrzeganie to również zasługa stylistyki oraz nietypowych rozwiązań – na przykład takich, jak drzwi otwierane do góry. Po ich otwarciu Imperator może kojarzyć się z kultowym Gullwingiem. Jak wspomina Schulz: Czułem, że od czasów powstania genialnego 300 SL minęło tak dużo czasu, że mogłem się nim inspirować, ale musiałem też być konsekwentny w kwestii nowoczesności.
Zresztą Schulz nie tylko inspirował się innymi modelami, on także wykorzystywał wiele podzespołów z innych firm. Z Porsche pochodzą hamulce i zawieszenie, natomiast mechaniczne serce trafiło tutaj z półki Mercedesa.Pomimo pobierania narządów od innych Imperator jest odmienną gwiazdą wśród sportowych modeli. Duża w tym zasługa charakterystycznego wyglądu, choć pod innymi względami auto też jest wyjątkowe. Po uruchomieniu silnika słyszysz donośny dźwięk, a drżenie czujesz na jabłku Adama i następnie przechodzi ono przez szczękę aż do skroni. Podczas nagłych zmian kierunku jazdy odczuwasz ból nerek miażdżonych przez skorupę sportowych siedzeń – to nie żart. Poszczególne biegi włącza się z metalicznym kliknięciem.
Po skończonej jeździe neurony i zwoje wracają wreszcie do punktu początkowego. Tymczasem podczas wysiadania zmaltretowane ludzkie ciało kołysze się nad szerokim progiem z włókna szklanego, a mrowienie podeszew przenosi się na asfalt. W tym momencie już wiesz, że Imperator wygrał kolejną bitwę. Jednak tym razem do uzyskania tytułu nie trzeba było rozbijać legionu 5 tys. wrogich wojowników – wystarczyło kierowcy pokazać, kto tu rządzi.
Jak wiadomo, życie nie znosi pustki i jeszcze zanim na dobre odszedł Imperator, narodziło się Commendatore. Jednak to już jest temat na zupełnie inną, choć również emocjonującą opowieść.