Stirling Moss, brytyjski kierowca wyścigowy, który w 2009 roku udzielił praw do swojego nazwiska producentowi tego ekstremalnego Mercedesa SLR w Poniedziałek Wielkanocny w Londynie w wieku 90 lat. Świat sportów motorowych pogrążył się w żałobie. Wprawdzie Moss nigdy nie zdobył tytułu mistrza Formuły 1, jednak zdobywcą serc był zawsze. Wystrzelmy więc salwę honorową z wydechu na cześć sir Stirlinga, który tytuł szlachecki otrzymał 20 lat temu.
Jakie auto nadawałoby się do tego lepiej niż to, które przypomina o jednym z jego największych triumfów – zwycięstwie w długodystansowym Mille Miglia we Włoszech w 1955 r.? Stirling Moss z pilotem Denisem Jenkinsonem przejechali wtedy dystans 1600 km z Brescii do Rzymu Mercedesem 300 SLR w 10 godzin, 7 min i 48 s – ten rekord do dziś nie został pobity. Średnia prędkość to 157,65 km/h na wąskich krętych dróżkach! Rywal Juan Manuel Fangio pojawił się na mecie pół godziny później. Samochód Mossa, srebrny bolid z silnikiem z Formuły 1, już wtedy rozwijał – dzięki mocy 310 KM i masie własnej 900 kg – ponad 300 km/h.
Mercedes SLR o masie 1550 kg, w którym dziś siedzimy, do osiągnięcia swojej prędkości maksymalnej 350 km/h potrzebuje ponad dwa razy wyższej mocy. Pędzić w ostrym tempie przez włoskie górskie wioski? Na to raczej nikt by się nie zdobył. Nie tylko ze względu na bezpieczeństwo swoje i innych. Także z powodu wartości auta. Poza tym ten szeroki ponad miarę dwuosobowy pojazd jest niezbyt poręczny – nadaje się raczej do jazdy po łukach o większym promieniu lub do stania w dobrze zabezpieczonych garażach kolekcjonerów. Tak jak nasz egzemplarz – wystawiony na sprzedaż w Mechatronik, firmie z Pleidelsheim specjalizującej się w Mercedesach – przez 11 lat przejechał całe 150 km!
Mercedes SLR ze słynnym numerem 722
Stirling Moss siedział w tym Mercedesie SLR we własnej osobie, co potwierdza złożony własnoręcznie autograf na progu auta. Napis na konsoli środkowej został po prostu wygrawerowany, jednak (elitarni) klienci otrzymywali dyplom własności podpisany przez sir Stirlinga.
W dniu zakupu auto kosztowało 900 000 euro, tyle, co 24 Mercedesy SLK. Mały braciszek dostępny był wtedy z ogrzewaniem szyi (airscarf), co w przypadku SLR-a byłoby zupełnym nieporozumieniem, już choćby ze względu na wiatr wpadający do kokpitu z gwałtownością orkanu, który zdmuchnąłby „powietrzny szalik”, jeszcze zanim automatyczna skrzynia biegów wrzuciłaby „dwójkę”.
Zanim auto ruszy z miejsca wspomagane kompresorem V8, grzmi ochryple i głęboko jak wyścigowa motorówka. Również wprawienie w ruch Mercedesa z powodu jego gabarytów bardziej przypomina wychodzenie z portu jachtu motorowego niż start wyścigówki. Dlatego ducha Stirlinga Mossa, mimo całego puryzmu, nie bardzo się wyczuwa w tym samochodzie. Żeby dostać się do kokpitu, trzeba pokonać przeszkodę w postaci odchylanych do góry drzwi. Gdy się już wsiądzie, reszta idzie gładko. Układy kierowniczy i hamulcowy działają lekko jak w zwyczajnym SL-u. Także wygląd wskaźników i elementów obsługi tylko nieznacznie maskuje swoje seryjne pochodzenie. Całe metry kwadratowe wykończeń z włókien węglowych i szytej ręcznie skóry zdradzają jednak właścicielowi SLR-a, na co poszły jego pieniądze.
Silnik 5.5 V8 to mechaniczne dzieło sztuki. Zanim wzrok padnie na olbrzymi, sygnowany przez montera z AMG Riccarda Becka kolektor dolotowy i spektakularne pokrywy zaworów, potrzebna jest rundka wokół auta z kluczem ampulowym i odkręcenie 8 śrub mocujących pokrywę silnika. Uciążliwa procedura.
Na pustej z powodu epidemii autostradzie można by sprawdzić, kiedy w tym osiągającym prędkość 350 km/h samochodzie zaczynają trzeszczeć kręgi szyjne kierowcy albo kiedy nisko lecące trzmiele przebijają szybę ochronnych gogli. Powstrzymamy się jednak.
Szybki jak Sir Stirling Moss
Stirlingowi Mossowi nie zawsze się to udawało. Także poza torem wyścigowym chętnie jeździł z dużymi prędkościami, co pewnego dnia wywołało złość sumiennego stróża prawa. Powitał (za) szybkiego kierowcę takimi słowami: „Panu się wydaje, że kim Pan jest? Stirlingiem Mossem?”. Jak głosi anegdota, Moss posłusznie potwierdził, co nie uchroniło go jednak od poniesienia kary.
Z przytłumionym grzmieniem z rur wydechowych perłowy SLR w kolorze Mystic White znika na koniec naszej sesji zdjęciowej w swoim mrocznym odosobnieniu. Jego gwiazda jako cennego rarytasu najnowszej historii motoryzacji dopiero wschodzi. Może sir Stirling Moss, gdziekolwiek teraz jest, sięgnie po niego i wybierze się na przejażdżkę po raju kierowców wyścigowych. Jak on to kiedyś powiedział? „Gdyby Bóg chciał, żebyśmy chodzili pieszo, to czemu dał nam stopy, które pasują do pedałów gazu?”
Mercedes SLR McLaren Stirling Moss - dane techniczne
Silnik
|
benz. V8, z kompresorem, z przodu wzdłużnie
|
Pojemność
|
5439 cm3
|
Moc
|
650 KM przy 6500 obr./min
|
Mom. obr.
|
820 Nm przy 4000 obr./min
|
Napęd
|
tylny/skrzynia aut. 5b
|
Dł./szer./wys.
|
4820/2194/1220 mm
|
Masa własna
|
1551 kg
|
Bagażnik
|
290 l
|
Śr. spalanie
|
14,5 l/100 km
|
V maks.
|
350 km/h
|
0-100 km/h
|
poniżej 3,5 s
|
Emisja CO2
|
348 g/km
|
Cena (w 2009 r.)
|
900 tys. euro
|
Cena (obecnie)
|
2,975 mln euro
|