Współpraca reklamowaTestujemy na paliwach
Auto Świat > Klasyki > Youngtimer > Polski Fiat 125p/FSO 1500 Pick Up - klasyk, który zmienił historię

Polski Fiat 125p/FSO 1500 Pick Up - klasyk, który zmienił historię

Autor Piotr Burchard
Piotr Burchard

Pick Up – ta wersja Polskiego Fiata 125p jest obecnie najcenniejsza kolekcjonersko z tych produkowanych wielkoseryjnie. Dlatego coraz więcej egzemplarzy tego auta wraca do nas z zagranicy.

Polski Fiat 125p/FSO 1500 Pick Up - klasyk, który zmienił historięŹródło: Auto Świat / Adam Mikuła
  • Nasz zdjęciowy bohater po wielu latach wrócił do ojczyzny z Finlandii, czyli jednego z pierwszych krajów niekomunistycznych, do których trafiały Polskie Fiaty
  • Nasz Pick Up to auto z końca produkcji, więc zamiast taśmowego prędkościomierza witają nas okrągłe wskaźniki
  • Każdy Pick Up jest cenny, ale krótkie wersje, zbudowane jeszcze przed MR-em, to prawdziwe białe kruki, bo wyprodukowano ich bardzo mało

Jamnik kabriolet, przedłużane kombi i zwykły Jamnik – tych samochodów bazujących na 125p powstało tylko kilka sztuk, bo wytwarzano je metodami warsztatowymi i mówienie w tym przypadku o produkcji byłoby jednak nadużyciem. Z Pick Upem sprawa wygląda jednak zupełnie inaczej, bo choć dalej nie można mówić o porażającej liczbie produkowanych aut (przyjmuje się, że od 1975 roku bramy FSO opuszczało rocznie 2-3 tys. egzemplarzy), to jednak przez 16 lat trochę ich powstało. Dlaczego więc 125p Pick Up jest tak rzadkim gościem na naszych drogach?

Takie auto świetnie uzupełniało eksportową ofertę żerańskiej fabryki i aż do początku lat 80. zdecydowana większość trafiała za granicę. Od 1976 roku eksport zwykłych wersji Polskiego Fiata 125p spadał – auto się starzało, było coraz gorzej wykonywane i niska cena już nie wystarczała, żeby zdobywać nowych klientów. Samochód użytkowy rządzi się jednak zupełnie innymi prawami. Klasyczny układ napędowy (silnik z przodu, napęd na tył, sztywny most, resory piórowe) to w tym przypadku atut, nie wada, a nie do końca pasujące do siebie plastiki we wnętrzu w pojeździe służącym do pracy można przecież jakoś przeboleć.

Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideo

Pierwsze 125p pojechały do Finlandii w 1969 roku

Pick Upy wjechały więc na rynki zachodniej Europy, żeby zdobywać tzw. wsad dewizowy do produkowanych w Polsce aut. Co to takiego? Nasz przemysł nie był w stanie wytwarzać wszystkiego, co potrzebne do produkcji samochodów (chodziło o materiały, chemikalia i – przede wszystkim – maszyny do produkcji), trzeba było więc kupować to na Zachodzie. A ponieważ złotówka nie była wówczas walutą wymienialną, potrzebne były dolary.

Wszystko szło gładko do momentu, gdy problemem Fiata 125p stały się niewielkie jakościowe niedostatki i niespasowane plastiki. Linie produkcyjne jednak się starzeją i nawet mimo najlepszych chęci jakość musiała spadać. Miarka przebrała się w 1983 roku, gdy właśnie z tego powodu FSO straciła prawo do nazywania swojego produktu Polskim Fiatem i pojawiła się nazwa "FSO 125p" (więcej o tym w artykule Zdzisława Podbielskiego na stronie 122). W 1984 roku eksport spadł do rekordowo niskiego poziomu 14 tys. aut. Dla porównania: w najlepszym 1976 roku było to blisko 83,5 tys. samochodów.

Nasz zdjęciowy bohater po wielu latach wrócił do ojczyzny z Finlandii, czyli jednego z pierwszych krajów niekomunistycznych, do których trafiały Polskie Fiaty. Pierwszą umowę eksportową na limuzyny podpisano już w 1968 roku z fińskim partnerem – firmą Wihuri. Nie wiemy, czy to jej właścicielowi, zapalonemu kierowcy rajdowemu Antti Ilmari Aarnio-Wihuriemu, zawdzięczamy 125p w wersji Finn Special (auto wyposażono m.in. w alufelgi, pasy na bokach nadwozia, a od wersji MR 75 – także w winylowy dach), ale za wydłużonego o 20,9 cm Pick Upa, który powstawał od 1981 roku, z całą pewnością możemy podziękować Finom.

Pierwsze Pick Upy zbudowano już w 1972 roku, ale produkcja ruszyła w 1975 r.

W tym skandynawskim kraju obowiązują bardzo wysokie stawki podatków na samochody osobowe. Dostawczaki, a więc także pikapy, są z tego podatku zwolnione. Z tego powodu w pewnym okresie sprzedawano tam nawet... Pontiaca Firebirda z takim właśnie nadwoziem. Ale "paka" musi mieć przynajmniej 1,85 m długości, a w krótkim 125p miała dokładnie 1735 mm. Trzeba przyznać, że FSO nie poszła na łatwiznę i nie powiększyła skrzyni ładunkowej za tylną osią (jak robiły to np. zakłady produkujące sprzedawanego w Finlandii radzieckiego Iża pikapa), lecz zwiększyła rozstaw osi auta, co wiązało się też ze zmianą wielu elementów, m.in. wału napędowego. Za tylną ścianą grodziową zamontowano wstawkę. Dodatkowo zwiększono ładowność pojazdu (fińskie dokumenty mówią o 730 kg). Trochę szkoda, że nie powstał nowy tłocznik całego dłuższego błotnika (dodatkowe miejsce łączenia blach to potencjalne zarzewie korozji), ale wiadomo – koszty.

Pierwsza seria dłuższych, eksportowych Fiatów 125p Pick Up (19 sztuk) pojechała oczywiście do Finlandii. Samochody spotkały się najwyraźniej z dobrym przyjęciem wśród klientów, bo już w 1982 roku trafiło ich tam 191 sztuk. W rekordowym 1985 roku sprzedano Finom 330 Pick Upów. Później eksport nieco spadł, ale jeszcze w 1989 roku do Finlandii trafiło 261 aut. Czym różniły się eksportowane tam wozy? Standardowo samochody te produkowano z większą starannością i uwagą, przechodziły też bardziej szczegółowe kontrole jakości. Pod maskami montowano wyłącznie silniki złożone z wyselekcjonowanych części (z mniejszą tolerancją co do wymiarów tłoków, wałów korbowych czy panewek).

Wyjeżdżające do Finlandii Pick Upy można było rozpoznać na placu fabrycznym po... braku świateł mijania. Powód był prosty: fiński importer montował w Fiatach spryskiwacze i wycieraczki reflektorów. Zelmotowskie światła mają wybrzuszone szkła, więc klasycznie pracująca wycieraczka na nic by się tu zdała, w Finlandii zakładano więc reflektory Boscha. Na tylną burtę każdego sprzedawanego na fińskim rynku 125p Pick Upa naklejano duży napis "Polle". Myliłby się ten, kto myślałby, że znaczy to "polski". W potocznym fińskim nazywa się tak małego konia lub kucyka, słowo to ma oczywiście pozytywne zabarwienie.

Nasz zdjęciowy Fiat ma na liczniku zaledwie 46 tys. km przebiegu i był garażowany. Wszystkie elementy nadwozia mają oryginalny lakier, a ognisk korozji właściwie nie widać. Zagadką dla nas pozostaje to, że niewielkie odpryski lakieru (powstałe podczas jazdy po szutrowych drogach Finlandii) nie przeradzają się w rdzawe wypryski, a odsłonięta goła blacha wygląda, jakby była ocynkowana. Z tego, co nam wiadomo, w FSO nie było technicznych możliwości, żeby poddawać karoserie samochodów takim zabiegom, ale może o czymś nie wiemy? Właściciel, który sprowadził z Finlandii aż 3 sztuki 125p Pick Upa, także nie potrafi tego wyjaśnić, bo dwa pozostałe egzemplarze były dość mocno skorodowane.

Ostatnie wyprodukowane w FSO Pick Upy wyeksportowano do Finlandii

Ponieważ auto pochodzi z 1989 roku, pod maską znajduje się silnik Poloneza (84 KM), a do przeniesienia napędu służy 5-biegowa skrzynia (o czym informuje emblemat na tylnej klapie). Rozruch silnika sprawia, że 46 tys. km na liczniku okazuje się ostatecznie uwiarygodnione – motor wydaje z siebie charakterystyczny dźwięk zdrowego polonezowskiego silnika. Żadnych zastrzeżeń nie mamy też do pracy skrzyni biegów – drążek wychodzący ze środkowej konsoli pod kątem zawsze się nam podobał, a precyzja działania przekładni jest wzorowa i nie powstydziłby się jej żaden mający 28 lat klasyk.

Oczywiście, nasz Pick Up to auto z końca produkcji, więc zamiast taśmowego prędkościomierza witają nas okrągłe wskaźniki – właściwie powinniśmy powiedzieć "wskaźnik" (prędkościomierz), bo w miejscu obrotomierza umieszczono ohydny pusty cyferblat z napisem "FSO" (po włączeniu świateł elegancko podświetlany!). Mamy tylko nadzieję, że ten, kto wpadł na ten "fantastyczny" pomysł, nie dostał przynajmniej za to nagrody za oszczędność.

Wykończenie wnętrza jest słabe – elementy deski rozdzielczej są ze sobą tak spasowane, że wygląda to tak, jakby w hali montażowej było ciemno, a robotnik myślał nie o pracy, lecz co będzie robił po niej. Ale o dziwo, podczas jazdy w zimny listopadowy dzień, nawet mimo popękanej od słońca deski rozdzielczej, we wnętrzu nic nie trzeszczało – efekt małego przebiegu i dużej sztywności nieskorodowanej i nigdy nienaprawianej karoserii. Kabina bardzo szybko się też nagrzała – w "fińskich" Fiatach (limuzynach) montowano wydajniejsze nagrzewnice, ale nie dotyczyło to wersji Pick Up (to bardziej kwestia wielkości wnętrza).

Bez ładunku nasz Fiat waży 1020 kg, a biorąc pod uwagę stan auta, z deklarowanych 84 KM pewnie większość nadal "żyje". Nie zdziwiło nas więc specjalnie to, że samochód bardzo żwawo (jak na Dużego Fiata, oczywiście) przyspiesza, a na nieutwardzonych drogach trzeba delikatnie ruszać, inaczej koła zaczynają buksować. Określenie "sztywna oś" w nieobciążonym pojeździe nabiera dosłownego znaczenia – tył podskakuje na każdej nierówności, ale w "użytkach" tak już musi być.

Stworzono je przecież do wożenia ładunków, a nie powietrza. Patrząc m.in. na stan przetłoczeń skrzyni (żadnych odkształceń!), jesteśmy pewni, że ten samochód miał po prostu dużo szczęścia do użytkowników i dziś jest to jeden z lepiej zachowanych w Polsce długich Pick Upów (jeśli w ogóle nie najlepiej zachowany). Obecny właściciel zapowiada, że podda auto jedynie kosmetycznym poprawkom i zabiegom. Jabłka "na pakę" trafiły tylko na potrzeby naszej sesji zdjęciowej.

Fiat 125p Pick Up — naszym zdaniem

Każdy Pick Up jest cenny, ale krótkie wersje, zbudowane jeszcze przed MR-em, to prawdziwe białe kruki, bo wyprodukowano ich bardzo mało. Znalezienie takiego samochodu, nawet w stanie agonalnym (ale z dokumentami!), to naprawdę duże szczęście. Nawet jeśli nie zdecydujecie się na remont, nie powinno być najmniejszego problemu, żeby znaleźć na to auto nabywcę. Przypomina to trochę sytuację ze zwykłymi Fiatami 125p z 1967 roku – znany nam jest jeden egzemplarz! Gdyby pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży takiego samochodu, do sfinalizowania transakcji doszłoby pewnie w ciągu kilku godzin.

Piotr Burchard
Powiązane tematy:FiatFSOPikap