Nawet najlepsza symulacja nie jest w stanie dostarczyć takich wrażeń jak prawdziwa jazda. Konsola daje tylko jedną przewagę: bez zbędnego ryzyka można pojechać na ponad 100 proc. swoich możliwości. Na prawdziwym torze wypadki też są prawdziwe. Po dodaniu czasów obu okrążeń okazało się jednak, że wirtualny trening popłaca w rzeczywistych warunkach, natomiast refleks wypracowany w realu niewiele przydaje się w sztucznym świecie: Michael zwyciężył z Jörgiem.
Tak ćwiczą nawet kierowcy Formuły 1: zanim przejadą pierwsze okrążenia na nowym torze, poznają jego zakręty w świecie wirtualnym. I wcale nie robią tego na skomplikowanych symulatorach, lecz w grach wideo dostępnych dla każdego w sklepie. Trenują punkty dohamowania i szukają idealnego toru. Świadczy to o realizmie gier – iluzja jest doskonała.
Postanowiliśmy sprawdzić, jak zdobyte na konsoli umiejętności przekładają się na prawdziwe warunki na torze i na odwrót. Nasi testerzy: redaktor „Auto Bilda” Jörg Maltzan (48 lat, prawo jazdy od 30 lat) i Michael Huch, dziennikarz „Computer Bilda” (35 lat, prawo jazdy od 17 lat). Miejsce starcia: legendarny tor w górach Eifel.
Auto: Nissan GT-R. Michael jest fanem „Gran Turismo” – jednej z najpopularniejszych gier wyścigowych na PlayStation. Na ekranie pokonał już tysiące okrążeń Nürburgringu i jedno w rzeczywistości – za kierownicą swojego Golfa TDI. Jego konkurent Jörg nigdy nie miał do czynienia z konsolą Sony, za to po torze jeździł najróżniejszymi pojazdami. Nim wsiądą do sportowego Nissana, najpierw sprawdzą swoje umiejętności na PlayStation.
Pierwszy szczęścia próbuje Jörg: z trudem panuje nad wirtualnym autem, nie odnajduje miejsc dohamowania i ścinania zakrętów. Męczy się. Nazwa „Zielone Piekło” zyskuje dla niego zupełnie nowe znaczenie. Komentuje swoją niezgrabną jazdę, twierdzi, że bez odczuwania przeciążeń, wibracji tarki na zakrętach i brzmienia silnika nie potrafi panować nad samochodem. W końcu osiąga metę. Czas: 12:30 min.
Michael go chwali, po czym siada przed ekranem. W „Gran Turismo” gra od 14 lat i umiejętności teraz procentują. Brawurowo prowadzi Nissana po wirtualnym torze. Miejscami osiąga nawet wyższą prędkość niż Jörg w rzeczywistych warunkach – w grze można być odważniejszym. Po 9:58 min przejeżdża metę. Zaznacza jednak, że jego rekord na torze jest o 30 s lepszy.
Zmiana miejsc: witamy w realu. Doładowana „V6-ka” brzmi soczyściej niż w grze i wywołuje gęsią skórkę, a moc 550 KM jest prawdziwa i rzeczywiście niebezpieczna. Michael ostrożnie sprawdza granice możliwości auta, jednak z każdym zakrętem prowadzi je coraz pewniej. Na jego czole pojawiają się krople potu, kierownicę wydaje się ściskać jeszcze mocniej niż tę podłączoną do konsoli. Przestaje też mówić całymi zdaniami. Komentuje swoją jazdę na zmianę okrzykami radości i przerażenia. Osiąga czas 12 min 45 s.
Pora na Jörga. Pewny siebie rusza, jakby pokonywał codzienną drogę do pracy. Od razu docenia stabilność Nissana i napęd na 4 koła – przeważnie jeździł na Nürburgringu tylnonapędówkami, jak np. Porsche 911. Wyświetlacz systemu informacyjno-multimedialnego przypomina mu o tym, że GT-R przeznaczone jest dla osób, którym ściganie się na konsoli nie jest obce: interfejs i wirtualne instrumenty wskazujące dziesiątki danych zaprojektowało studio Polyphony – to samo, które stworzyło „Gran Turismo”.
Siedzący na fotelu pasażera Michael ma wyraźnie nietęgą minę i chyba powoli ma dość przeciążeń. Dzielnie wytrzymuje jednak do samego końca, kiedy Jörg po 10:57 min kończy okrążenia.Michaelowi brakuje tchu i słów, by opisać swoje wrażenia. Tyle razy jeździł po Nürburgringu, ale coś takiego jak to, co właśnie przeżył, nigdy mu się nawet nie śniło.