- Wciąż nie ujednolicono nazewnictwa układów wspomagających kierowcę, co może wprowadzać w błąd w samochodach różnych marek
- Współczesne systemy asystujące nie są nieomylne. Wpadki zdarzają się nie tylko przy niskich prędkościach, ale także podczas szybkich podróży autostradami
- By wyłączyć najbardziej irytujące układy, trzeba przebrnąć przez skomplikowane menu komputera pokładowego
- Więcej takich tematów znajdziesz na stronie głównej Onet.pl
Jedno przede wszystkim nie ulega wątpliwości, moda na układy asystujące, czyli tzw. ADAS (Advanced Driver Assistance Systems – zaawansowane układy wsparcia kierowcy), trwa w najlepsze. Niestety wielu producentów stosuje własne skróty i określenia tych samych lub bardzo podobnych układów, co nie ułatwia wyboru kierowcom poszukującym nowoczesnego pojazdu.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Oferowane produkty różnią się funkcjonalnością. Zdarza się, że to, co w konfiguratorach widnieje jako tempomat, może występować jako zwykłe utrzymywanie zadanej prędkości lub też bardziej zaawansowany układ wzbogacony o utrzymanie na pasie ruchu, zachowanie właściwego odstępu i dostosowanie prędkości do rozpoznanych znaków drogowych. Nie inaczej jest z asystentem pasa ruchu, który w najprostszej formie jest zwykłym brzęczykiem i lampką ostrzegawczą, a w najbardziej zaawansowanej — układem na miarę jazdy autonomicznej.
Nie zapominajmy przy tym, że dostępna elektronika potrafi płatać figle, a niektóre z rozwiązań mogą tak szybko denerwować, że już po kilku minutach jazdy zaczynamy rozglądać się za opcją wyłączenia danego wspomagacza. A dostęp do nich nie jest taki prosty, jak mogłoby się wydawać. Zazwyczaj sterowanie znajduje się w dość rozbudowanym menu widocznym między zegarami lub na wyświetlaczu fabrycznego zestawu multimedialnego. Trzeba zatem chwili i skupienia, by przebrnąć przez skomplikowane menu (jeszcze trudniej bywa, gdy menu przetłumaczono na język polski i ze względu na brak miejsca zastosowano trudne do rozszyfrowania skróty).
A co nas szczególnie irytuje? Szczegóły znajdziesz w galerii poniżej.
Zwykle im gorsza pogoda, tym trudniej o rozpoznawanie poziomych linii na jezdni. Co gorsza, nawet przy dobrej widoczności aktywny asystent potrafi zirytować najbardziej cierpliwych kierowców. Lista przewinień jest długa. Najbardziej przeszkadza aktywny układ, który przy próbie przekroczenia linii nie tylko usztywnia układ kierowniczy, ale jeszcze wpływa na automatyczne wytracanie prędkości (dobrze znany m.in. z Mercedesów). Irytują także wczesne wersje z aut Grupy Volkswagena, znane z nerwowego "myszkowania" auta pomiędzy liniami. Bywa, że nawet we współczesnych modelach grupy Stellantis czy marek japońskich asystent pasa ruchu nie reaguje, gdy przekraczamy linię.
Niestety funkcja identyfikacji znaków drogowych okazuje się dość zawodna. Zdarza się, że kamera nie rozpoznaje mijanych tablic lub odczytuje znaki np. na zjazdach z autostrady lub z poprzedzającej ciężarówki. Bywa, że dane pochodzą z nawigacji, co oznacza, że potrzebna jest aktualizacja mapy (o ile jest dostępna). Pamiętajmy także, że system rozpoznawania znaków zawodzi, gdyż nie uwzględnia np. tablic określających obszar zabudowany. Łatwo zatem o sytuację, gdy podczas podróży w obszarze zabudowanym na desce rozdzielczej wciąż widoczne jest ograniczenie np. do 90 km/h.
To nic innego jak monitorowanie otoczenia samochodu, by w razie manewru uniknąć kolizji czy zderzenia z nadjeżdżającym pojazdem. Szczególnie przydaje się podczas cofania w miejscach o ograniczonej widoczności – auto zatrzyma się, gdy układ oceni, że ryzyko kolizji jest wysokie. W praktyce bywa jednak tak, że przewrażliwiony system reaguje np. przy poruszających się gałęziach krzaków czy niskich drzew.
Tempomat z funkcją utrzymywania odległości także miewa swoje słabe strony. Wystarczy, że auto przed nami zbliży się np. do prawej krawędzi, a my wysuniemy się w drugą stronę, by nasz samochód zaczął nieoczekiwanie przyspieszać. Wbrew pozorom nietrudno o taką pomyłkę nie tylko na prostej (kiedy np. przygotowujemy się do manewru wyprzedzania), ale nawet podczas jazdy na łuku (choćby na zjeździe z autostrady). Jedną z takich pomyłek zafundowała nam Mazda CX-5.
Samochód hamuje bez powodu na pustym pasie ruchu? To możliwe! Taka historia przydarzyła nam się na autostradzie w Polsce, kiedy podróżowaliśmy Nissanem Qashqaiem z aktywnym ogranicznikiem prędkości. Okazało się, że system rozpoznawania znaków drogowych błędnie odczytał znak z naczepy mijanej ciężarówki. I tak oto samochód zaczął niespodziewanie zwalniać z przepisowych 140 km/h do 40 km/h. Cóż pozostaje? Najlepiej wyłączyć opcję aktywnego ogranicznika i pozostawić funkcję ostrzegania o przekroczeniu prędkości.
Przed laty szczególnie denerwowała praca czujników w Audi, Seatach, Skodach czy Volkswagenach czy niektórych modelach Citroenów i Peugeotów które nieoczekiwanie wszczynały alarm podczas manewrowania po parkingu. Zwykle miało to miejsce przy gorszej pogodzie i np. spadających liściach z drzew. Także zimą przy zaśnieżonych czujnikach trzeba przygotować się na alerty bez żadnego powodu.