• Najpopularniejsze są obecnie ogłoszenia w internecie. Zamieszcza się je łatwo i szybko, ale są kosztowne
  • Sprzedający odpowiada za to, co napisał – nawet gdy jest osobą prywatną, niezwiązaną z handlem autami
  • Ogłoszenie w internecie nie znika, gdy je usuniemy – ktoś może je zapisać lub np. wydrukować. Wtedy łatwo będzie mu powołać się na zalety, które auto miało mieć, a nie ma

Znane porzekadło mówi, że każdy kierowca cieszy się dwa razy: pierwszy raz, gdy kupuje samochód, i drugi – gdy udaje mu się go sprzedać. Co zrobić, żeby ta druga radość nie wiązała się tylko z pozbyciem się kłopotu, ale żebyśmy mieli pewność, że wzięliśmy za auto tyle, ile rzeczywiście było warte, a sama transakcja pozostawiła miłe wspomnienia? Zastanowimy się, jak przygotować auto do sprzedaży, jakie mamy jej „kanały”, z jakimi kosztami musimy się liczyć i co umieścić w ogłoszeniu.

Sprzedający na pewno nie mają łatwych czasów – w 2018 r. do Polski przyjechało… ponad milion używanych aut, czyli prawie 3 tys. każdego dnia! Większość to oferty handlarzy – osób, które robią to nie na swój użytek, tylko dla zarobku. Jakie ma to znaczenie dla kogoś, kto chce się pozbyć aktualnie eksploatowanego samochodu? Teoretycznie niewielkie, w praktyce – olbrzymie, bo oznacza bardzo dużą konkurencję. Na dodatek wygląda to jak starcie amatora z zastępem profesjonalistów – niestety, taka jest prawda.

Skąd się biorą tanie auta?

Na czym polegają problemy? Chęć szybkiego i godziwego zarobku sprawia, że większość aut w ogłoszeniach jest trochę podrasowana. Niestety, nie mamy na myśli wzmocnienia silnika, raczej „korektę” przebiegu czy zamaskowanie niedostatków. Powtórzymy po raz kolejny: auta na zachodzie Europy są drogie i nikt nie rozdaje ich za półdarmo. Pomijając „okazje” (których nie ma zbyt wiele), żeby opłacało się je tu sprzedać, muszą mieć większe lub mniejsze braki.

Spytaliśmy znajomego handlarza, kupującego samochody na poleasingowych aukcjach w Holandii, Danii i Niemczech, jakie auta są wystawione do sprzedaży: Podobnie jak w Polsce, większość pierwszych użytkowników to firmy. Koncentrujemy się na autach sprawnych, jeżdżących – uczciwie wycenionych przez rzeczoznawców (wszystkie mają ekspertyzy, nie trzeba ich oglądać). Zdecydowana większość 4-letnich egzemplarzy ma przebieg około 200 tys. km. W Polsce takie auto w ogóle nie jest konkurencyjne, klienci oczekują góra 80 tys. km. Nawet obniżając cenę, nie jesteśmy w stanie zarobić, niedawno np. próbowaliśmy bezskutecznie sprzedać Hondę Civic z 2014 r., z przebiegiem blisko 200 tys. km, bezwypadkową. Zainteresowanie było mizerne. Dlatego praktycznie wszystkie auta sprzedajemy dalej – za wschodnią granicę.

Jak sprzedać auto? Kiedyś giełdy i gazety, dziś – internet i komisy

Jakie są formy sprzedaży samochodu? W tym przypadku można z czystym sumieniem powiedzieć: kiedyś to były czasy! Głównym miejscem handlu samochodami były oczywiście giełdy. Lata 90. to również ogromny rozwój ogłoszeń w gazetach – takie pisma, jak „Giełda Samochodowa” czy czwartkowy dodatek „Auto” do „Gazety Wyborczej”, to była handlowa wyrocznia. Najlepiej było pracować w… drukarni. Pierwsze telefony sprzedawcy mieli bowiem… jeszcze przed ukazaniem się gazety, np. w środę wieczorem!

Do legend przeszło liczenie znaków (żeby zmieścić się w limicie ogłoszenia i przypadkiem nic nie stracić) czy triki „specjalistów” – żeby ogłoszenie znalazło się na czele rubryki, trzeba było zacząć np. od sławnego „Aaaaaby sprzedać Ford Fiesta…” i tu ciąg dalszy ogłoszenia. Gdy zaznaczyliśmy, że ma być ono w dziale „Sprzedam”, pod marką Ford, mieliśmy pewność, że będzie na czele. Chyba że ktoś dał więcej „aaa…”

W ciągu ostatnich kilkunastu lat obserwowaliśmy sukcesywne przenoszenie środka ciężkości z ogłoszeń papierowych i giełd do internetu. Odpowiadają za to oczywiste zalety elektroniki – dla klientów: łatwość wyszukiwania i świeżość ofert; dla sprzedawcy: niemal natychmiastowe ich zamieszczenie w sieci. Cały czas funkcjonują również (z powodzeniem) komisy samochodowe.

Auto warto sprzedawać… uczciwie

Przygotowując ogłoszenie, pamiętajcie, żeby przede wszystkim nie minąć się z prawdą. Oczywiście, pomyłki zdarzają się każdemu: kiedyś jeden z kolegów w redakcji bardzo chciał kupić Suzuki Ignisa, ale obowiązkowym elementem wyposażenia miał być napęd wszystkich kół. Wypatrzył taki egzemplarz w Krakowie, zadzwonił, potwierdził – „tak, stan świetny, ogłoszenie aktualne”.

Na miejscu okazało się, że owszem, prawie wszystko się zgadza, tyle że auto… ma jedynie przedni napęd. Sprzedający sam był do tego stopnia zmieszany i zaskoczony, że bez mrugnięcia okiem przeprosił i oddał pieniądze za pociąg, a ogłoszenie poprawił. To oczywista pomyłka, więc choć kolega stracił cały dzień, przeprosiny przyjął – nie bardzo miał inny wybór.

Pamiętajcie jednak, żeby nie koloryzować, bo kupujący może być mniej wyrozumiały od naszego kolegi. Szczególnie gdy okaże się, że zrobiliśmy to celowo. Dotyczy to zarówno tego, co napiszecie, jak i tego, co pokażecie – chodzi tu o "podkręcanie" zdjęć, czyli używanie programów typu Photoshop do retuszu np. rys na błotnikach, wgnieceń, śladów korozji itp. Oczywiście, można w specjalnym programie poprawić niedoskonałości samego zdjęcia (rozjaśnić, wyostrzyć, skadrować), ale absolutnie nie wolno „tworzyć nowej rzeczywistości”.

Pomijając kwestie etyczne, podrasowanie ogłoszeń może też zakończyć się sprawą w sądzie. Co prawda, osoba prywatna sprzedająca swoje auto odpowiada za nie w ograniczonym zakresie (ma prawo się nie znać i nie mieć świadomości, że np. silnik „się kończy”), ale jeśli takiej wiedzy nie ma, nie powinna zapewniać, że auto jest „bez najmniejszego wkładu finansowego” lub że „stan idealny”. To już bardzo konkretne deklaracje.

Znamy przypadki, kiedy niezadowolony kupujący oddał auto do warsztatu, a rachunki przekazał sprzedawcy. Sąd przyznał mu rację, argumentując, że sprzedawca powinien odpowiadać za to, co pisze w ogłoszeniu. To samo dotyczy takich informacji, jak np. „bezwypadkowy” – nie można tłumaczyć się, że sami nie mieliśmy wypadku. Jeśli chcemy podkreślić dobry stan, ale nie do końca jesteśmy co do niego przekonani, można zamówić wycenę u rzeczoznawcy lub przynajmniej w warsztacie – będzie to doskonały argument w razie sporu z kupującym.

Sprzedaż auta – o wadach i usterkach warto powiedzieć przed sprzedażą

Czy zatem w ogłoszeniu trzeba od razu zdradzać wszystkie wady samochodu? Oczywiście, że nie. Mówimy przecież o aucie używanym, w którym drobne rysy na karoserii czy plamy na tapicerce mają prawo się znaleźć, a trudno uznać je za wady ukryte – kupujący bez kłopotu zobaczy je podczas jazdy próbnej. Obowiązuje zasada, że im dokładniejszy opis auta, tym można spodziewać się mniejszej liczby telefonów – oby tylko nie okazało się, że w wyniku szczerego opisu zabraknie ich całkiem…

Niestety, wracamy do problemów poruszonych na początku artykułu – w opisach wykonywanych przez handlarzy sprowadzających auta z zagranicy często spotkamy różne "triki": podawany jest nie rok produkcji, lecz pierwszej rejestracji, dopiero po lekturze ogłoszenia okazuje się, że do ceny należy dodać daną sumę tytułem już wykonanych (albo przyszłych) opłat akcyzowych. To oczywiście, przynajmniej na pierwszy rzut oka, poprawia atrakcyjność naszej oferty. Im skromniejszy, ale atrakcyjny opis, tym zapewne telefonów będzie więcej, ale na miejscu może pojawić się większe rozczarowanie u potencjalnego kupującego.

Przygotowanie auta do sprzedaży

Foto: Auto Świat

Kupującym trudno dogodzić: przesadzicie z czyszczeniem, to usłyszycie: „eee, panie – na pewno picowany! I silnik umyty, i plakiem napsikane, pewnie śmierdziało”. Nie zrobicie nic? Będzie: „co za niechluj jeździł!” Czy przygotowanie auta do sprzedaży to rzeczywiście taka trudna sztuka? Niekoniecznie – wystarczy zdrowy rozsądek. Umycie auta, posprzątanie nadmiaru rzeczy, odkurzenie – to na pewno nie picowanie, lecz po prostu podstawy kultury, kiedy mamy daną rzecz przekazać do użytkowania komuś innemu.

Oczywiście, nikt nie każe robić tego samodzielnie, można po prostu odstawić auto na gruntowne czyszczenie do myjni samochodowej. Czy takie sprzątanie wystarczy? To już bardzo indywidualna kwestia, zależnie od samochodu oraz oczekiwań właściciela co do kwoty. Rada? Jeśli chcecie sprzedać auto za wysoką średnią rynkową (ma pewną historię serwisową, potwierdzony przebieg, jest bezwypadkowe itp.), to warto zainwestować więcej również w estetykę. Nawet jeśli nie przełoży się to na większe pieniądze, na pewno pomoże zrobić… dobre wrażenie na przyszłym właścicielu.

Jeśli zaś nie ukrywacie, że samochód ma sporo niedostatków (jest poobijany, lista napraw mechanicznych liczy kilka pozycji) i nie oczekujecie wygórowanych sum, to najczęściej wystarczy porządne sprzątanie, bo niska cena i tak ukryje niedostatki i przyciągnie mniej wymagających klientów.

Wiele osób traktuje samochód jako drugi dom, co oznacza, że w każdym zakamarku znajdują się rzeczy osobiste, przeróżne „przydaśki” itp. Sprzedaż auta to moment, w którym trzeba się z nimi rozstać. Zdjęcie bagażnika załadowanego niemal po dach mija się z celem, a potencjalny kupujący tylko się zastanawia, co właściciel chce ukryć. Oczywiście, jeśli macie elementy przystosowane do danego modelu (jak choćby specjalna mata do bagażnika, torby przygotowane na wymiar czy relingi dachowe), warto się nimi pochwalić, bo wam się nie przydadzą, a będą stanowić dodatkową zaletę.

Uwaga: majsterkowicz, który nie rusza się bez narzędzi (choć nigdy niczego nie musiał naprawiać), nie powinien pokazywać ich w aucie. To samo dotyczy bańki po oleju!

Czy przed sprzedażą auta warto usunąć drobne uszkodzenia?

Porysowana felga, uszkodzona tapicerka, pęknięty zderzak – usunięcie takich niedostatków też trochę kosztuje. Foto: Przemek Wąworek / Materiały własne
Porysowana felga, uszkodzona tapicerka, pęknięty zderzak – usunięcie takich niedostatków też trochę kosztuje.

Uszkodzony błotnik, rysa na drzwiach, zarysowana felga – co zrobić z tego typu uszkodzeniami? Czy warto je naprawiać przed sprzedażą samochodu? Odpowiedź nie jest jednoznaczna. Uszkodzone elementy bez wątpienia psują estetykę auta, ale czy pieniądze wydane na naprawę się zwrócą? Przecież w końcu kupujący wie, że to auto używane i liczy się z drobnymi uszkodzeniami. A wydatki są niemałe – gdy policzymy naprawę wszystkich wgniotek i podobnych uszkodzeń, może się okazać, że nazbiera się np. 2000 zł. Trudno oczekiwać, że auto (szczególnie warte kilka czy kilkanaście tysięcy zł) nagle zyska tyle na wartości. Ale – z drugiej strony – można stracić klienta, który zrazi się, widząc zaniedbany samochód. A to już wymierna strata.

Jak zrobić dobre zdjęcia do ogłoszenia o sprzedaży auta?

Wykonanie dobrych zdjęć nie wymaga drogiego sprzętu, tylko pomysłu. Foto: archiwum / Auto Świat
Wykonanie dobrych zdjęć nie wymaga drogiego sprzętu, tylko pomysłu.

Nie trzeba być fotografem ani mieć sprzętu za tysiące złotych, żeby zrobić poprawne zdjęcia. Wystarczy prosty aparat kompaktowy lub nawet dobry telefon, ważniejsze jest przygotowanie auta i odpowiednie wykonanie zdjęć. Warto wybrać niezbyt słoneczny dzień (lub jednolicie zacienione miejsce) i wykorzystać, że auto jest świeżo umyte i posprzątane. Ważne, żeby właściwie wyeksponować sylwetkę (nie ma sensu pokazywanie drzew obok, zadbajcie, żeby w tle nie było np. śmietnika), pokazać czystą deskę z równo ustawioną kierownicą i ewentualnie interesujące detale. Warto wykonać zdjęcia w wysokiej rozdzielczości i zmniejszyć je na potrzeby ogłoszenia. Zainteresowanym można wysłać „full size”.

Sprzedaż używanego auta w komisie

Foto: archiwum / Auto Świat

Coraz mniej osób chce samodzielnie zajmować się sprzedawaniem swojego samochodu – woli powierzyć to zadanie specjalistom, a to oznacza, że zwracają się o pomoc do komisu. Oczywistym jest, że komis musi zarobić, więc albo sprzedawca decyduje się na obniżenie ceny, albo prowizję musi pokryć kupujący.

W komisie mówimy o dwóch sytuacjach: pierwsza to taka, kiedy komisant decyduje się na odkupienie samochodu – korzystne dla sprzedawcy, bo ma od razu pieniądze, ale nie należy oczekiwać, że będzie to szczególnie sowita wycena (zdecydowanie rośnie ryzyko komisu np. w razie awarii, musi on też ponosić koszty ubezpieczenia itp.). Jakieś pułapki? Owszem – często można usłyszeć: „to proszę pieniądze, a umowę podpiszemy, jak znajdę klienta, ale to powinno być szybko, bo mam zainteresowanych”. To słabe rozwiązanie, bo formalnie wciąż odpowiadamy za to, co dzieje się z autem, mimo że nie bardzo mamy już na to wpływ. Przychodzące mandaty to najmniejszy problem, bo wskażemy, komu „powierzyliśmy” samochód, ale np. Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny nie będzie słuchał tłumaczenia, że odpowiada kto inny.

Cały czas funkcjonuje również forma „wstawienia” auta do komisu. Podpisujemy wtedy umowę (również: nic ustnie!), w której zawieramy wszelkie ustalenia. W szczególności trzeba określić prowizję – niby nie powinna interesować sprzedającego, ale jeśli komis chce zbyt wiele, możemy dłużej czekać na klienta (ale uwaga: może się okazać, że dobry komis sprzeda auto drożej i szybciej niż kiepski). Standardem jest pułap np. 5 proc. od ceny, nie mniej niż 1000 zł. Trzeba też jasno określić, jakie są zasady np. zabrania auta (w międzyczasie możemy sami znaleźć klienta) – czy jest to możliwe w każdej chwili, czy np. dopiero po miesiącu, chyba że wcześniej zapłacimy tzw. placowe lub „koszty przygotowawcze” (pokrywające w domyśle mycie, zdjęcia itp.).

Odradzamy, zarówno w jednym, jak i w drugim przypadku, zostawiania podpisanych in blanco umów sprzedaży – podpisana umowa komisowa pozwala komisowi już w świetle prawa sprzedać auto kolejnej osobie, taka "czysta" umowa ma za zadanie pominięcie roli komisu w transakcji (nie zapłaci on podatku ani nie będzie odpowiadał za stan samochodu przed klientem).

Kolejny zapis w umowie powinien określać, jaki czas ma komis na przelanie pieniędzy na wasze konto – unikniecie sytuacji (wierzcie, są dość częste), w której komis zasłoni się rozłożeniem płatności na raty lub odwlekaniem wykonania przelewu. Wreszcie możecie określić formę zgody na obniżenie ceny (standardem jest telefoniczna, ale jeśli wam nie odpowiada, możecie zastrzec, że musi być pisemna).

W umowie wyrażacie też (lub nie!) zgodę na dokonanie jazdy próbnej (nie oznacza, że zrzekacie się prawa do roszczeń w razie wypadku, ale komis ma podkładkę, że auta użyto za zgodą i wiedzą właściciela). Zwykle to już komis daje ogłoszenia do prasy (nawet zastrzegając, że użytkownik nie może tego robić, co jest logiczne). Pamiętajcie też: umowa między komisantem a właścicielem jest dobrowolna i jeśli jakieś zapisy wam się nie podobają, możecie zażądać ich zmiany lub usunięcia.

Jeśli nie ma na to zgody, poszukajcie innego komisu! Możecie też wykonać zdjęcia dokumentujące stan auta w dniu wstawienia do komisu.

  • Sprzedaż auta w komisie - zalety: natychmiastowa (często sensowna) gotówka – w przypadku odsprzedaży do komisu; w przypadku sprzedaży komisowej: nie trzeba zajmować się transakcją, do komisu o wysokiej renomie lub położonego w dobrym punkcie klienci przyjeżdżają sami, pośrednictwo kredytowe, punkty czynne 6, a nawet 7 dni w tygodniu.
  • Sprzedaż auta w komisie - wady: wyższa cena finalna dla klienta (co utrudnia znalezienie kupującego) lub niższa dla sprzedającego (komis – co oczywiste – musi zarobić), konieczność poniesienia opłat (m.in. w przypadku wcześniejszego niż wynika z umowy zabrania auta z komisu lub np. za mycie), nie zawsze komisy aktywnie poszukują klientów.

Gdzie dać ogłoszenie, żeby szybko sprzedaż używane auto?

Serwisy internetowe z ogłoszeniami w ekspresowym tempie usunęły z rynku specjalistyczne papierowe gazety ogłoszeniowe, wszelkiego rodzaju dodatki w magazynach itp. Nic w tym dziwnego – to rozwiązanie wygodne dla wszystkich: kupujący bez trudu sortują interesujące ich oferty, uwzględniając nie tylko markę czy rocznik, lecz także pojemność lub moc silnika, a często nadwozie, czy nawet kolor lub wyposażenie! Sprzedający szybko docierają do klientów, mają możliwość zamieszczenia anonsu w przeróżnych serwisach, wypromowania go itp.

Z jakich stron najlepiej skorzystać, jak dobrać wyróżnienie itp.? Wiele zależy od oferowanego modelu samochodu, czasu, który mamy na sprzedaż itp. Jeśli auto jest nietypowe, ale poszukiwane, to promowanie jest zbędne – klienci i tak znajdą ogłoszenie. Gorzej, gdy boimy się, że zginie w morzu podobnych ofert. Wtedy rzeczywiście może się okazać, że bez wyróżnienia (a do tego np. z wysoką ceną) ogłoszenie szybko zniknie na dalszych stronach wyszukiwania.

Na których stronach najlepiej zamieścić ogłoszenie? Nasze doświadczenie wskazuje, że tu również sporo zależy od auta, ale dużą oglądalność uzyskacie tylko w największych serwisach. A to oznacza niemałe wydatki – ok. 80-100 zł za miesiąc publikacji ogłoszenia na jednej stronie (z małym promowaniem oferty). Oczywiście, są też znacznie tańsze serwisy, a nawet bezpłatne (ale np. tylko o zasięgu lokalnym). Ale tu raczej większy sens będzie, gdy macie nietypowe auto – w dużych serwisach mniej osób szuka niszowych modeli, może się też okazać, że na ogólnych stronach nikt nie doceni idealnego stanu i nie zaakceptuje wysokiej ceny. Co innego w serwisach specjalistycznych, skupiających pasjonatów danej marki (często wystarczy nawet forum z giełdą, żeby zainteresować ofertą).

Jakich praktyk nie lubimy i je odradzamy? Pisania w tytule ogłoszenia nie tylko swojego auta, lecz także kilku innych „dla przyciągnięcia uwagi” („Touran, nie Zafira i Scenic”). O ile ma to jeszcze uzasadnienie przy naprawdę nietypowych autach (mało kto szuka np. Chevroleta Cruze’a, a może to być rzeczywiście wartościowy egzemplarz), o tyle taka forma sprzedaży np. Volkswagena Sharana budzi tylko uśmiech politowania. Tak samo nie w porządku jest podawanie niepełnej ceny (gdy uważnie przeczytamy ogłoszenie, to dowiemy się, że trzeba dodać np. już wykonane opłaty akcyzowe).

Warto też, żeby odróżnić rok modelowy lub rejestracji od roku produkcji (wiadomo: starsze auto mniej przyciąga niż nowsze w tej samej cenie). I uwaga na koniec: w internecie nic nie ginie! Kupujący może wydrukować lub zapisać sobie ogłoszenie i powołać się na nie, np. w razie niezgodności stanu technicznego lub wyposażenia z opisem, co może być ważnym argumentem w sporze.

Foto: Auto Świat
  • Zalety samodzielnej sprzedaży używanego auta w internecie - chwilę po wypełnieniu formularza i dokonaniu opłaty nasze ogłoszenie jest już widoczne dla internautów, łatwość sortowania ofert („podglądanie” konkurencji, duże możliwości dla nabywców), łatwość skorzystania z promowania, wyróżnienia itp., natychmiastowy podgląd zainteresowania ofertą.
  • Wady samodzielnej sprzedaży używanego auta w internecie - stosunkowo wysoki koszt ogłoszeń, szczególnie w internetowych serwisach o ogólnopolskim zasięgu, konieczność zajęcia się sprzedażą: przygotowania zdjęć, wyboru serwisów, umawiania z klientami; brak bezpośredniego kontaktu z klientem (jak np. na giełdzie), nieuczciwa konkurencja (dużo podkoloryzowanych ofert).

Sprzedaż używanego auta na giełdzie samochodowej

Dziś prawdziwych giełd już nie ma – można powiedzieć, parafrazując słowa znanej piosenki. Pamiętamy czasy sprzed kilkunastu lat, kiedy to place zapełniały się ogromną liczbą aut (w Słomczynie, znanym jako bodaj największe tego typu miejsce w Europie, liczone były w… tysiącach!). Już kilka kilometrów przed giełdami stało mnóstwo handlarzy zatrzymujących samochody zmierzające na giełdę (właściwie to zatrzymywali wszystkie, bo skąd mogli wiedzieć, kto jedzie na giełdę?) i proponujących szybką transakcję. Słomczyn, warszawski Żerań, Poznań, Olsztyn, Mysłowice, Białystok – każdy region kraju, a nawet każde miasto miało swoją giełdę. Jednak grunty w miastach (przez tydzień użytkowane w ograniczonym zakresie) stały się cenne – np. giełda z Żerania przeniosła się na tereny dawnej FSO, żeby wkrótce później całkowicie zniknąć z „handlowej” mapy Warszawy.

Kilkanaście lat temu wszystkie giełdy zaczęły powoli tracić na znaczeniu – to kolejny element przejęty przez internet. Początkowo giełdy zaczęły się zmieniać w place do handlu częściami zamiennymi. Pod tym względem najlepiej radzi sobie chyba Poznań – do tej pory, szukając części zamiennych, łatwo spotkać dopisek: „możliwy odbiór na giełdzie w Poznaniu”.

Słomczyn również się obronił, ale nie ma tam sensu jechać, żeby sprzedać auto – ba, nawet części zamienne zeszły na dalszy plan. Obecnie to po prostu targowisko różności – od materiałów budowlanych poprzez ubrania, meble (również te lekko przechodzone, zza zachodniej granicy) po elektronikę. Łatwiej tam o najnowszy model telefonu (można mieć podejrzenia, czy wszystkie legalne) niż o samochód.

Trochę szkoda, bo giełdy (poza dla wielu przyjemnym klimatem z handlującymi czy oglądającymi auta „samochodziarzami”) miały niezaprzeczalne zalety – w jednym miejscu można było obejrzeć naprawdę dużo podobnych samochodów. W Słomczynie były przecież całe odpowiednio zatytułowane alejki (Polonezy, auta niemieckie, japońskie – stosownie do aktualnych trendów rynkowych). Na placu zbierano ogłoszenia do gazet, można było zjeść. Obecnie giełdy nie mają już praktycznie żadnego znaczenia – nie bierze się ich pod uwagę jako miejsca, w którym można sprzedać samochód.

  • Zalety sprzedaży używanego auta na giełdzie samochodowej - szybki, bezpośredni kontakt z osobami nastawionymi na zakup samochodu – oczywiście, nie brakowało na giełdach „oglądaczy”, ale większość w mniejszym lub większym stopniu była zainteresowana zakupem, i to na miejscu(!), handel odbywający się najczęściej w niedzielę (obecnie byłaby to ciekawa alternatywa dla zamkniętych sklepów).
  • Wady sprzedaży używanego auta na giełdzie samochodowej - nie ma już giełd samochodowych, takich jak przed laty – place, które pozostały, zajmują się w najlepszym razie handlem częściami samochodowymi, częściej wszelkimi meblami, materiałami ogrodniczymi itp., przeciętne koszty: dojazd na giełdę, ok. 50 zł za wjazd na plac, cały dzień poświęcony na siedzenie w aucie.

Kartka na szybie – czy tak można szybko sprzedać używane auto?

Foto: Auto Świat

Stara dobra metoda: na samochodzie przyklejamy kartkę informującą o chęci jego sprzedaży. Właściwie wystarczy prosta informacja: rok produkcji, model, cena i – oczywiście – kontakt. Niewątpliwym atutem tego rozwiązania jest możliwość nawiązania bezpośredniego kontaktu ze sprzedającym i „zatajenia” niewygodnych informacji.

Oczywiście, nie chodzi nam o oszukiwanie, ale np. wiele serwisów internetowych nie dopuszcza zamieszczenia ogłoszenia bez podania przebiegu. Jeśli mamy np. 200 tys. km w młodym, kilkuletnim aucie, to oznacza to często… kompletny brak odzewu na ogłoszenie internetowe. Natomiast klient, który najpierw obejrzy samochód może docenić stan ogólny, a dopiero potem dowiedzieć się o przebiegu, który będzie mu łatwiej „przełknąć”.

Kolejną zaletą jest brak kosztów takiego rozwiązania. Jednak czy na pewno? Większość odpowie: „Oczywiście! Co za pytanie?!” Ale innego zdania mogą być np. mieszkańcy Myszkowa czy Kamiennej Góry (południowa Polska) – tamtejsze władze uznały, że może to podchodzić pod paragraf:

Intencją takiej interpretacji było usunięcie z miast ogromnej liczby aut sprowadzonych, a wystawionych do sprzedaży nie na placach komisowych, tylko gdzie popadnie, przy ulicach. Jednocześnie można było usłyszeć od straży miejskiej, że obywatel jeżdżący swoim autem, na którym powiesił kartkę, nie ma się czego obawiać. Klient nie ma też na miejscu możliwości porównania oferty i stwierdzenia, że to drogo.

  • Zalety sprzedaży auta z ogłoszenia umieszczonego na aucie - brak opłat za zamieszczenie ogłoszenia (patrz informacje powyżej), możliwość natychmiastowego kontaktu z zainteresowanym kupującym, uwypuklenie zalet samochodu, podniesienie wiarygodności oferty – szukamy klientów w bezpośrednim sąsiedztwie miejsca zamieszkania.
  • Wady sprzedaży auta z ogłoszenia umieszczonego na aucie - ograniczony zasięg odbiorców ogłoszenia, mocno zależny od obszaru, w którym się poruszamy (sprawdza się tylko, kiedy intensywnie użytkujemy samochód lub postawimy go np. przy trasie przelotowej), konieczność ciągłego utrzymania samochodu w czystości (przed spotkaniem z kupującym z internetu można np. zajechać do myjni).

Jak dobrze sprzedać używany samochód? Naszym zdaniem

Samodzielna sprzedaż auta nie musi być problemem – wystarczy chwila przygotowań (sprzątanie, mycie), wykonanie zdjęć, zamieszczenie ogłoszenia w internecie (to najpopularniejsza forma). Niestety, nie będzie to tanie, dlatego lepiej dobrze przemyśleć swoją cenę. Lepiej też nie koloryzować oferty. Nie ma co obawiać się natłoku telefonów czy spotkań – ludzie nie mają czasu i raczej nie dzwonią bez powodu, a tym bardziej nie umawiają się na spotkania. Można spodziewać się głównie konkretnych telefonów od zainteresowanych osób, szczególnie jeśli opis w ogłoszeniu będzie rzeczowy i wyczerpujący.

Oczywiście, są auta, które łatwiej znajdują nabywców, i takie, w przypadku których trzeba się postarać o klienta. Ale to już kwestia oczekiwań właściciela, chociażby co do ceny. Stara prawda jest też taka, że najlepsze auta… nie trafiają do ogłoszeń, bo nie brakuje chętnych wśród rodziny czy znajomych.