Wjeżdżając do Warszawy, np. ulicą Modlińską, kierowcy mijają wielkie niebieskie tablice z napisem: "50 Strefa ograniczenia prędkości w Centrum Warszawy". Miejscowi przyzwyczaili się i nie zwracają na to uwagi, ale przyjezdni się dziwią: czy to znaczy, że w Warszawie poza centrum miasta jeździ się szybciej niż 50 km/h? Wytłumaczenie sensu istnienia tych znaków jest trywialne: to zwykła polska bylejakość, ale też konsekwencja ciągłych zmian, nic więcej. Gorzej, że na drogach w całej Polsce jest mnóstwo "starych" znaków, które wprowadzają w błąd i mogą doprowadzić do nieszczęścia.
Auto Świat / Robert Rybicki
Tablica "strefa ograniczenia prędkości"
Zmiany w przepisach drogowych wymuszają wymianę albo usuwanie niektórych znaków drogowych, z czym zarządcy dróg nie zawsze sobie radzą
Proces usuwania niektórych niepotrzebnych znaków drogowych trwa miesiącami, a nawet... latami
Niektóre znaki drogowe powstały przez pomyłkę: ich autorzy nie dostrzegli pułapek zawartych w przepisach
Brak logiki w oznakowaniu nie zdejmuje jednak winy ze sprawców wykroczeń i kolizji drogowych
Skoro w centrum Warszawy obowiązuje ograniczenie do 50 km/h, to łatwo się domyślić, że poza centrum obowiązuje jakiś wyższy, "warszawski" limit. W błędzie niektórych przyjezdnych utwierdzają wyprzedzające ich z ogromną prędkością samochody, które faktycznie jadą jakby... trochę szybciej niż 50 km/h. Ja jednak czegoś nie rozumiem: przecież limit prędkości na obszarze zabudowanym to 50 km/h, wynika to z Kodeksu drogowego i żadnych lokalnych wyjątków, poza tymi, o których mówią znaki drogowe, nie ma!
O pomoc w zrozumieniu sensu tablic "strefowych" postanowiłem zapytać u źródła: w Zarządzie Dróg Miejskich w Warszawie, który – jak mniemam – sam zarządził ustawienie ich przy drogach.
"Jak należy interpretować tablice z napisem «50 strefa ograniczenia prędkości w Centrum Warszawy» umieszczone na wjazdach do naszego miasta?" – pytam rzecznika warszawskiego ZDM. Odpowiedź przychodzi szybko:
To są znaki, których sensem było wprowadzenie całodobowego ograniczenia prędkości do 50 km/h. Do niedawna bowiem przepisy ogólne pozwalały jeździć 60 km/h w terenie zabudowanym w nocy, co w Warszawie dzięki tym znakom na większości obszaru miasta było zabronione.
Obecnie po nowelizacji ustawy znaki powielają przepisy ogólne, zatem są sukcesywnie demontowane z dróg.
– tłumaczy Mikołaj Pieńkos.
Wszystko jasne? Tak, ale... całodobowy limit prędkości 50 km/h w terenie zabudowanym na terenie całej Polski został ustawowo wprowadzony, uwaga, 1 czerwca 2021 r. To "niedawno" oznacza zatem rok i dziesięć miesięcy.
Nawiasem mówiąc: swego czasu pocieszałem niektórych kolegów, że wprawdzie nowe przepisy obniżą nocny limit prędkości z 60 do 50 km/h, ale przynajmniej zdejmą tysiące "pięćdziesiątek" poustawianych przy drogach, od których kierowcy dostają oczopląsu. Jednak nic z tego.
Są pasy, przejścia dla pieszych brak
Odpowiedź w sprawie tablic informujących o strefie ograniczenia prędkości w centrum Warszawy przypomniała mi inną wątpliwość, o którą dopytywałem warszawski ZDM kilka tygodni wcześniej: to pasy (znaki poziome) wymalowane na drogach dla rowerów, na niektórych śródmiejskich odcinkach tych dróg nawet co kilkadziesiąt metrów. Znaki te sugerują, że w danym miejscu jest przejście dla pieszych. Mniejsza już o to, że w wielu miejscach pasy te prowadzą co najwyżej do zaparkowanych przy krawężniku samochodów, gorzej, że piesi na tych pasach czują się bardzo swobodnie – zupełnie jakby mieli pierwszeństwo przed pojazdami!
Tymczasem... mało kto wie, że absolutnie niezbędnym elementem przejścia dla pieszych jest znak pionowy D-6 – niebiesko biała tabliczka z symbolem przejścia dla pieszych.
To nie jest przejście dla pieszych! To "zmyłka" – w takim miejscu pieszy nie ma pierwszeństwa przed roweremŻródło: Auto Świat / Maciej Brzeziński
"Znak D-6 należy stosować przy wszystkich przejściach dla pieszych" – mówi przepis ukryty wewnątrz kilkusetstronicowego rozporządzenia, którego odbiorcą nie jest przeciętny użytkownik drogi, a profesjonalista zajmujący się np. projektowaniem oznakowania drogowego. Ten przepis obowiązuje jednak wszystkich, także pieszych, a zatem jeśli mamy pasy wymalowane na drodze dla rowerów, ale nie ma przed nimi znaku pionowego D-6, to... przejścia dla pieszych w tym miejscu nie ma, choć zrozumiałe jest, że pieszym może wydawać się, iż jest dokładnie odwrotnie. Z pomocą przychodzi rzecznik ZDM, któremu wysyłam zdjęcie sytuacyjne z prośbą o komentarz:
Nie, to nie jest przejście dla pieszych w rozumieniu art. 2 PoRD. Takie oznakowanie było przez lata stosowane, ale obecnie już od kilku lat nie jest stosowane – przy nowych projektach nie projektujemy go, a istniejące malowanie znika przy okazji różnych zmian. Dzieje się tak właśnie dlatego, że oznakowanie może być mylące i sugerować, że jest to oznakowane przejście dla pieszych.
Na jednej ulicy w Warszawie mamy więc pewnie z kilkadziesiąt takich "zebr dla zmyłki", bo parę lat temu powstały bez sensu, a teraz nie ma pośpiechu z usuwaniem ich. Gorzej, gdy na tym przejściu spotka się rozpędzony rowerzysta świadomy "zmyłki" (więc niezwalniający przed "tym czymś") z pieszym, który uważa, że miał pierwszeństwo.
Przejście dla pieszychŻródło: Auto Świat
Cmentarze są pełne ludzi, którzy byli pewni, że mają pierwszeństwo, ale przyjmijmy, że tym razem jedynie ktoś będzie musiał zapłacić drugiej osobie odszkodowanie.
Zarządca drogi zamierza się dołożyć?
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.