- Samochody są coraz odporniejsze na błędy kierowców
- Wciąż jednak fantazja albo brak wiedzy potrafią wygrywać z zabezpieczeniami technicznymi
- Kierowcy często świadomie ignorują ostrzeżenia i komunikaty – to, że auto nie zawsze od razu się od tego psuje, nie znaczy, że warto tak robić
- Złe nawyki mszczą się czasami dopiero po latach – ale za to kosztownie
- Jazda z ręką na dźwigni zmiany biegów
- Trzymanie nogi na pedale sprzęgła w czasie jazdy i na postoju
- Jazda na oparach paliwa
- Zalewanie paliwa pod korek
- "Butowanie" na zimnym
- Jazda na bardzo niskich obrotach, przyspieszanie na wysokim biegu
- Zostawianie włączonych wycieraczek przy gaszeniu auta
- Dolewanie niewielkich ilości paliwa lub płynu AdBlue
Producenci aut doskonale wiedzą, że tylko nieliczni kierowcy zadają sobie trud, żeby tak po prostu przeczytać instrukcję obsługi auta. Jeśli już, to zwykle sięgają do niej w sytuacjach awaryjnych, kiedy po prostu nie wiedzą, jak coś zrobić. Wtedy ograniczają się zwykle tylko do tych stron, które dotyczą ich problemu. Nalepki ostrzegawcze umieszczane na samochodzie czy nawet groźnie brzmiące komunikaty, które pojawiają się przy uruchamianiu auta, to też niekoniecznie jest coś, co może powstrzymać kierowcę przed zrobieniem czegoś głupiego, takie sygnały szybko nam powszednieją i przestajemy zwracać na nie uwagę. Konstruktorów to nie dziwi, wiedzą, że auta muszą być po prostu coraz bardziej "idiotoodporne", bo wiara w rozsądek i uwagę kierujących może być złudna. I tak na przykład, w nowych autach ze skrzynią automatyczną nie da się w czasie jazdy na wprost włączyć biegu wstecznego ani wybrać pozycji "Park", a w samochodach elektrycznych nie ruszymy tak długo, jak długo elektronika wykrywa, że w gnieździe znajduje się wtyczka przewodu ładowania.
Dalszy ciąg artykułu pod materiałem wideoTakich zabezpieczeń jest coraz więcej, co niekoniecznie dobrze o nas świadczy. Ale i tak ludzie miewają głupie pomysły, które wykraczają poza wyobraźnię konstruktorów aut, często mniej lub bardziej świadomie omijamy wbudowane zabezpieczenia. Oto lista błędów i złych nawyków, które z czasem mogą się okazać bardzo kosztowne.
Jazda z ręką na dźwigni zmiany biegów
Z roku na rok sprzedaje się coraz więcej aut z automatycznymi skrzyniami biegów, ale na ulicach jeszcze dominują samochody ze skrzyniami manualnymi – a one bywają wrażliwe na niewłaściwą obsługę. Najczęstszy błąd: trzymanie podczas jazdy dłoni na dźwigni zmiany biegów. Zmieniłeś bieg? Zabierz dłoń z dźwigni!
Wbrew pozorom, przez układ dźwigienek, samo oparcie dłoni powoduje spore obciążenie podzespołów – w najlepszym wypadku z czasem wybieranie biegów stanie się mniej precyzyjne, ale z czasem może się zacząć dziać tak, że biegi zaczną wyskakiwać w czasie jazdy, albo nie będzie się ich dało włączać wcale.
Przeczytaj także: Dwa pancerne auta premium, którymi zachwycają się mechanicy. Takie oceny się nie zdarzają
Trzymanie nogi na pedale sprzęgła w czasie jazdy i na postoju
Teoretycznie pedał sprzęgła ma pewien ruch jałowy, więc lekkie wciśnięcie nie powinno uruchamiać mechanizmu. Tyle że ta granica bywa bardzo subtelna – w niektórych autach wystarczy niemal musnąć pedał, żeby wprawić mechanizm w ruch na tyle, że obciążone będzie łożysko wyciskowe, a sprzęgło może delikatnie się ślizgać, co powoduje jego przegrzewanie.
Przy zatrzymaniu auta na dłużej niż kilka sekund nie warto trzymać go na biegu i z wciśniętym pedałem sprzęgła – wrzucamy na luz, puszczamy sprzęgło i oszczędzamy łożysko i docisk.
A już największym błędem, jest trzymanie auta na półsprzęgle na wzniesieniu, żeby się nie staczało – to sposób na to, żeby szybko spalić sprzęgło.
Jazda na oparach paliwa
Są kierowcy, którzy tankowanie odwlekają do ostatniej chwili – nie zjadą na stację wcześniej, zanim nie zapali się kontrolka rezerwy, a komputer pokładowy nie pokaże zerowego zasięgu. Nie dość, że czasem można się przeliczyć, bo wskaźniki potrafią się niekiedy zawiesić, to i bez tego taka jazda jest po prostu szkodliwa dla auta. Powodów jest kilka: im więcej pustej przestrzeni w baku, tym więcej miejsca na to, żeby na wewnętrznych ściankach zbiornika skraplała się para wodna – to problem, który występuje przede wszystkim zimą, a wilgoć w układzie paliwowym nie robi mu dobrze. Kolejny powód jest taki, że jeżdżąc w taki sposób "gotujemy" paliwo w baku. Tak, to nie pomyłka! Pompa paliwa pobiera znacznie więcej paliwa, niż silnik na bieżąco przepala, jest ono tłoczone do listwy wtryskowej, a nadmiar wraca do baku, ale silnie podgrzany. Jeśli paliwa jest więcej, to ten wzrost temperatury jest umiarkowany, ale przy kilku litrach w zbiorniku robi się kłopot.
Jeśli w baku są już resztki paliwa, to rośnie też ryzyko, że do układu zostaną zassane zanieczyszczenia gromadzące się na dnie baku albo że zamiast paliwa zasysane będzie powietrze, tymczasem elementy układu wtryskowego są chłodzone i smarowane paliwem – jeśli pracują na sucho, to w końcu mogą się zatrzeć.
Zalewanie paliwa pod korek
Skrajności nie są dobre – tak samo, jak autu szkodzi jazda na oparach, tak nie należy też przesadzać w drugą stronę, czyli tankować auta pod korek, lejąc paliwo jeszcze długo po tym, kiedy pistolet do tankowania pierwszy raz "odbił". Zbiorniki paliwa są tak pomyślane, żeby nad paliwem zawsze znajdowała się "poduszka powietrzna", która jest potrzebna, żeby np., niwelować zmiany objętości paliwa na skutek wzrostu temperatury. Zbiorniki muszą też mieć odpowietrzenie, a wlewając paliwo na siłę do baku, tak naprawdę wypełniamy paliwem właśnie układ odpowietrzania silnika i możemy zalać znajdujący się tam filtr węglowy, który ma zatrzymywać opary paliwa. W skrajnych przypadkach może to grozić nie tylko tym, że w aucie pojawi się zapach paliwa i że będziemy podtruwani jego oparami, ale może dojść do wycieku, którego skutkiem będzie pożar auta.
"Butowanie" na zimnym
Zimny silnik? To może mu warto solidnie przygazować, żeby szybciej się rozgrzał? Nie, to fatalny pomysł i to z wielu powodów. Najważniejszy jest taki, że w ten sposób można po prostu "przytrzeć" silnik. Powód jest prosty: tłoki i cylindry muszą być do siebie tak dopasowane, żeby w miarę szczelnie do siebie przylegały. Za dokładne uszczelnienie odpowiadają wprawdzie pierścienie, ale pasowanie musi być na tyle ciasne, żeby tłok w cylindrze się nie bujał.
Tłoki są relatywnie małe i lekkie i mają niewielką pojemność cieplną, znacznie mniejszą niż masywny i dodatkowo chłodzony blok silnika. Jeśli damy "ogień na tłoki", to nagrzeją się one znacznie szybciej od bloku silnika. Zimny blok jest "ciasny", a tłoki puchną. Efekt: przytarcie silnika – z reguły nie na tyle poważne, żeby silnik całkiem od razu stanął, ale tak duże, żeby zaczął brać olej. W przypadku silników, które mają żeliwny blok silnika, ale głowicę z aluminium, które też inaczej reaguje na gwałtowny wzrost temperatury, może dochodzić do pęknięć głowicy, albo do utraty szczelności uszczelki pod głowicą. No i pracy na zimno nie lubi też turbosprężarka. Wniosek? Przez pierwszych kilka kilometrów naprawdę warto jeździć spokojnie, bo katowanie zimnego silnika dobrze mu nie robi.
Przeczytaj także: W Delhi zakazano tankowania ponad 10-letnich aut z dieslem. ANPR czuwa
Jazda na bardzo niskich obrotach, przyspieszanie na wysokim biegu
Skoro ostre gazowanie szkodzi silnikowi, to może warto jeździć na jak najniższych obrotach? Nie, skrajności nie są dobre! Niestety, w tym przypadku "do złego" namawiają nas trochę sami producenci samochodów, którzy starają się obniżyć zużycie paliwa aut, a przy okazji ograniczyć nieco emisję spalin.
W bardzo wielu modelach to komputer pokładowy sugeruje kierowcy, żeby za wcześnie zmieniał bieg na wyższy, a jeśli to automat – to robi to za kierowcę Tymczasem jazda na niskich obrotach, niewiele powyżej obrotów biegu jałowego, nie szkodzi autu tylko wtedy, kiedy toczy się ono bez obciążenia. Przyspieszanie na niskich obrotach i wysokim biegu, kiedy silnik pracuje na granicy "dygotania" bądź zduszenia powoduje olbrzymie obciążenie układu korbowego. To też szybki sposób na to, żeby wykończyć w aucie koło dwumsowe – które jest tłumikiem drgań, mającym wytłumić wibracje towarzyszące takiej jeździe. Owszem, tłumi, ale do czasu. To, co zaoszczędzimy na tankowaniu, stosując taki "ecodriving", z nawiązką zostawimy z czasem w warsztacie.
Zostawianie włączonych wycieraczek przy gaszeniu auta
To problem, który dotyczy w zasadzie tylko starszych aut, a największe szkody powoduje zimą. Jeśli parkując auto, zapomnimy wyłączyć wycieraczek, to wprawdzie przestaną one pracować po wyciągnięciu kluczyka ze stacyjki, ale po ponownym uruchomieniu auta włączą się znowu. A co, jeśli to ponowne uruchomienie nastąpi po mroźnej nocy, kiedy wycieraczki przymarzną do szyby? Albo się spali bezpiecznik, albo ucierpi silnik wycieraczek, albo po kilku takich pomyłkach, zepsuje się mechanizm wycieraczek.
Dolewanie niewielkich ilości paliwa lub płynu AdBlue
Zapaliła się kontrolka rezerwy? To wleję 5-10 litrów, na jakiś czas wystarczy! Kłopot polega na tym, że takich niewielkich dolewek elektronika może czasem nie zauważyć i potraktować je tak, jak bujnięcie pływaka w zbiorniku na nierówności – komputer nadal może pokazywać zerowy zasięg. Jeszcze gorszym pomysłem jest dolewanie zbyt małych ilości płynu AdBlue – bo jak sterownik nie zauważy dolewki, to auto może zostać w końcu unieruchomione – po wyłączeniu nie da się go ponownie zapalić do czasu zresetowania elektroniki i uzupełnienia płynu. Uwaga! AdBlue nie wolno uzupełniać przy pracującym silniku, a w wielu osobówkach wlanie płynu nie z butelki, a z dystrybutora dla TIR-ów grozi awarią układu, której usunięcie kosztuje kilka-kilkanaście tys. złotych. Z uzupełnieniem AdBlue nie warto czekać, bo im mniej płynu w zbiorniku, tym więcej osadza się w układzie skrystalizowanego mocznika, co też prędzej czy później układ SCR wykończy.