W siadając za kierownicę zadziornie wyglądającej Skody Citigo w wersji Monte Carlo, nie liczcie na to, że uda wam się zawstydzić jakiegoś hot hatcha. W tym przypadku mamy do czynienia wyłącznie z pakietem stylizacyjnym.
Rozczarowujące? Niekoniecznie, designerzy wykonali kawał naprawdę dobrej roboty; z nudnej bryły Skoday Citigo udało im się stworzyć ciekawie wyglądającego i przyciągającego wzrok malucha. Krwista czerwień, z czarnymi pasami (nieocierającymi się na szczęście o kicz), czarne lusterka i wstawki w zderzakach oraz antracytowe obręcze wyglądają efektownie, ale nieprzesadnie.
We wnętrzu Skody Citigo pojawiła się spłaszczona, skórzana kierownica, na desce czarny, połyskujący plastik fortepianowy, ale wisienką na torcie jest czarna podsufitka. Wszystko to tworzy spójną całość, nic nie wydaje się dołożone na siłę, aż szkoda, że producent nie pokusił się o mocniejszy silnik, adekwatny do zadziornego wyglądu wersji Monte Carlo.
W ofercie znajdziemy jedynie 3-cylindrówkę (1.0) w dwóch wariantach mocy – 60 i 75 KM. Nawet mocniejsza z nich (13,2 s do setki) nie zapewnia kierowcy nawet szczypty sportowych emocji, za to odwdzięcza się niskim spalaniem – w naszym teście Skoda Citigo potrzebowało średnio ok. 5,7 l/100 km, co jest dobrym wynikiem, zwłaszcza że autem poruszaliśmy się głównie po mieście.
Przy tak mizernych osiągach trudno jednak zrozumieć sens obniżenia zawieszenia (o 15 mm). W połączeniu z 16-calowymi alufelgami w aucie testowym (wymagają dopłaty 2300 zł) obniżyło to znacznie komfort resorowania i tak dość twardo zestrojonego zawieszenia.
Skoda Citigo w wersji Monte Carlo wygląda nieźle. Jednak czy warto zapłacić ponad 55 tys. zł (cena wersji testowej) za dobrze wyglądające, ale ospałe auto? Nie, ale jeśli nie zależy wam m.in. na szklanym dachu czy większych felgach, cena będzie już bardziej przystępna.
Galeria zdjęć
Historia zna kilka zwariowanych aut miejskich, ale Citigo w sporo obiecującej wersji Monte Carlo raczej do nich nie należy. Mimo to jest to dość ciekawa propozycja.
W siadając za kierownicę zadziornie wyglądającej Skody Citigo w wersji Monte Carlo, nie liczcie na to, że uda wam się zawstydzić jakiegoś hot hatcha. W tym przypadku mamy do czynienia wyłącznie z pakietem stylizacyjnym.
Rozczarowujące? Niekoniecznie, designerzy wykonali kawał naprawdę dobrej roboty; z nudnej bryły Citigo udało im się stworzyć ciekawie wyglądającego i przyciągającego wzrok malucha. Krwista czerwień, z czarnymi pasami (nieocierającymi się na szczęście o kicz), czarne lusterka i wstawki w zderzakach oraz antracytowe obręcze wyglądają efektownie, ale nieprzesadnie. We wnętrzu pojawiła się spłaszczona, skórzana kierownica, na desce czarny, połyskujący plastik fortepianowy, ale wisienką na torcie jest czarna podsufitka. Wszystko to tworzy spójną całość, nic nie wydaje się dołożone na siłę, aż szkoda, że producent nie pokusił się o mocniejszy silnik, adekwatny do zadziornego wyglądu wersji Monte Carlo.
W ofercie znajdziemy jedynie 3-cylindrówkę (1.0) w dwóch wariantach mocy – 60 i 75 KM. Nawet mocniejsza z nich (13,2 s do setki) nie zapewnia kierowcy nawet szczypty sportowych emocji, za to odwdzięcza się niskim spalaniem – w naszym teście Citigo potrzebowało średnio ok. 5,7 l/100 km, co jest dobrym wynikiem, zwłaszcza że autem poruszaliśmy się głównie po mieście. Przy tak mizernych osiągach trudno jednak zrozumieć sens obniżenia zawieszenia (o 15 mm). W połączeniu z 16-calowymi alufelgami w aucie testowym (wymagają dopłaty 2300 zł) obniżyło to znacznie komfort resorowania i tak dość twardo zestrojonego zawieszenia.
„Ścięta” z dołu, skórzana kierownica z czerwonym ściegiem, czarna podsufitka i fortepianowe wykończenie deski wyglądają naprawdę dobrze
Niską pozycję za kierownicą i wygodne fotele zaliczamy do plusów
Citigo w wersji Monte Carlo wygląda nieźle. Jednak czy warto zapłacić ponad 55 tys. zł (cena wersji testowej) za dobrze wyglądające, ale ospałe auto?
Nie, ale jeśli nie zależy wam m.in. na szklanym dachu czy większych felgach, cena będzie już bardziej przystępna.