Typowymi samochodami prezentującymi przerost formy nad treścią są pojazdy SUV. Ten "złoty środek" ma bowiem zadowolić zarówno osoby lubiące jeździć samochodem w terenie, jak również zapewnić komfort i parametry jazdy jak w limuzynie. W rzeczywistości nie jest to jednak samochód terenowy, gdyż nie przejedzie przez błoto i piasek gdzie poradzą sobie prawdziwe "terenówki". Nie jest to także limuzyna, gdyż gabaryty karoserii sprawiają, iż jest od niej wolniejszy i zapewnia mniejszy komfort jazdy. Właściwości pojazdów SUV i ideę "szapanowania samochodem" doskonale obrazuje zatem określenie "bulwarowe terenówki". Jednak mój pogląd na temat samochodów SUV uległ zmianie za sprawą Audi Q7.

Podchodząc do samochodu przygotowanego do testu nie wzbudził on mojej sympatii. Nie dość, że jeżdżący wcześniej osobnik oddał pojazd całkowicie zabłocony, to dodatkowo zbiornik paliwa był całkiem pusty. Przed rozpoczęciem  drogi z Warszawy do Krakowa, musiałem więc najpierw odwiedzić stację benzynową. Tam przeżyłem niemiłe zaskoczenie. Pistolet dystrybutora z olejem napędowym nie odbijał, więc tankowałem, tankowałem, tankowałem... Dopiero gdy na dystrybutorze ukazała się cyfra 88 litrów, zakończyło się napełnianie zbiornika. Teraz wystarczyło tylko zapłacić, wsiąść do auta i w drogę. Oczywiście zanim wyjechałem z Warszawy zdążyłem zapoznać się z wszystkimi przełącznikami oraz nastawami i … moja nieufność do samochodów SUV została nieco osłabiona. Wszystkie przełączniki typu ustawienie lusterek, siedzeń, klimatyzacji, ogrzewanie foteli, czy regulacja kierownicy (regulacja elektryczna), były dokładnie w tym samym miejscu jak mają to duże limuzyny Audi.

Ponadto Q7 było wyposażone w system "wolne ręce" i podczas gdy normalnie wyglądający kluczyk z metalowym sztyftem pozostawał w kieszeni, można było uruchomić silnik przyciskiem "Engine Start".  Dodatkowo zauważyłem, że wzorem niektórych osobówek, po włączeniu biegu wstecznego na wyświetlaczu centralnym ukazuje się obraz z kamery za samochodem, pozwalający zaobserwować czy za pojazdem nie ma jakiegoś przedmiotu lub bawiącego się dziecka. Atrakcją, jak w limuzynie BMW 7 czy Mercedesie klasy S, był również bagażnik otwierany przyciskiem na drzwiach (otwieranie klapy następowało elektrycznie), a zamykany przyciskiem na klapie (również elektryczne zamykanie).

Moja nieufność jeszcze bardziej zmalała podczas jazdy na trasie. Pojazd mający trzylitrowy silnik TDI o mocy 232 KM, zachowywał się na drodze jak normalny pojazd osobowy. Jadąc nawet większą szybkością w środku panowała cisza (bardzo dobre wytłumienie wnętrza),osiągi były przyzwoite (przyspieszenie 9,1 sek), a co najważniejsze - model nie chwiał się podczas jazdy na łukach, czy omijaniu przeszkód. Istotę tego dobrego zachowania na drodze odkryłem gdy, na stacji benzynowej pijąc kawę, przeglądałem instrukcję obsługi.

Odpowiedzialne za dobre własności jezdne jest zawieszenie pneumatyczne. Dzięki niemu pojazd miał doskonałe tłumienie wszystkich wstrząsów i nierówności, a przy prędkości ponad 120 km/h utrzymującej się przez minimum 30 sek., zawieszenie obniżało się 15 mm. Gdy prędkość samochodu przez minimum 20 sek była na poziomie 160 km/h, nadwozie obniżało się o dalsze 20 mm. Tym samym prześwit wynoszący normalnie 180 mm, zmniejszał się do 165 mm (poziom niski) lub 145 mm (poziom dla autostrady). Ta regulacja wysokości nie tylko zapewniała lepszą przyczepność, dzięki niżej położonemu środkowi ciężkości, ale także ograniczała zużycie paliwa (malał opór czołowy). O ile do poprawności zachowania podczas jazdy nie można się przyczepić, o tyle obniżenie spalania było dość kontrowersyjne. Pojazd zużywał średnio 14 l oleju napędowego na 100 km. Oczywiście trudno mówić o preferowanym oszczędnym stylu jazdy, niemniej takiego spalania nie miał jeszcze żaden testowany diesel.

Nie tylko moje wrażenia z jazdy - jako wygodną limuzyną - były pozytywne. Kolega z redakcji postanowił samochodem wjechać na miejsce, gdzie z reguły wjeżdżały tylko wersje terenowe. Nie był to wprawdzie teren błotnisty i grząski, który zmuszałby do angażowania wyciągarki samochodowej lub proszenia o pomoc traktorzystów, ale gruntowa droga po której płynął strumyk i stojące kałuże błota, uniemożliwiały przejazd tradycyjnym samochodem.

Gdy podjechaliśmy do zjazdu z drogi asfaltowej, pozycję zawieszenia ustawiono na "off road" i ... samochód urósł. Prześwit ze standardowej pozycji 180 mm, został zwiększony do 205 mm (poziom 1) lub 240 mm (poziom 2).

Przed wjechaniem w teren przejrzeliśmy instrukcję i sprawdziliśmy, że wartość kąta wzniesienia, po którym samochód może przejechać bez obawy, że zahaczy podwoziem wynosi 23,8 stopnia (wśród wielbicieli jazd terenowych jest on znany jako kąt rampowy), głębokość brodzenia wynosi 535 mm, a maksymalny kąt nachylenia wniesienia który uda się pokonać wynosi 24 stopnie. Są to więc wartości zbliżone do wartości jakie mają "terenówki". Uspokojeni tym faktem zjechaliśmy z asfaltu i … kolejne miłe zaskoczenie: samochód bez problemu dawał sobie radę w terenie. Przekazywany automatycznie napęd na wszystkie cztery koła był tak płynnie zmieniany, że kierowca nawet nie wiedział kiedy następuje poślizg i większy moment został przekazany na inne koła. W efekcie bez zbędnego "mielenia kołami" pojazd płynnie przejechał wszystkie przeszkody.

Tak więc jestem już prawie przekonany do samochodów SUV. Faktycznie gwarantują one komfort limuzyny i właściwości wersji terenowych.

Jednakże doszukałem się również minusów. Po pierwsze spalanie paliwa tego ogromnego monstrum (dł/szer/wys (cm)- 507x198x174) wynosiło 14 litrów oleju napędowego na 100 km. Po drugie zaś nowy Audi Q7 diesel kosztuje 240 000 zł (benzynowy 4,2 FSI nawet 307 000 zł), a wersja którą jeździliśmy ze względu na bogatsze wyposażenie - nawigację, tapicerkę skórzaną, asystent parkingowy, tempomat itd. była o 50 000 zł droższa (sam lakier metalizowany to koszt  4300 zł). Wjazd w teren samochodem za blisko 300 000 zł powoduje zaś, oprócz wzrostu poziomu adrenaliny związanego z wrażeniami trudnej jazdy, przyspieszone bicie serca i obawę "czy nie uszkodzę lub porysuję cacka kosztującego tyle co dom".

Tak więc pojazdy SUV przekonały mnie do swych walorów jezdnych, ale jednocześnie wzbudziły zaciekawienie czy ktoś wjedzie w teren modelem za 300 000 zł. Chociaż z drugiej strony: kto bogatemu zabroni......