Kalifornia, plaża w Malibu. W trakcie sesji zdjęciowej jeden z gapiów na parkingu zauważa głośno: „No tak, Malibu w Malibu”.
W Stanach nie ma chyba bardziej oczywistego miejsca na sesję zdjęciową tego auta, ale wersja, którą mieliśmy okazję wypróbować, już taka oczywista nie jest. Do benzynowego silnika 2.4 dołożono elektryczną jednostkę o mocy 15 KM.
Podczas dynamicznego przyspieszania motor spalinowy jest wspomagany elektrycznym, co ma być odzwierciedlone w zużyciu paliwa. Według amerykańskiej normy EPA Malibu Eco poza miastem spala zaledwie 6,4 l/100 km, a w ruchu miejskim – 8,1 l. Niestety, nie da się porównać tych wyników z modelem bez systemu hybrydowego, bo taki nie jest w USA oferowany.
Oprócz zastosowania elektrycznego dopingu auto zostało zoptymalizowane pod względem oporu aerodynamicznego nadwozia – za przednim grillem umieszczono żaluzję, która w sprzyjających warunkach jest automatycznie zamykana, co zmniejsza zawirowania powietrza. W Malibu Eco są również opony o obniżonym oporze toczenia i system start-stop.
Niestety, hybryda ma zawsze dodatkowe akumulatory, które w tym przypadku zabierają nieco przestrzeni w bagażniku (mniej o 86 l).Za kupnem hybrydowego Malibu w USA przemawia jeszcze jeden argument: pojazdy tego typu w niektórych stanach są ulgowo opodatkowane, co obniża średnie koszty użytkowania. Polskie przedstawicielstwo Chevroleta nie zamierza na razie wprowadzać wersji hybrydowej do sprzedaży w naszym kraju. Za to już jesienią cennik Malibu wzbogaci odmiana z silnikiem wysokoprężnym o mocy 160 KM.
Malibu Eco to nie tylko mniejsze zużycie paliwa, lecz także ulgi podatkowe dla użytkowników w Stanach. Poza tym cena – za 26 tys. dolarów otrzymujemy w pełni wyposażony, dużą limuzynę z porządnym silnikiem i automatyczną skrzynią biegów.Szkoda, że w Europie nie możemy liczyć na podobne ceny samochodów...