Sprawdzamy, jak spisuje się wersja z nowym silnikiem oraz skrzynią biegów z dwoma sprzęgłami…

O spotkanie z S-Maxem nietrudno. Produkt Forda jest jednym z najpopularniejszych vanów w Polsce. Sukces samochodu był zasługą efektownej stylizacji, wysokiej jakości wykonania oraz rozsądnie skalkulowanych cen.

Wiosną w salonach Forda pojawi się odświeżony S-Max. Powiększony wlot powietrza do chłodnicy, bardziej zdecydowane przetłoczenia maski oraz nowy kształt tylnych świateł sprawił, że auto wygląda bardziej drapieżnie od poprzednika. Zmiany są jednak ewolucyjne, a nie rewolucyjne. Bez konfrontacji nowego i starego S-Maxa różnice bez zawahania wskażą więc jedynie fani aut spod znaku błękitnego owalu.

Od niewielkich retuszy stylistycznych znacznie ważniejsze są poprawki mechaniczne. Zawieszenie poddano zmianom, które miały na celu utrzymanie doskonałego prowadzenia S-Maxa przy jednoczesnym zwiększeniu komfortu jazdy. Nowe podwozie faktycznie pozwala na żwawą jazdę po krętych drogach, a do tego cicho i całkiem skutecznie wybiera nierówności. W układzie wspomagania kierownicy zastosowano natomiast pompę o większej wydajności. Zmiana nie odcisnęła piętna na precyzji prowadzenia samochodu.

Jednym z najmocniejszych punktów zmodernizowanego S-Maxa jest nowy silnik benzynowy. Motor 2.0 EcoBoost został wykonany ze stopów aluminium, dzięki czemu jest lekki i szybciej się rozgrzewa. Silnik otrzymał podwójny układ zmiennych faz rozrządu, bezpośredni wtrysk benzyny oraz turbodoładowanie. Pakiet nowoczesnych rozwiązań zaowocował niezwykle korzystną charakterystyką jednostki napędowej. Pełna moc - 203 KM - jest dostępna przy 5500 obr./min, natomiast maksymalna wartość momentu obrotowego - 300 Nm - od 1750 do 4500 obr./min. W efekcie nawet podczas wyprzedzania zazwyczaj nie trzeba korzystać z wysokich obrotów. Ogranicza to zużycie paliwa oraz emisję dwutlenku węgla do atmosfery. Podczas testu 4,8-metrowy S-Max spalał 8,5-13 l/100km. Warto dodać, że apetyt wersji 2.3 (161 KM) i 2.5T (220 KM), które zostaną zastąpione przez silnik EcoBoost, był wyraźnie większy.

Benzynowy silnik EcoBoost będzie dostępny tylko ze zautomatyzowaną skrzynią PowerShift. Przekładnia z dwoma sprzęgłami zmienia biegi szybko i płynnie nawet podczas maksymalnego przyśpieszania. Dynamika S-Maxa robi wrażenie. Samochód o masie przekraczającej 1,6 tony rozpędza się od 0 do 100 km/h w czasie 8,5 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 221 km/h.

W przypadku silników wysokoprężnych przekładnia PowerShift będzie wyposażeniem opcjonalnym - oferowanym do S-Maxa z jednostką 2.0 Duratorq TDCi o mocy 140 i 163 KM.

Przysłowiową wisienkę na torcie stanowi bogate wyposażenie standardowe. Na liście znalazły się m.in. elektrycznie sterowane szyby, siedem poduszek powietrznych oraz dwustrefowa klimatyzacja. Zmodernizowany S-Max może ponadto otrzymać systemy ostrzegające o spadku ciśnienia w ogumieniu oraz informujące o innych pojazdach w martwym polu widzenia kierowcy, programowalny ogranicznik prędkości, jak również światła do jazdy dziennej z diodami LED.

Diody posłużyły również do oświetlania kabiny. Wnętrze S-Maxa wykończono przy użyciu miękkich i przyjemnych w dotyku materiałów. Z czernią kokpitu efektownie konstatują chromowane wstawki. Szkoda, że równie dobrego wrażenia nie robi fabryczna nawigacja - jest trudna w obsłudze, a do tego powolna.

W S-Maxie może wygodnie podróżować pięć dorosłych osób. Opadająca linia dachu ogranicza przestrzeń w trzecim, opcjonalnym rzędzie foteli. W przypadku ich rozłożenia bagażnik ma skromną objętość 285 litrów. Składając fotele trzeciego i drugiego rzędu można uzyskać nawet 2000 litrów.

Zmodernizowany S-Max trafi do salonów w kwietniu. Dokładne ceny nie zostały jeszcze ustalone. Przedstawiciele polskiego oddziału Forda deklarują jednak, że radykalnych zmian w cenniku klienci nie muszą się obawiać. Oznacza to kwotę ok. 93 tysięcy złotych za podstawową wersję funkcjonalnego auta.