Koreańczycy zrobili bowiem coś, czego japońska konkurencja (europejskie koncerny "przespały" boom na SUV-y i teraz zaczynają intensywnie nadrabiaćzaległości) niekoniecznie się spodziewała: wielką, luksusową "terenówkę". I to z turbodieslem, który może wprowadzić sporo zamieszania w klasie 4 cylindrów. Już sam wygląd auta jest odmienny od kombinacji niezliczonych krzywizn i obłości, do których przyzwyczaili nas Koreańczycy. Kto kiedykolwiek próbował prześledzić ewolucję modelu Hyundai Coupé, ten wie, o czym mowa. Santa Fe ma teraz mroczne, podstępne spojrzenie, a tył przypomina nieco styl Mazdy, a może raczaj Alfy Romeo, z której inne koncerny czerpią inspirację, żeby nie powiedzieć "ściągają".Mnóstwo miejsca i niezła ergonomiaZajęcie miejsca za kierownicą dostarcza kolejnych miłych przeżyć. Kokpit wykonano z przyzwoitych materiałów, a miejsce kierowcy dzięki regulowanej w dwóch płaszczyznach kolumnie kierownicy (Koreańczycy bardzo długo opierali się temu rozwiązaniu) zapewni wygodną pozycję. Fotele są jak na "koreańczyka" wyjątkowo obszerne. Wnętrze jest szerokie i daje poczucie swobody i przestrzeni. Co istotne, dzięki dużemu rozstawowi osi wystarczająco dużo miejsca mają także pasażerowie tylnej kanapy, którzy podróżują w świetnych warunkach. W testowanej, 7-osobowej wersji pod podłogą wielkiego bagażnika ukryto rozkładane, dodatkowe foteliki. Jest na nich ciasno, ale dzieci się zmieszczą, a jazdę uprzyjemnią im dodatkowe nawiewy klimatyzacji. W kokpicie na pochwałę zasługuje nieskomplikowana obsługa elementów sterowania, wśród których istotne miejsce zajmuje automatyczna klimatyzacja montowana w standardzie. Trudno natomiast zrozumieć, dlaczego w aucie nie ma fabrycznego radia. Najlepiej z niestandardowym rozmiarem panelu, które zdecydowanie mniej zachęca amatorów cudzej własności niż zainstalowany w testowym aucie odbiornik pasujący do każdego innego samochodu. Na pocieszenie możemy przyznać, że zamontowane radio to naprawdę udany model, a jego obsługa nie jest specjalnie skomplikowana.150-konny diesel pracuje bardzo cichoSilnik to kolejne, miłe zaskoczenie. Ten motor nie musi się nieczego wstydzić na tle europejskiej konkurencji, której osiągnięcia w dziedzinie diesli muszą gonić i japońskie, i koreańskie koncerny. Jeśli wierzyć katalogowi z salonu w Genewie, motor ten pochodzi z regału Mitsubishi. Jest naprawdę cichy. Brakuje tylko "automatu" montowanego w topowej wersji Executive (161 900 zł).W testowym aucie zainstalowano 5-biegową skrzynię manualną. 150 KM brzmi obiecująco, jednak osiągi są po prostu wystarczające, choć bez żadnych szaleństw. Do wyprzedzania w pełni obciążonym Santa Fe trzeba się dobrze "przymierzyç". A co z elastycznością? To zależy. Jeżeli oczekujemy szybkiej reakcji na dodanie gazu, tutaj jej nie znajdziemy. Turbina jest najwyraźniej dość duża i wymaga czasu, by się na dobre "rozkręcić". Z drugiej strony, podczas jazdy na wysokich biegach ze stałymi prędkościami można bez problemów jechać nawet poniżej 2 tys. obrotów. Do spokojnego charakteru silnika pasuje niezbyt twarde zawieszenie i układ kierowniczy, który nie pozwala zapomnieć o tym, że jedziemy dużym pojazdem. Ale przecież to wcale nie musi być wada.PodsumowanieCzasy, kiedy auta koreańskie były tanie, odchodzą do lamusa. Za pieniądze, które trzeba wyłożyć na testowanego Hyundaia, można bez problemu kupić przynajmniej kilku konkurentów i to w najbogatszych wersjach wyposażenia. Ale... Wystarczy spojrzeć na wymiary Santa Fe, by się przekonać, że to znacznie większe auto od większości popularnych SUV-ów w rodzaju Toyoty RAV4. Hyundai ma aksamitnie pracujący silnik, wielkie i wygodne wnętrze (dwupłaszczyznowa regulacja kierownicy!) i komfortowe zawieszenie. Tylko kupować.
Hyundai Santa Fe 2.2 CRDI Premium - Duży, większy, Santa Fe
Poprzednia generacja tego auta nie zrobiła w Polsce oszałamiającej kariery. Tym razem jednak przy rozsądnej polityce cenowej są na to duże szanse.