Kia Picanto jest na rynku od 2004 roku, a w obecnej wersji, po gruntownym face liftingu, od roku 2007. Przyszedł więc czas na drugą generację miejskiego modelu, który ma duże szanse na odniesienie sukcesu rynkowego, również, a może nawet szczególnie, w Polsce. Ale o tym za chwilę.

Już na pierwszy rzut oka widać, że przeniesienie centrum designu z Korei do Niemiec było dla koncernu Hyundai-Kia strzałem w dziesiątkę. Kiedy zobaczyłem nową Kię Picanto na żywo, pomyślałem, że jest ładniejsza niż na zdjęciach. Stylistyka auta jest naprawdę bardzo udana, bo też pracował nad nią Peter Schreyer, twórca takich hitów jak Audi TT czy Volkswagen New Beetle. Przód nawiązuje do nowych modeli marki Kia. Masywny zderzak i sporej wielkości klosze reflektorów dodają nadwoziu urody i dają optyczne złudzenie, że Picanto jest większa, niż pokazują dane producenta.

Niemniej atrakcyjna jest linia boczna, z dodającymi dynamizmu przetłoczeniami oraz tył samochodu. W tej części znajdziemy ciekawie stylizowane klosze lamp i duże logo Kia na klapie bagażnika. Dobrym pomysłem jest zamówienie pakietu LED, w którym oprócz diodowych świateł do jazdy dziennej, o charakterystycznym kształcie, dostaniemy wykonane w tej samej technologii światła tylne. Poprawia to nie tylko wygląd auta, ale i poziom bezpieczeństwa.

Po tym pierwszym pozytywnym zaskoczeniu wsiadam do środka i tu niespodzianek ciąg dalszy. Dzięki regulacji fotela i kierownicy łatwo jest zająć wygodną pozycję. Miejsca wewnątrz jest sporo, zarówno z przodu, jak i na tylnej kanapie. Dużym plusem jest duża liczba schowków - w drzwiach przednich zmieści się zarówno mapa, jak i duża butelka, a pod fotelem pasażera znajdziemy praktyczną szufladę. Bagażnik z kolei urósł niemal o jedną trzecią w porównaniu do starego Picanto i wynosi 200 litrów, a po złożeniu dzielonych oparć nawet 870 litrów.

Widok rozciągający się przed kierowcą i pasażerem jest przyjemny dla oka. Deska rozdzielcza wygląda dobrze, a wszystkie jej elementy są wygodnie rozmieszczone. Atrakcyjnie wygląda panel wskaźników, który składa się z trzech okrągłych tuneli, w których schowane są zegary. Nieco zastrzeżeń można mieć do słabo czytelnego wyświetlacza zestawu audio, ale tylko wtedy, kiedy mocno przyświeci słońce. A to u nas nie zdarza się za często. Jeśli chodzi o materiały wykończeniowe i spasowanie poszczególnych elementów tapicerki, to Picanto nie odbiega od konkurencji. Można nawet powiedzieć, że jak na tą klasę aut jest nieźle.

Duże słowa uznania należą się konstruktorom odpowiedzialnym za koło kierownicy. To, że dwuramienny wolant wygląda atrakcyjnie, to jeszcze nie wszystko. Ważne jest to, że naprawdę dobrze leży w dłoni, ma odpowiednią grubość, a do tego może mieć podgrzewanie. To w tej klasie aut rzadkość, a rozwiązanie jest bardzo przydatne w naszym klimacie.

A jeśli już nawiązuję do Polski, nie mogę nie wspomnieć o specjalnej wersji silnikowej, która zasilana jest tak popularnym w naszym kraju autogazem LPG. Fabryczna instalacja ma 35-litrowy zbiornik, co wystarcza na przejechanie około 600 km na tym tanim paliwie. A gdyby zabrakło po drodze stacji tankowania LPG, o co raczej trudno, do dyspozycji pozostaje 10-litrowy zbiornik benzyny, której wystarczy na przejechanie dodatkowych ok. 150 km, np. w celu znalezienia odpowiedniego punktu tankowania.

Silnik ten ma litr pojemności i trzy cylindry. Moc 82 KM i 94 Nm momentu obrotowego pozwalają na sprawne poruszanie się niedużą Kią Picanto, podczas gdy spalanie ma wynieść średnio 5,6 l/100 km. Nie mogłem tego zweryfikować podczas krótkich jazd testowych bez możliwości zatankowania pełnego baku, a testowany model nie miał komputera pokładowego. Pozostaje wierzyć producentowi. A to z kolei, po szybkim obliczeniu z założeniem, że litr LPG kosztuje ok. 2,5 zł, daje niezły wynik ok. 15 zł za przejechanie 100 km. Mniej kosztuje chyba tylko jazda samochodem elektrycznym. Choć oczywiście trzeba wziąć poprawkę na to, że w codziennej jeździe trudno będzie utrzymać katalogowy wynik.

Zastosowana w Picanto 5-biegowa skrzynia manualna spisuje się bardzo dobrze. Jest właściwie zestopniowana i poszczególne przełożenia przełączane są bez oporów. Muszę tu wspomnieć o dość dziwnie zachowującym się pedale sprzęgła, które do połowy nie wykazuje praktycznie żadnego oporu i można go wcisnąć jednym palcem. Dopiero całkiem blisko podłogi wciska się go z właściwym oporem i wtedy następuje rozłączenie mechanizmów. I nie jest to kwestia jednego egzemplarza, bo tak samo sprzęgło chodziło w innych autach z tym silnikiem. Można się do tego jednak szybko przyzwyczaić i wręcz zapomnieć, że jest inaczej, niż zazwyczaj.

Trzycylindrowy silnik pracuje w sposób charakterystyczny dla tego typu jednostek. Jego dźwięk początkowo mnie irytował, przypominając, że jadę małym autem o miejskim przeznaczeniu. Po dłuższej jeździe natomiast zaczęło mi się to nawet podobać. Szczególnie przy szybko pokonywanych łukach oesu warczenie trzech tłoków uwijających się w tempie 3-4 tysięcy razy na minutę zaczęło mi brzmieć rasowo i zachęcało do dynamicznej jazdy.

Różnic w jeździe na autogazie i na benzynie szczerze mówiąc nie zauważyłem, jeśli nie liczyć subiektywnego odczucia, że w trybie LPG, przy pełnym otwarciu przepustnicy, czasem silnik lekko się przydławił. Poza tym jednak o czymś takim jak utrata mocy nie można mówić.

A prowadzenie? Dobrym miejscem do sprawdzenia zawieszenia i układu kierowniczego był fragment trasy, który prowadził przez jeden z odcinków specjalnych Rajdu Katalonii. Muszę przyznać, że nawet przy wyłączonym ESP trudno było wywołać pisk opon na ciasnych asfaltowych zakrętach. Picanto jechała po nich jak po sznurku. Przy tym zawieszenie jest dobrym kompromisem pomiędzy komfortem, a prowadzeniem. jak na swoje rozmiary, nierówności drogi Kia połyka dzielnie. Próby awaryjnego hamowania też nie robią na Picanto większego wrażenia.

Drugim modelem nowego Picanto, jaki wybrałem do jazdy testowej, była wersja z całkiem innej bajki. Wyposażona w najmocniejszy w ofercie silnik czterocylindrowy o pojemności 1,25 litra i automatyczną skrzynię biegów o czterech przełożeniach Kia to zupełnie inny samochód. Moc 85 KM i 121 Nm momentu obrotowego powinny sobie radzić z rozpędzeniem niedużego auta. Tymczasem automat gdzieś tą moc pożera. Wciśnięcie pedału gazu do oporu podczas przyspieszania powoduje wzrost obrotów do 6 tys. na minutę, ale o wciskaniu w fotel nie może być mowy. Dopiero nieco łagodniejsze obchodzenie się z gazem zapewnia wystarczającą dynamikę i niski poziom hałasu, choć na wyprzedzanie w trasie trzeba mieć naprawdę sporo miejsca.

Mówiąc o hałasie, muszę powiedzieć, że tu kolejne zaskoczenie, bo samochód jest nieźle wyciszony. W zakresie użytecznych obrotów we wnętrzu można spokojnie rozmawiać czy słuchać radia, płyty lub iPoda. Również prędkości autostradowe nie powodują irytującego szumu. To po części zasługa niskiego współczynnika oporu powietrza, który udało się obniżyć w porównaniu do poprzednika.

Nowa Kia Picanto do polskich salonów wejdzie już w maju. Będzie dostępna zarówno w wersji pięciodrzwiowej, jak i trzydrzwiowej. Ta druga będzie nieco bardziej sportowa z wyglądu i od bardziej praktycznej odmiany z dodatkową parą drzwi różnić ją będzie m.in. nieco zmieniony grill i zderzak przedni, a także zderzak z tyłu i podwójna końcówka wydechu.

Ceny nie są jeszcze znane, ale jak tylko importer je ujawni, znajdziecie je na stronach Moto.Onet.pl. Nieoficjalnie wiadomo, że praktycznie niewiele będą się różnić od cen obecnego Picanto. Klientów w Polsce z pewnością interesować będzie odmiana LPG, która przy stale rosnących cenach benzyny może okazać się świetną alternatywą. Zwłaszcza, że producent obejmuje 7-letnią gwarancją cały samochód, włącznie z instalacją gazową. A to, przy obecnym boomie na autogaz, może okazać się strzałem w dziesiątkę.