Próba skonstruowania samochodu, który zaspokoiłby gusta najbardziej wybrednych klientów, świadczy o dojrzałości marki lub... totalnym szaleństwie. Szefowie koreańskiego koncernu, podejmując tę decyzję, z pewnością przypomnieli sobie początki Lexusa – na opracowanie pierwszego LS-a wydano w latach 80. XX w. oszałamiającą kwotę miliarda dolarów.

Japończycy podjęli ogromne ryzyko, ale świetne przyjęcie na rynku amerykańskim spowodowało, że marka mogła w następnych latach rozwinąć swoją paletę modelową. Koreańczycy są jeszcze odważniejsi – mimo że mieli na celowniku segment dużych limuzyn, nie stworzyli specjalnej marki, jak Toyota z Lexusem. Liczą za to jednak głównie na zbyt na rodzimym i amerykańskim rynku. Jednym z aut już jeździliśmy.

Equus, czyli wierzchowiec lub...

...Mercedes klasy S po koreańsku. Stojąc przy największym Hyundaiu, trudno oprzeć się wrażeniu, że wzorcem była flagowa limuzyna ze Stuttgartu. Kształt reflektorów, proporcje karoserii – to wszystko przypomina Mercedesa. W środku, choć zadbano o odpowiedni dla tego segmentu dobór materiałów, podobieństwo wydaje się mniejsze. Rozplanowanie elementów obsługi w kokpicie bardziej przypomina styl Lexusa.

Priorytetem jest oczywiście wygoda – seryjne zawieszenie pneumatyczne rozpieszcza komfortem. W wersji Ultimate wyposażenie obejmuje praktycznie wszystko to, co u niemieckiej konkurencji wymaga dopłaty – na przykład prawy tylny fotel, który rozkłada się jak te w lotniczej klasie biznes. Warto jednak też zasiąść za kierownicą, gdzie czekają na nas funkcja masowania i dowodzenie 429 KM z wolnossącej „V8-ki”.

Za zmianę biegów odpowiedzialny jest 8-stopniowy „automat”. Podczas jazdy drobny niesmak budzi jedynie zbyt mało precyzyjna przekładnia. Poza tym mechanika Equusa zachwyca. Szkoda, że polski importer Hyundaia nie planuje wprowadzenia tego samochodu do oferty. W USA Equus kosztuje... mniej niż połowę sumy, którą Mercedes żąda u nas za S 500.

Radosne słowotwórstwo

Pierwsza luksusowa Kia otrzyma na pozakoreańskich rynkach fantazyjną nazwę Quoris – to miano utworzono z połączenia słów quality i core (ang. jakość i jądro). W swojej ojczyźnie już jest dostępna od kwietnia jako K9. Jej wygląd od początku budził kontrowersje. Auto zaprojektował arcymistrz designu Peter Schreyer, któremu zarzuca się jednak skopiowanie pewnych elementów z BMW. Grill samochodu mimo charakterystycznego dla Kii wcięcia przywodzi na myśl typowe dla bawarskiej marki „nerki”.

Podobnie jest z wymodelowaniem słupka C i tyłu auta. Pod maską Quorisa znalazło się 300-konne V6. Za dopłatą można mieć m.in. w pełni LED-owe oświetlenie i komplet elektronicznych asystentów. Cena w Korei to w przeliczeniu na złotówki zaledwie... 150 tys. zł. Są chętni?