Wzięto więc seryjną Mazdę MX-5 i rozebrano ją na czynniki pierwsze. Po jednej stronie ułożono podzespoły niezbędne, by samochód mógł w ogóle się poruszać, po drugiej – resztę.
Ponieważ MX-5 Superlight nie będzie nigdy użytkowane (jak zwykłe auto) na drogach publicznych, takie rzeczy jak przednia szyba z ramą, składany dach czy nawet drzwi okazały się zbędne. Skoro nie ma szyby, niepotrzebne są wycieraczki, a rezygnacja z drzwi oznacza brak klamek. Jadąc otwartym autem bez szyb, raczej trudno słuchać muzyki (no, chyba że jest to muzyka płynąca z silnika!), więc wyrzucono także zestaw audio. Klimatyzacja i nawiewy? Precz! Usunięcie takich rzeczy jak maty wygłuszające czy dywaniki było już czystą formalnością.
Inżynierowie nie ingerowali tylko w jedno – wyposażenie, które wpływa na bezpieczeństwo. W efekcie masa pojazdu spadła do 995 kg. Co ciekawe, nie zdecydowano się na jakiekolwiek modyfikacje silnika czy skrzyni biegów. Motor 1.8 nadal ma 126 KM. Szkoda, ale i tak efekt pracy zespołu Mazdy jest całkiem przyzwoity: seryjny model rozpędza się do setki w 9,9 s, a Superlight w 8,9 s.
Studium MX-5 zostało przygotowane z myślą o salonie frankfurckim. W teczce prasowej piątki znaleźliśmy jednak takie zdanie: MX-5 Superlight to jeżdżący samochód studyjny, choć jego produkcja w najbliższej przyszłości nie jest planowana. Najbliższej, więc może jeszcze nie wszystko stracone... Aha, i nie zapomnijcie podrasować silnika!